Gdy dobrze jest wystarczająco dobrze

Pionierski etap rozwoju każdej technologii jest fascynujący – tyle nowych możliwości, niemal każdy dzień przynosi postęp widoczny gołym okiem, rewolucyjne zmiany co chwila, niemożliwe wczoraj staje się łatwe dzisiaj itp. itd. Naprawdę fajnie jest być świadkiem, jak historia techniki dzieje się na wyciągnięcie ręki. Ja miałem okazję obserwować takie formowanie się kontynentów i narodziny gatunków przy okazji wchodzenia pod strzechy komputerów. Pierwsze monitory kolorowe (całe 16 kolorów w rozdzielczości 320×240!) robiły większe wrażenie niż dzisiaj Full HD na 30 klatkach na sekundę. Ale nie tylko efekciarstwo było pasjonujące, bo przejście z edytora tekstu TAG pracującego w trybie znakowym (ktoś widział TAG-a?) na graficzne Ami Pro czy WordPerfect to była naprawdę zmiana jakościowa. Zwłaszcza jak zamiast komputera z procesorem 286 i 2 MB RAM uruchomiło się taki edytor na wypasionym 386 i 4 MB RAM (megabajtach – nie gigabajtach) i nie trzeba było czekać minuty na przewinięcie ekranu. Trudno w to dzisiaj uwierzyć, ale wówczas nowa generacja procesorów oznaczała, że wygodniej i szybciej będzie się pisało list, a w procedurach testowych czasopism komputerowych długo jeszcze były pomiary szybkości przewijania ekranu czy wypełniania jednolitym kolorem prostych figur geometrycznych – takich zwykłych, dwuwymiarowych. W pionierskich latach 90. zeszłego wieku rozwój technologii komputerowych powodował widoczną poprawę w wykonywaniu prostych, codziennych prac biurowych. Później ta poprawa była coraz mniej widoczna, bo wszystko działało na tyle sprawnie, że sprawniej się nie dało: komputer zawsze robił wszystko natychmiast i czekał na człowieka przy klawiaturze – całkiem odwrotnie niż dwie dekady temu, gdy to człowiek cierpliwie czekał aż komputer zrobi to, co mu zadano.

Każda technologia najpierw rozwija się szybko i widowiskowo, aby następnie stopniowo osiągnąć poziom dojrzałości, gdy różnice między kolejnymi generacjami stają się coraz mniej widoczne dla użytkownika. Do typowych prac biurowo-internetowych każdy komputer wyprodukowany w ciągu ostatnich co najmniej 5-7 lat jest wystarczająco dobry.

A aparaty cyfrowe? Czy one już osiągnęły dojrzałość?

Tu chyba nie ma jednoznacznej odpowiedzi. To zdjęcie powyżej nie byłoby lepsze, gdyby je wykonać futurystycznym cyfrakiem z 2020 roku, ale też chyba nie wyglądałoby dużo gorzej, jeśli zrobiłbym je moją pierwszą lustrzanką cyfrową – Canonem 300D. Nie potrzeba mu dużej rozdzielczości, na dużym formacie wydruku raczej szczególnie nie zyska, dynamika nie była tu problemem, kontrast sceny nie stanowił wyzwania, nie było potrzebne wysokie ISO. Tutaj nie, ale…

Nadal są zdjęcia i sytuacje, gdy nowsza, lepsza technologia prowadzi do wyraźnie lepszych efektów. Ale raz, że to nie wszystkie sytuacje zdjęciowe, a dwa – że będzie ich z biegiem lat coraz mniej. I stanie się jak z edytorami tekstu: każdy może równie łatwo napisać powieść, a o efekcie decyduje to, co kto ma do powiedzenia i jak chce to opowiedzieć.

PS. Ten wpis jednak nie jest anonsem warsztatów w Pradze, bo coś nie mamy szczęścia do hoteli nad Wełtawą. Ze dwa tygodnie temu znaleźliśmy hotel, Sewo się osobiście upewnił, że spełnia on wszystkie warunki i ma miejsce w tym terminie, zgłosiliśmy na stronie hotelu rezerwację, dostaliśmy mailem potwierdzenie przyjęcia rezerwacji i wszystko było gotowe. Przynajmniej tak się nam wydawało, dopóki parę dni temu nie poinformowaliśmy hotelu osobnym mailem, że niektórzy uczestnicy mogą przyjechać dzień wcześniej – wówczas hotel prawie zrobił nam awanturę, że mu wmawiamy, jakobyśmy mieli jakąś rezerwację. A miejsc na marzec nie ma i nie będzie. Trzymając się tematu tej notki powiedziałbym, że technologia komunikacji hotelu z klientami nie osiągnęła dostatecznej dojrzałości.

