Tej jesieni Świętokrzyskie było wyjątkowo czarowne, liściasto rude, barwnie oświetlone i huczące odgłosem kopyt. W połowie października tradycyjnie grupa zapaleńców fotografii pod wodzą naszą oraz Ka_tuli udała się na pofalowane pola, szukać fotograficznej magii. I znaleźliśmy!
Krzyżtopór wieczorową porą
Zaczęliśmy od wieczornej wizyty w ruinach Krzyżtoporu. W sumie to zaczęliśmy wcześniej pysznym obiadem we Dworze w Odonowie, ale obiad nie jest działalnością fotograficzną, więc pomijam. A w Krzyżtoporze, gdy zaczęło się ściemniać, w ruch poszły latarki i wężyki, bo z użyciem takiego właśnie sprzętu fotografowie wywołują duchy. Duchy świeciły na zielono i czerwono, a czasem na żółto i fioletowo. Dziwne jakieś.
Trochę spokoju
Po szaleństwach zabawy na zamku, następnego poranka postanowiliśmy się wyciszyć nad Nidą. Przy starym moście kolejowym dopisało złote światło poprzez chmury, szyny błyszczały odpowiednio rdzawo, a mgły się snuły, a jak już się posnuły to się kładły. Nie ma to jak piękny październikowy poranek na łonie przyrody! Migawki klikały, statywy stały stabilnie, i dopiero zew śniadania wygonił nas z wilgotnych łąk.
A potem były konie, dumne konie arabskie. Blask wstającego dnia wprawdzie przygasł w międzyczasie za chmurami, ale to tym lepiej – w rozproszonym świetle grzbiety siwków się nie wypalały. Godzinna mniej więcej sesja z galopującymi dziewczynami zakończyła się drugą sesją – dwa zaprzyjaźnione ogiery, już bez pomocy ludzi, ganiały się radośnie po pastwisku.
Wieś jak malowana
Czy ktoś mówił że w południe się nie fotografuje? Nie słuchajcie go! Fotografuje się, tylko trzeba znaleźć odpowiedni temat. Na południe zajechaliśmy do Zalipia, fotografować kwiaty. Głównie te namalowane na ścianach chałup, choć pomalowane tu może być wszystko – łącznie z cynkowanym wiadrem wiszącym przy studni. Spacerkiem od jednej kwiecistej chałupy do następnej przeszliśmy przez wieś, kończąc sesję w kawiarni, też oczywiście całej w kwiatach.
Ponidziańska szkoła fotografii
Popołudnie i wieczór spędziliśmy znowu na łonie przyrody, tym razem wśród pofalowanych świętokrzyskich pól. Są tu takie miejsca, gdzie zaorane brązowe pola sąsiadują z zielonymi, a łagodne pagórki zaplatają się w kompozycje. I tam właśnie byliśmy, fotografując ze szczytu wzgórza – wzgórza następne. Chociaż w sumie, nazywanie tego miejsca „szczytem” jest nieco na wyrost. Słońce wprawdzie nie dopisało jakoś szczególnie, ale odcienie ziemi, zbóż i traw i tak dały wystarczająco barwny kobierzec.
Setka pędzących arabów
Niedzielny poranek wbił się nam wszystkim w pamięć kopytami. Gdy tuż obok przebiega w pędzie setka koni, to naprawdę czuje się drżenie ziemi. Kasztanowa aleja w Michałowie, w połowie października już brązowa, stanowiła wspaniałe tło dla stada arabów wybiegającego rano na pastwisko, a entuzjazm koni aż widać na zdjęciach, prawda? Po chwili pobiegło drugie stado, już mniejsze, a potem trzecie… a na końcu młodziaki, rozbrykane i nieprzewidywalne. Fotografowie, uczajeni za płotem, fotografowali równie entuzjastycznie jak konie arabskie biegały, i tylko bufory w aparatach nie podzielały ogólnej radości. Na koniec wszyscy zgodzili się, że to doświadczenie trzeba powtórzyć – więc w Świętokrzyskie jeszcze wrócimy!