Zaczęliśmy fotowyprawę do Namibii – tak naprawdę jesteśmy tu dopiero parę godzin. I już jest fajnie! Są jednak też komplikacje – ale nic, z czym nie można sobie poradzić.
Każdy leci jak chce…
Nasza grupa na dobre spotkała się dopiero przy pierwszej kolacji w Namibii, bo każdy dolatywał tak, jak było mu wygodnie. Dwie osoby przyleciały z Wiednia, trzy z Warszawy, cztery zaczęły loty w Berlinie, a jedna wystartowała z Krakowa. Lot z Krakowa okazał się najbardziej problematyczny, bo już na starcie miał ponad półtorej godziny opóźnienia. To oznaczało, że nasz uczestnik nie zdążył dołączyć na przesiadkę we Frankfurcie i ma dzień opóźnienia. Ponieważ to był jednak bilet na lot łączony (zdecydowanie zalecamy wyłącznie takie!), to nie jest to duży problem. Na razie na koszt Lufthansy dostał hotel we Frankfurcie, a jutro pierwszym lotem dotrze o poranku na lotnisko w Windhouk i pewnie przed wieczorem do nas dołączy.
My jesteśmy w drodze na południe Namibii. Mamy za sobą pierwszy zachód słońca – fotografowany przy noclegu, który mamy w bardzo eleganckim i stylowym Lapa Lange Game Lodge. Powyżej słomiany dach na tle zachodzącego słońca, a niżej oczko wodne, które generalnie służy nocnemu wabieniu antylop, żyraf i nosorożców (były!). Tu jeszcze oczko wodne późnym popołudniem, ze stadem przelatujących ptaków. Ptaki szybkie były.