A my próbujemy zrobić rezerwację w innym hotelu.

  1. Rzeczywiście rozwój technologii chadza nieprzewidywalnymi drogami. Ja też pamiętam dawne czasy, miałem jedną z pierwszych (służbowo) normalną komórkę tzn. bez noszenia aparatu wielkości dwóch cegieł, starą małą Nokię. Bardzo mnie zszokowała wiadomość, że jej układ elektroniczny miał większą moc niż wszystkie komputery Apollo 11, który wylądował na księżycu!
    Wiele rzeczy w technologiach nie da się przewidzieć, np. nikt poważny znający się na telekomunikacji nie będzie wypowiadał się jakie technologie będą stosowana za 10 lat. Nikt znający się na komputerach przed 10 laty przed uruchomieniem internetu nawet o nim nie myślał!
    Swoją drogą dziwi mnie, że w fotografii głośno nie odtrąbiono zwycięstwa cyfry nad analogiem (cicho tak!). A co nas jeszcze w fotografii czeka? Markietingowcy coś wymyślą, bo mnie więcej nie trzeba 😉
    PS. W Pradze zatrzymałem się z częścią naszej grupy, przedłużając poprzedni plener foto, w innym hostelu tego samego właściciela. Było o wiele lepiej niż ten hostel w dzielnicy Nusle, było super: blisko Malej Strany, rzut beretem na Hrad, pokoje ładne i sympatyczna obsługa! (adres gdzieś mam) Nie ma reguł!!!

    1. No tak, miał jakiś swój tryb graficzny, ale WYSIWYG to to nie był. Przy wydruku nijak się układ stron nie zgadzał, a zabawa w zgadywanie jak i gdzie przeniesie wyrazy przy dłuższym tekście – nie do zapomnienia 🙂

        1. Pamiętam jak pamiętam. Chi-writer był obowiązującym edytorem zanim ja zacząłem używać komputerów i we wrocławskim Instytucie Polonistyki to chyba jeszcze do 2000 roku był w użyciu, ale mnie szczęśliwie życie oszczędziło korzystanie z niego 🙂

    2. TAG-iem napisałem swoją i żony prace magisterskie 🙂 🙂 Chyba gdzieś go jeszcze mam, Piękne czasy były !
      Wspominam go bardzo miło był to pierwszy Polski edytor tekstu. W tamtych czasach czyli początku „technologii komputerowej” było w naszym kraju wielu ludzi, którzy gdyby nie nasze opóźnienie cywilizacyjne (czytaj PRL) mogli osiągnąć sukces na miarę Photoshop-a.
      Pozdrawiam !

      1. „Piękne czasy były !”
        Też pisałem magisterkę TAG-iem i jednak wspominam go… z nieco mniejszym rozrzewnieniem 😉 Magisterkę miałem sporą, bo ponad 200 stron maszynopisu, a przypisy robiłem ręcznie – bo wówczas TAG nie miał takiej funkcji (zdaje się, że dostał tę funkcję później, ale wówczas już go nie używałem). I te przypisy trzeba było ręcznie umieszczać na dole każdej strony, a jak się coś przelało i np. strona 20 zrobiła się dłuższa, to na wszystkich następnych ręcznie przenosiłem przypisy…

        „Wspominam go bardzo miło był to pierwszy Polski edytor tekstu.”
        Był jeszcze QR Tekst, ale nie wiem, który był pierwszy.

      2. Szczęściarze, edytorów używali do pisania prac dyplomowych 😉
        Mnie przepisywała maszynistka. Jak jej tą robotę zlecałem, to siedliśmy na godzinę i wyjaśnialiśmy wszystkie zawiłości mojego pisma. Jednego tylko sobie nie wyjaśniliśmy. Moja praca dotyczyła konduktancji, gdzie jednostką jest µS [mikrosimens], a ona wszędzie mi powstawiała mikrosekundę [µs]. Ten nieszczęsny µS występował kilka razy na każdej stronie. Całą niedzielę żyletką wyskrobywałem małe „s” i rapidografem wstawiałem duże „S”.
        Jeśli chodzi o edytory, to bardzo popularny był ChiWriter. Ja Taga nie znałem w ogóle, a pisałem dużo.

  2. Po polsku, polskie czcionki, polski słownik – fakt, to było coś.
    A co do czekania przy klawiaturze – warto było chwilę pomyśleć, zanim wybrało się jakąś opcję (nie TAGa, ale tak w ogóle), bo inaczej można było faktycznie trochę poczekać, aby móc wybrać ponownie – tym razem tę prawidłową.

  3. Niom… siem wszystko pamięta, chociaż czasami z tutejszych rozmów wynika że jestem jednym z młodszych tutaj. Chociaż z drugiej strony jeśli chodzi właśnie o erę cyfrową, to dinozaurem jestem, bo w czasach pierwszych spectrumów uważano już że znam temat 😉 A co do Taga, i jego problemów… hmmm z tego co pamiętam, był chyba nazwany pierwszym WYSWIG. Chociaż tak naprawdę to nie pamiętam… czy pierwszy nie był GEOS z GeoWriterem. No więc do czego dążę… po pierwsze, to protoplaści tego co teraz mamy w komórkach (symbian)…a po drugie z tym WYSIWYG… działało wspaniale, tyko ttrzeba było umić 🙂

    1. Nie no, pytalibyśmy i tak o różne rzeczy: parkingi, godziny śniadania itp. Wydałoby się tak czy owak przed przyjazdem 😉

  4. O jakiej dojrzałości mówisz? Aparaty są dojrzałe, choć będą się zmieniać chyba zawsze. Telewizory już dawno wydawały się u kresu ewolucji, a ciągle jest coś nowego – wbudowany Internet, ekran 3D, 200 MHz…
    Tak samo z aparatami. W zasadzie wiele im nie potrzeba, ale zawsze będą usprawniane. Sam pytałeś o to, czego nam brakuje, jakich funkcji. Odpowiedzi miałeś wiele. Największa zmiana to chyba możliwość ustawiania ostrości post factum.

    1. Dojrzałe – no chyba już są. Doskonałe – daleko im do tego. Zaczynając od kwestii pomiaru światła (który nie jest wcale tak sprytny i bezobsługowy, jak zachwalają producenci), przez pomiar ostrości (włącznie ze śledzeniem – które nawet w puszkach profi wymaga od operatora sporych umiejętności, żeby dawało zadowalające rezultaty), mnóstwo prostych do implementacji ułatwień w obsłudze i „skrótów” dla wspomagania stosowanych dzisiaj technik, aż po same konstrukcje matryc (gdzie nijak się nie udaje pożenić czystości obrazu na wysokich ISO z dobrą dynamiką).
      Przykład z telewizorami chyba nie do końca trafiony, bo przynajmniej część z tego, o czym piszesz, to przykłady robienia z telewizorów innego typu urządzeń – jakiejś namiastki komputera do korzystania z internetu. No i jak lubię nowe technologie, tak nadal twierdzę, że 3D to ślepa droga ewolucji.
      A możliwość ustawiania ostrości post factum to na razie chłyt marketingowy i do praktycznej realizacji mniej więcej tak daleko jak do podróży w czasie (choć ponoć jakby przymocować fotel do paczki neutrin, to by się dało 😉 )

      1. Była taka opcja, że Canony śledziły gałkę oczną i aktywowały ten punkt ostrości, na który patrzymy. Nie wiem, jak to działało, ale brzmi zachęcająco.

        Jak dla mnie, to wystarczyłoby, gdyby było pięć punktów ostrości – na środku i w 4 mocnych punktach obrazu. Ale nikt nie chce mnie słuchać 😉

  5. Za telewizory chciał się wziąść Jobbs, jak się doczytałem w jego życiorysie. Ani przed lekturą, ani po niej nie zamierzam kupować nic z repertuaru Apple, ale jest to dobrze napisana pozycja i dobre, moim skromnym zdaniem, tłumaczenie. Pisząc o iPodach autor parę razy cytuje poglądy Jobbsa o Sony. Szczerze mówiąc po przeczytaniu jego opinii na ich temat już nie wierzę, że Sony przedstawi jeszcze coś sensownego w naszej branży, ani w żadnej innej, czyli telewizyjnej.
    PS. Czytałem w czytniku, na e-papierze, jadąc do rodziny skypowałem po drodze przez komórkę. W tym wszystkim maczał palce Jobbs. Niesamowity człowiek.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *