Garażowa wyprzedaż: plecak Kata HB-207

Jeszcze żadnego sprzętu nie sprzedawałem z takimi rozterkami i… wyrzutami sumienia. Wystawiając ten plecak Katy na Allegro czuję się trochę, jakbym mu się odpłacał niewdzięcznością. Mam nadzieję, że trafi w dobre ręce i będzie bardziej przydatny niż ostatnio u mnie.

Zacznę od tego, co z nim jest nie w porządku. Wadę ma tylko jedną – nijak się nie mieści w wymogach nawet najbardziej liberalnych linii lotniczych, określających limity dla bagażu podręcznego. Jest spory – ponad 60 cm wysokości, prawie 40 szerokości, 30 głębokości – z tym się przez odprawę na Okęciu nie przejdzie. A ponieważ czasem latam zamiast jeździć, to i tak muszę mieć mniejszy plecak, więc czas się pożegnać z HB-207. No, miał jeszcze drugą wadę – tani nie był. Ale teraz jest tani. Przynajmniej na razie 🙂

Poza tym jest genialny. Mieści pół hurtowni fotograficznej, a system nośny ma tak dobry, że można z tym chodzić cały dzień i tylko nogi bolą. Jest pancerny. No dobra, są bardziej pancerne sposoby przenoszenia sprzętu fotograficznego – nazywają się Peli i mają formę walizek. I dlatego mam wyrzuty sumienia.

HB-207 uratował mi sporo pieniędzy. Parę lat temu, na listopadowych warsztatach w Dolinie Chochołowskiej było już trochę śniegu i lodu. Pierwszego dnia schodząc do schroniska wszedłem na lód i wywinąłem klasycznego orła: nogi wysoko do góry i płasko na plecy. A na plecach miałem tę Katę z korpusem, co najmniej dwoma L-kami (100-400L z pewnością wtedy miałem przy sobie), fajną Sigmą, lampą i innymi drobiazgami. Jakby tego było mało, to centralnie do plecaka miałem przypięty statyw Manfrotto 055 (pisałem już, że HB-207 to jedyny znany mi plecak, z którym naprawdę wygodnie nosi się tak wielki statyw?). No i najpierw kontakt z lodem miały trzy solidne rury Manfrotto, na to walnął plecak, a od góry to z przyspieszeniem ziemskim docisnąłem ja.

Moja pierwsza myśl: „ciekawe, czy na tych warsztatach zrobię jakieś zdjęcie?”. Później – modlitwa, żeby nie wszystkie obiektywy trzeba było odsyłać do serwisu. Dopiero w następnej kolejności zgramoliłem się, odpiąłem statyw (sporo nowych rys i odbić farby zarówno na nogach, jak i na głowicy), otworzyłem plecak i zacząłem inwentaryzację.

Nic. Zero. Żadnych strat. Wszystko działa.

A teraz mój zbawca jest wystawiony na Allegro.

PS. Następny wpis będzie o tych warsztatach, co to są tajne 😉