Dzień bez wodospadów poświęciliśmy na zanurzenie się w oparach siarki. Opary można obejrzeć powyżej, zapach należy sobie wyobrazić. 🙂 Oprócz wyziewów fotografowaliśmy erupcje wulkanów – po kilka wybuchów na sekundę. Strzelał tym razem nie Eyjafjallajökull (napis na koszulce „What part of Eyjafjallajökull don’t you understand?”), ale wulkany błotne. Jedna z erupcji poniżej, nie ma zagrożenia dla ruchu lotniczego nad Europą.
Powróciliśmy też do starej tradycji fotowyprawowej i żegnamy jeden statyw: nie wróci z nami Velbon Sherpa, stracił biedak nogę, a jako duopod został odrzucony przez stado tripodów.
Na dole dowód na sprawność islandzkich służb zajmujących się oznaczaniem szlaków: patyczki wyznaczające ścieżki wprawdzie małe, blade i rzadko, za to można czasem spotkać taki krzepiący komunikat, jak poniżej.