Nasze fotowyprawy na Islandię mają różne programy, ale jak dotąd po prostu nie możemy się oprzeć pokusie, żeby za każdym razem odwiedzić dwa magiczne miejsca: Diamentową Plażę Jokulsarlon i czarną plażę Stokksnes.
Jedno z nich zachwyca bielą i krystalicznością brył lodu, drugie – czarnymi pejzażami wulkanicznej plaży u stóp groźnej góry Vestrahorn. Oba plenery (w połączeniu z sesją przy tzw. Małej Lodowcowej Lagunie), a także oczywiście przejazdami i obiadem w lokalnej restauracji, zajmują nam cały dzień. Szczerze mówiąc na te dwa miejsca warto by poświęcić nawet kilka dni, zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak zmieniają się one z godziny na godzinę.
Nie chodzi tylko o pory dnia, pogodę czy oświetlenie tych miejsc. W Lodowcowej Lagunie miniaturowe góry lodowe znajdują się w stałym, choć przeważnie powolnym ruchu, więc sceneria subtelnie, ale bez ustanku się zmienia. Na Diamentowej Plaży z kolei bryły lodu (wyjątkowo wielkie w tym roku) nieustannie topią się, zmieniając swoje kształty, a od czasu do czasu któraś z nich jest przewracana przez co silniejszą falę.
Na czarnej plaży Stokksnes występują z kolei subtelne przypływy i odpływy. Subtelne dlatego, że woda nie wdziera się w głąb lądu coraz silniejszymi falami, ale przesącza się przez czarny piasek, formując kałuże, które niepostrzeżenie łączą się w rozlewiska, by w szczytowej fazie przypływu pokryć całą plażę równą, gładką i spokojną taflą wody. A później następuje odpływ i znowu mamy gładką, czarną plażę usianą pojedynczymi głazami, a tuż obok czarne wydmy porośnięte kępami trawy.
Studlagil – bazaltowy wąwóz
Nad Jökulsárlón i na Stokksnes moglibyśmy siedzieć całymi dniami, ale przecież reszta Islandii też jest imponująca. My przy układaniu programu fotowypraw na Islandię od dawna mamy problem klęski urodzaju. Ciekawych miejsc jest tyle, że żeby na każde przeznaczyć należną mu ilość czasu, fotowyprawa musiałaby trwać co najmniej miesiąc. Poszliśmy więc na kompromis: dodaliśmy nowy punkt programu w postaci wąwozu Studlagil. Wąwóz ten powstał niedawno: gdy nowa elektrownia wywołała obniżenie poziomu wody w rzece, odsłoniły się piękne bazaltowe kolumny, przypominające kadry z Władcy Pierścieni.
Po drodze do wąwozu zahaczyliśmy jeszcze o niezbyt duży, ale bardzo ładny wodospad Studlafoss, położony w bazaltowej rozpadlinie, tak głębokiej, że słońce chyba nigdy nie oświetla strumienia wody. Biel wody, zieleń roślin, czerń bazaltu i niebo odbijające się błękitem w mokrych powierzchniach – Studlafoss jest zaskakująco kolorowy.
Wieczorem przyjechaliśmy do hotelu nad jeziorem Mywatn, a jutro zaczniemy eksplorację tych wulkanicznych okolic. A może nocą odwiedzi nas zorza?