W sieneńskiej katedrze

Dlaczego nie wizjer elektroniczny

W internetowych dyskusjach na temat wyższości wizjera elektronicznego (EVF) nad optycznym (OVF) lub odwrotnie przeważnie argumenty sprowadzają się do lubienia bądź nielubienia. Tymczasem jest całkiem sporo konkretów, które niezależnie od sympatii i antypatii pokazują większą przydatność jednego lub drugiego rozwiązania w pewnych sytuacjach.

Przyznaję, że nie jestem zwolennikiem wizjera elektronicznego, ale nie odczuwam do niego negatywnych emocji – dopóki mam wybór, mogę nie używać. Mimo braku entuzjazmu do jednej z technologii postaram się o chłodny obiektywizm w zestawieniu wad i zalet obu rodzajów wizjerów.

Wizjer elektroniczny (EVF) przekazuje na wyświetlacz obraz zarejestrowany przez matrycę. Jest to obraz przetworzony i ograniczony zarówno przez możliwości matrycy, jak i wyświetlacza. Co ma swoje wady i zalety.

Arezzo, Toskania

Zacznijmy od zalet

+ Widzisz to, co zarejestruje matryca. Jeśli rozpiętość tonalna sceny jest zbyt duża, kontrast zbyt silny, od razu zobaczysz, że część sceny jest wypalona do białości, a/lub część smoliście czarna. To jest największa i najważniejsza różnica w stosunku do wizjera optycznego i jest to zarówno zaleta, jak i wada (o wadzie poniżej). Zaletą jest to przede wszystkim dla początkujących, którzy dzięki temu poznają ograniczenia tonalne matrycy i mogą od razu (pod warunkiem włączenia opcji symulacji ekspozycji) ustalić, co się zmieści, a co wypadnie poza granice tonalne matrycy.

+ Wizjer elektroniczny może być dowolnie duży, a zwiększenie jego rozmiaru to śladowy koszt. Wyświetlacze, zwłaszcza tłuczone w ilościach masowych, są tanie. Dobry wizjer optyczny oparty na pryzmacie kosztuje tyle samo niezależnie od skali produkcji, bo wymaga precyzyjnej obróbki szkła wysokiej jakości. Ta zaleta jest najbardziej widoczna w zestawieniu z tanimi aparatami z wizjerem optycznym, gdzie zamiast pryzmatu mamy układ luster, a więc sam wizjer jest mały i ciemny. Jednak im wyższy model aparatu, tym przewaga rozmiaru EVF maleje, a przy lustrzankach pełnoklatkowych znika zupełnie. Lustrzanki pełnoklatkowe, takie jak Sony A900, Nikon D600 czy Canon 5D mają tak ogromne wizjery optyczne, że dla okularników są one wręcz za duże.

+ Możliwość nakładania na obraz dowolnych informacji: poziomica, histogram, dowolne dane na temat aktualnej konfiguracji aparatu itp. Bez wątpienia zaleta, zwłaszcza jeśli dobrze wykorzystane, tylko… to nie jest zastrzeżone dla wizjera elektronicznego. W wizjerze optycznym da się zrobić to samo, przez wbudowanie w pryzmat przezroczystego wyświetlacza LCD, który będzie wyświetlał zadane informacje. Tak jest np. w Canonie 7D i innych lustrzankach z wyższej półki.

+ Wizjery elektroniczne, zwłaszcza duże, są tańsze w produkcji niż podobnej wielkości wizjery optyczne. Bezdyskusyjna zaleta, ale dla… producentów. Dla nas, użytkowników aparatów, niewiele z tego wynika, a aparaty z wizjerem elektronicznym wcale nie są tańsze niż modele z wizjerem optycznym.

+ Focus peak – możliwość włączenia trybu, w którym krawędzie obiektów znajdujących się w głębi ostrości (a więc najbardziej kontrastowych) są oznaczane kolorem. To funkcja bardzo przydatna przy ręcznym ostrzeniu, czyli szczególnie przy korzystaniu z obiektywów manualnych, ale również przy filmowaniu. Jeśli filmujemy, focus peak w wizjerze można zastąpić focus peak na Live View – przynajmniej w tych aparatach, które dysponują tą funkcją w trybie LV. A że niewiele ich obecnie to oferuje, to inna kwestia, niezwiązana z samą technologią.

+ Powiększenie fragmentu obrazu – funkcja przydatna do ręcznego ostrzenia, zwłaszcza przy filmowaniu lub fotografowaniu z manualnymi obiektywami. W lustrzance też to jest możliwe w trybie LV, ale wówczas nie da się trzymać aparatu przy twarzy, więc takie powiększenie fragmentu obrazu jest użyteczne tylko przy pracy ze statywu.

+ Wzmocnienie (rozjaśnienie) obrazu daje jasny obraz niezależnie od jasności obiektywu, a także prawie niezależnie od jasności sceny, co jest zaletą przy fotografowaniu w normalnych warunkach, przy użyciu ciemnych obiektywów i tanich lustrzanek z ciemnymi wizjerami. Jednak ten sam mechanizm może też być nieco uciążliwy (patrz: „ Latarka w wizjerze” poniżej).

+ I parę zalet wątpliwych, chwilowych lub nieaktualnych: od razu podgląd balansu bieli (choć przy stosowaniu RAW-ów…), filmowanie z aktywnym autofokusem (od czasu wprowadzenia czujników detekcji fazy na matrycy da się to też zrobić w aparatach z OVF), 100% pokrycia kadru (wyższe modele lustrzanek też tyle oferują lub niewiele mniej).

 

 

No to teraz czas na wady wizjerów elektronicznych:

– Widzisz to, co zarejestruje matryca – i nic więcej. Dla początkujących to zaleta, ale dla zaawansowanych fotografów to wada. Przy wysokokontrastowej scenie widzimy tylko jej część – reszta jest biała lub czarna. Nawet średnio doświadczony fotograf bez sięgania po aparat potrafi ocenić, kiedy kontrast jest za duży na jedno zdjęcie. Wówczas należy zastosować HDR-a lub wspomóc się lampą błyskową. Pojawia się jednak problem, gdy za pomocą wizjera elektronicznego zabieramy się do kadrowania: albo widzimy poprawnie jasne obszary na tle litej czerni, albo mamy dobrą widoczność cieni kosztem zupełnego wypalenia jasnych obszarów – tak czy tak, trudno w ten sposób komponować kadr.

– Zużycie prądu i wygoda. Tradycyjną lustrzanką można przygotować kadr nawet z całkiem wyłączonym lub uśpionym aparatem – dopiero gdy wszystko mamy gotowe, wciskamy spust migawki, aparat się budzi i wykonuje zdjęcie. Przy użyciu EVF tak się nie da, bo w wizjerze elektronicznym nic nie zobaczymy, dopóki nie włączymy aparatu. To zarówno niewygoda, jak i ograniczenie, bo akumulator szybciej siądzie, gdy musi cały czas zasilać pracującą matrycę i kolorowy ekran, że o nieustannym przetwarzaniu danych nie wspomnę. Oczywiście, liczymy na postęp w technologii ogniw oraz energooszczędności elektroniki, ale zawsze ta sama bateria zapewni dłuższe życie aparatu z wizjerem optycznym niż elektronicznym.

– Ustawienie filtra polaryzacyjnego. Rozdzielczość EVF jest już wystarczająca, ale gorzej z ich precyzją odwzorowania kolorów. Z filtrem polaryzacyjnym nie ma problemu w słoneczny dzień, ale przy pochmurnej pogodzie i rozproszonym świetle jego poprawne ustawienie jest trudne, bo ustawia się według zmiany odcienia sceny na linii ciepły-zimny. To nie jest banalne z użyciem wizjera optycznego, a wręcz niemożliwe z wizjerem elektronicznym, który ma zbyt dużą bezwładność, jeśli chodzi o subtelne zmiany barw.

– Fotografowanie w bardzo słabym świetle. Gdy niewiele widać… oko się przyzwyczaja, ale wizjer elektroniczny nie. Jak posiedzimy chwilę w ciemnościach, to widzimy znacznie więcej niż zaraz po wejściu w mrok, ale EVF szumi tak samo. Poziom szumów zależy od jakości matrycy i np. na pełnoklatkowym Sony A99 jest znacznie lepiej niż na Sony A77, ale nadal zdolność pokazywania obrazu w słabym świetle bardzo zależy od jakości wysokich czułości przetwornika, przy czym istotny jest zarówno poziom szumów, jak rozpiętość tonalna (która tradycyjnie leci na pysk wraz ze wzrostem czułości). Może to się kiedyś poprawi na tyle, że nie będzie problemem, ale na razie adaptacja oka wygrywa z elektroniką.

– Latarka w wizjerze. Także problem, który da się we znaki przy fotografowaniu w słabym i bardzo słabym świetle. Jak już sobie przyzwyczaimy oko do ciemności, bierzemy aparat, patrzymy w wizjer elektroniczny i… przestajemy widzieć cokolwiek. Wzmocniony obraz w EVF to jakby dostać latarką po oczach – całe przyzwyczajanie wzroku szlag trafia.

– I parę wad wątpliwych, chwilowych lub nieaktualnych: ustawianie ostrości metodą detekcji fazy (lustrzankową) jest szybsze niż metodą detekcji kontrastu (kompaktową), ale odkąd na matrycach są czujniki dla detekcji fazy, to wizjer optyczny nie jest niezbędny dla szybkiego AF, a potencjalnie także szybkiego AF w trybie ciągłym. Szczegółowość obrazu także jest więcej niż wystarczająca pod warunkiem użycia wizjera o rozdzielczości co najmniej 1-2 megapikseli, a takie są już stosowane.

Konkluzja? Po przerwie na obrazek…

Siena, Toskania

Konkluzja nie jest wyrokiem. Każdym aparatem da się robić zdjęcia, nie uniemożliwia tego ani wizjer optyczny, ani elektroniczny. Nie uniemożliwia, ale niekiedy pomaga, a niekiedy przeszkadza. Czasem jeden, czasem drugi. Wizjer elektroniczny jest pomocny początkującym, natomiast zaawansowanym może sprawiać więcej problemów niż wizjer optyczny. Więcej problemów – czyli utrudniać w pewnych warunkach przygotowanie kadrów. Wizjer elektroniczny nie będzie kłopotliwy w środku słonecznego dnia, ale już przy subtelniejszym lub trudniejszym oświetleniu jego ograniczenia mogą dać się we znaki.

Czy to minie? Postęp technologii oczywiście ma miejsce, a pewne ograniczenia związane z EVF już udało się usunąć, niemniej nie widzę na horyzoncie nadziei na rozwiązanie problemu podstawowego: w wizjerze jest tylko to, co potrafi zarejestrować matryca. Rozpiętość tonalna, zwłaszcza na wysokich czułościach ISO (czyli w słabym świetle) będzie ograniczała to, co widać w wizjerach elektronicznych. Żeby jednak nie było wątpliwości: wizjer elektroniczny jest bezdyskusyjnie lepszy niż brak wizjera.

Obie ilustracje to HDR-y. Nieprzypadkowo. I jak to przy długim wpisie – dwa obrazki dla rekompensaty za natłok literek.

  1. Wczoraj właśnie patrzyłem w wizjer A77. To taki masochizm, zawsze jak zajrzę do mego ulubionego sklepu foto to odwiedzam dział Sony i dręczę się tym wizjerem. Mam podobne wrażenia jak Piotr.

  2. Wpis dotyczy wizjerów, ale nie ograniczajmy się tylko do nich – jest jeszcze przecież wyświetlacz (mało lubiany przez poważnych fotografów).
    Od kiedy przeszedłem z lustrzanki analogowej na aparaty cyfrowe (po kilku przymiarkach świadomie zrezygnowałem z lustrzanek, chociaż marzy mi się średni format), zacząłem używać wyświetlacza (są coraz lepsze) tak pół na pół z wizjerem elektronicznym. Od kiedy mam korpusy z ruchomymi, obrotowymi wyświetlaczami (odpowiednio ustawione pozwalają na fotografowanie nawet w pełnym słońcu) o wizjerze zapomnialem. Komfortowe komponowanie na dużym wyświetlaczu przy makrofotografii, architekturze, wnętrzach i widoczkach jest dużo lepszym rozwiązaniem (przynajmniej dla mnie) niż każdy wizjer (używałem także wziernika kątowego). Komponując obraz mam przy tym ogląd sytuacji poza kadrem, co przy fotografowaniu ruchliwych owadów czy pędzących koni jest korzystne, bo za chwilę obiekt może być w lepszym miejscu i ja to widzę. Ważne jest to, że zawsze (nawet ruchliwe tematy) fotrografuję z użyciem statywu, monopodu lub woreczka na ziemi (i często kabelka spustowego). Prawie nigdy z wolnej ręki (wyjątkiem są dzieci). W takich warunkach nie ma dla mnie nic lepszego niż dobry ruchomy wyświetlacz – dzięki temu nie muszę np. babrać się w błocie albo tarzać po mokrej łące. Nie znaczy to oczywiście, że wyświetlacz jest lepszy od takiego czy innego wizjera – dla zdecydowanej większości fotografów nie jest. A poza tym jest taki nieprofesjonalny :), ale „nie ma róży bez koców”. Mój wybór został podyktowany fotografowanymi tematami i wypracowaną do moich potrzeb techniką fotografowania. No i nie przeszkadzają mi już bardzo mocne okulary.

    Kilka uwagt do wypunktowanych plusów/minusów.

    – Wolę widzieć co zostanie w 100% zarejestrowane (zakres tonalny) niż domyślać się i przewidywać.
    – Korzystanie z polara nie sprawia żadnych problemów . Na wyświetlaczu widzę efekt kręcenia filtrem.
    – Fotografowanie w bardzo słabym świetle (borsuki w lesie po zachodzie słońca) staje się bardzo trudne, ale nie wiem jak sprawowałby się to wizjer optyczny. Być może dużo lepiej.
    – Szybkie wyczerpywanie się baterii jest dla mnie główna wadą korzystania z wyświetlacza podczas mojego fotografowania. Strcza mi na około 300 zdjęć. Ale problem rozwiązują rezerwowe akumulatorki, chociaż w czasie jednodniowych wypadów nie zużywam wiecej niż dwa.
    – Istotnym problemem jest nagrzewanie się matrycy – nie należy przesadzać z czasem jednorazowego włączenia apratu i komponowania zdjęcia.

    Pozdrawiam korzystających z wizjerów 🙂 – zazdroszczę im trochę sylwetki podczas fotografowania (poważnie).
    Alesander

    1. Nie znaczy to oczywiście, że wyświetlacz jest lepszy od takiego czy innego wizjera – dla zdecydowanej większości fotografów nie jest. A poza tym jest taki nieprofesjonalny

      Kadrowanie na LCD jest bardzo profesjonalne – nawiązuje do kadrowania na matówkach aparatów wielkoformatowych. 🙂 I używanie LCD przy zdjęciach ze statywu jest bardzo wygodne i praktyczne – jeśli tylko słońce nie świeci w ekran.

      Korzystanie z polara nie sprawia żadnych problemów . Na wyświetlaczu widzę efekt kręcenia filtrem.

      Musimy się kiedyś spotkać na jakimś zachmurzonym plenerze. Nie spotkałem aparatu, który w takich warunkach pozwoliłby precyzyjnie ustawić polara. Choć nie wykluczam, że to możliwe, a z pewnością kiedyś powinno być możliwe, bo skoro widać na przyzwoitym monitorze różnicę między zdjęciem dobrze i źle spolaryzowanym przy silnym zachmurzeniu, to powinno to być też widoczne na wyświetlaczach aparatów – jeśli tylko te wyświetlacze będą miały jakość odwzorowania barw jak obecne monitory.

  3. Piotrze, jeżeli „Musimy się kiedyś spotkać na jakimś zachmurzonym plenerze.” to musimy. Tymczasem sam wyjdę zaraz z domu i poćwiczę na jesiennych drzewach spowitych jeszcze mgłą i ledwo sączącym sie świetle. Przy lekko zachmurzonym niebie, ale wystarczajaco dobrym swietle ćwiczyłem z pozytywnym wynikiem.

    P.S. – w nawiązaniu do wcześniejszej korespondencji. Mimo bogatych plenerowych planów w Lasach Janowskich, na Lubelszczyznę jednak nie pojechałem za sprawą wirysa, który męczył mnie przez dwa tygodnie. Teraz dochodzę do siebie, ale na Wasz odlotowy plener też jeszcze się nie nadawałem. Nie mniej, życzę Wam wielkich stad gęsi, żurawi na we mgle i może ryczących jeszcze jeleni.

  4. Filtr polaryzacyjny we mgle – raport z ostatniej chwili.
    To działa – podczas kręcenia filtrem widzę na wyświetlaczu zmiany nasycenia kolorów liści, które są ustawione pod różnym kątem. Im większe były płaszczyzny liści (np. winobluszcz trójklapkowy) i im bardziej zbliżałem sie z aparatem do tych liści, tym bardziej widoczne były zmiany w obrazie podczas kręcenia polarem. Co ciekawe – po zrobieniu zdjęcia na podglądzie (na tym samym przecież wyświetlaczu) efekt jest mocniejszy niż to było widać podczas kręcenia filtrem. Zwłaszcza przy drobnych listkach (tawuła) i z daleka, kiedy trzeba było bardzo uważnie wpatrywać sie w obraz na wyświetlaczu, żeby dostrzec zmiany. A zatem im większe elementy w obrazie na wyświetlaczu tym łatwiej obserwować efekt działania polara.
    Wyświetlacz 3 calowy, TFT LCD, 460 000 pikseli.
    Wyślę Ci później zmniejszone obrazki do obejrzenia na monitorze komputera.
    Pozdrawiam i życzę udanych łowów,
    Aleksander

    1. No to super, że w niektórych aparatach się da. Niedawno sprawdzałem na jednej z nowszych Alf oraz Olympusie i nie bardzo coś było widać.

  5. Ale i tak „musimy” się spotkać przy zachmurzonym niebie.
    A nawiązując do porównania aparatów wymienionych przez Ciebie firm, wszyskim wiadomo, że aparaty Sony i Olympusa „robią” lepsze zdjęcia (szczegółwość, tonalność, balans bieli) niż te od Panasonika. Ale Lumiksy mają takie właściwości, jeżeli chodzi o jakość i przyjemność pracy dla fotografa, że nie zamieniłbym się na żaden z korpus dwóch pierwszych firm. Ale to tylko moje zdanie, podyktowane m.in. rodzajem fotografii i używaniem obrotowego wyświetlacza.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *