Co dalej z aparatami z matrycami APS-C? Dla producentów są one jak przykry obowiązek – niby wiadomo, że trzeba, ale każdy pretekst do prokrastynacji jest dobry.
Znikające tanie aparaty
Nikon zaprzestał produkcji dwóch swoich najtańszych linii lustrzanek: D3500 i D5600. Oferta tej firmy zaczyna się więc albo od lustrzanki D7500 (ok. 4400 zł za sam korpus) lub bezlusterkowca Z50 (ok. 3600 zł za korpus). To mniej więcej dwa razy więcej niż trzeba było zapłacić za rozpoczęcie fotograficznej przygody z D3500 lub D5600.
Trochę lepiej jest w Sony, bo nadal w sprzedaży jest już mocno leciwy, za to względnie tani (2200 zł za korpus) A6000. To konstrukcja z 2014 roku – w świecie bezlusterkowców to żywa skamielina. Młodszy A6100 to już wydatek od 3000 zł w górę, A6400 – prawie 4 tysiące zł, a najnowszy A6600 podchodzi pod 6 tysięcy zł. Dawno, dawno temu Sony miało jeszcze tańszą i prostszą linię A5xxx, ale ślad po niej zaginął.
W Canonie niby jest najlepiej, bo oferta zaczyna się od bezlusterkowego M50 (ok. 2000 zł) oraz lustrzanek 4000D (1300 zł) i 2000D (1600 zł), ale… nie zachęcałbym nikogo, komu dobrze życzę, żeby wchodził w system bezlusterkowy M Canona. Ten system to kandydat na dołączenie do listy martwych systemów. Dlaczego? Bo to trzeci system Canona, który adresowany jest dla początkujących, ale nie ułatwia przechodzenia ani na lustrzanki, ani (ze względu na niekompatybilność bagnetów) na droższy bezlusterkowy system R. Utrzymywanie trzech różnych systemów to nawet dla Canona spore koszty i logistyczne oraz marketingowe zamieszanie.
Dla porządku i kompletności zestawienia dodam jeszcze propozycję Fuji dla początkujących: X-E3 za 3000 zł lub X-T200 za ok. 3500 zł.
Czyli wchodząc do sklepu ze sprzętem fotograficznym po pierwszy aparat za chwilę trzeba będzie wyłożyć ponad 3000 zł, a praktycznie – bliżej 4000 zł. Wyjątkiem jest (na razie) tylko oferta Canona. Jak długo jeszcze?
Dlaczego producenci nie lubią APS-C
Do niedawna sytuacja była prosta: aparaty z matrycą APS-C były tańsze i bardziej masowe, a pełna klatka droższa i niszowa. Druga część nadal jest prawdziwa, ale jak widać APS-C przestaje być tanie. Dlaczego? Zapewne dlatego, że przestaje być masowe, sprzedaż aparatów w ostatnich latach spada, ale na drogich pełnoklatkowych nadal producenci zarabiają, a na tanich APS-C, które już nie sprzedają się w setkach tysięcy sztuk – niekoniecznie. W reakcji mamy obecną sytuację: aparaty robią się coraz droższe, a te najtańsze znikają z oferty.
Dlaczego producenci powinni lubić tanie aparaty
Na tanich aparatach APS-C producenci zarabiali, gdy łączna sprzedaż aparatów z wymiennymi obiektywami sięgała 17 milionów sztuk rocznie. Teraz jak uda się uzyskać połowę tej wartości, to będzie sukces. Tanie aparaty pełniły jednak ważną rolę: stanowiły haczyk, na który łapało się nowych fotoamatorów. Raczej mało kto zaczynał to hobby od wydania kilkunastu tysięcy złotych. Do dużych wydatków dochodziło się stopniowo, gdy szukanie kadrów zaczynało wciągać, gdy pojawiała się ciekawość, jak świat by wyglądał przez dłuższy lub szerszy obiektyw, gdy lampa błyskowa wydawała się sposobem na zdjęcia w klubie. A zwłaszcza, gdy pojawiała się pokusa, że „zdjęcia będą lepsze, gdy sprzęt będzie droższy”. Racjonalne czy nie – działało.
Czy producenci nagle uwierzyli w początkujących wydających na pierwszy aparat 2-3 tyle, co jeszcze rok temu? A może po prostu przestali w ogóle wierzyć w napływ początkujących? Może już nie liczą, że fotografia nadal będzie masowym, popularnym hobby, a aparaty będą kupować głównie ci, którzy już je mają?
A Canon, z kilkoma modelami aparatów poniżej 2500 zł, to ostatni Mohikanin masowego, popularnego hobby fotograficznego? A może to tylko bezwładność giganta i za rok już nie da się wejść w fotografię nie wykładając 4-5 tysięcy złotych?
PS. Wszystkie ruiny w tym wpisie z Namibii, wszelkie podobieństwa do tej czy innej marki fotograficznej są czysto przypadkowe. 😉