Są takie sytuacje, gdy przerwy między zdjęciami mają znaczenie. Do takich sytuacji należy fotografowanie gwiazd po to, by później je złożyć w gwiezdne smugi. Jeśli przerwy między zdjęciami są długie, gwiazdy przesuną się odrobinę i później po złożeniu zamiast równych smug mamy coś, co przypomina zapis alfabetem Morse’a: rzędy krótkich kresek, z niewielkimi przerwami pomiędzy tymi kreskami. Na szczęście taką nieciągłość gwiezdnych smug widać dopiero na dużych wydrukach, ale kto wie, czy nie zechcemy kiedyś mieć takiego zdjęcia w dużym formacie? Lepiej zadbać o to, by przerwy między zdjęciami interwałowymi były jak najkrótsze.
Teoretycznie tryb seryjny w aparacie zapewnia krótsze przerwy między kolejnymi zdjęciami. Nawet najprostsze lustrzanki czy bezlusterkowce osiągają w trybie seryjnym 3 klatki na sekundę (czyli zdjęcie robione jest co 1/3 sekundy), gdy tymczasem najkrótszy interwał, jaki można zaprogramować czy to w menu aparatu, czy za pomocą popularnych wężyków z programatorem to aż jedna sekunda. Jeśli nasz aparat w trybie seryjnym „wyciąga” 6 czy 10 klatek na sekundę, to znaczy, że przerwa między kolejnymi zdjęciami wynosi odpowiednio 1/6 i 1/10 sekundy (pomijając sam czas ekspozycji), więc jest wyraźnie krótsza niż interwał co jedną sekundę. To prawda, ale… tylko dla zdjęć o krótkim czasie naświetlania. Gdy ekspozycja sięga sekund, aparaty – nawet w szybkim trybie seryjnym – mogą zachowywać się inaczej. Jak to sprawdzić?
Przeprowadźmy eksperyment. Oprócz aparatu będziemy potrzebowali stopera – może być w formie aplikacji na smartfona. Ustawiamy w aparacie następujące parametry:
– wyłączamy redukcję szumów dla długich czasów naświetlania,
– wyłączamy autofokus (przeważnie przełącznikiem na obiektywie, choć niektóre aparaty wymagają zmiany w menu),
– wyłączamy zapis w formacie RAW, a zamiast tego włączamy zapis w formacje JPEG o najlepszej jakości,
– ustawiamy tryb manualny (M), czas naświetlania 10 sekund, przysłona f/8, ISO 100.
Aparat nie musi być na statywie, może mieć za to dekielek na obiektywie – dla potrzeb eksperymentu nie ma znaczenia, co sfotografujemy i czy w ogóle cokolwiek będzie na zdjęciu. Chcemy zrobić serię 6 zdjęć z jak najkrótszymi odstępami między jednym a drugim. Ponieważ każde naświetlanie potrwa 10 sekund (tak ustawiliśmy), więc łączny czas całej operacji wyniesie 6 x 10 sekund + 5 przerw między zdjęciami. Teoretycznie, przy naprawdę zerowych przerwach między zdjęciami, cała operacja powinna się zmieścić w dokładnie jednej minucie.
Przeprowadzamy dwie próby:
1) W pierwszej korzystamy z interwałometru (timera interwałowego) wbudowanego w aparat. Ustawiamy przerwę między zdjęciami na 1 sekundę (krótszych przerw nie da się ustawić), a liczbę zdjęć do wykonania na 6. Uruchamiamy sekwencję interwałową (przeważnie po prostu wciskając spust migawki na aparacie).
2) W drugim przypadku ustawiamy w aparacie tryb seryjny (najszybszy dostępny), podłączamy wężyk spustowy, wciskamy na wężyku spust migawki i blokujemy, a następnie liczymy kolejne wykonywane zdjęcia. Przy rozpoczęciu szóstej ekspozycji odblokowujemy wężyk.
W obu przypadkach w momencie wciśnięcia spustu migawki (na aparacie lub wężyku) uruchamiamy stoper. Po rozpoczęciu szóstej ekspozycji uważnie nasłuchujemy i na dźwięk końca naświetlania (trzask migawki i ewentualnie klapnięcie lustra w przypadku lustrzanek) zatrzymujemy stoper. W ten sposób zmierzyliśmy czas potrzebny na wykonanie 6 ekspozycji wraz z minimalną przerwą między nimi. Teoretycznie skorzystanie z timera interwałowego z przerwami co sekundę powinno dać łącznie dłuższy czas niż szybki tryb seryjny, gdzie – znowu teoretycznie – przerwy między zdjęciami to od 1/3 sekundy do 1/10 sekundy dla najszybszych aparatów.
Jak wyglądają wyniki pomiaru w przypadku Canona EOS 7D Mark II? Dość zaskakująco.
Zgodnie ze scenariuszem 1) aparat był w trybie manualnym, z ekspozycją na 10 sekund. Użycie wbudowanego w aparat timera interwałowego ustawionego na 11 sekund, czyli 1 sekundę przerwy między 10-sekundowymi ekspozycjami doprowadziło do zrobienia tylko… 3 zdjęć w ciągu nieco ponad minuty. Aparat wyraźnie nie nadążał i w 11. sekundzie nie był gotowy do rozpoczęcia następnego zdjęcia, więc czekał do 22 sekundy, gdy otrzymywał od timera kolejne polecenie wykonania zdjęcia. Niezbędne okazało się ustawienie 2 sekund przerwy, czyli timer interwałowy ustawiony był na 12 sekund. W efekcie uzyskałem takie wyniki:
– pomiar 1: wbudowany interwałometr, interwał co 11 sekund (10 sekund ekspozycji + 1-sekundowa przerwa) – tylko 3 zdjęcia zrobione zamiast 6
– ponowny pomiar 1: wbudowany interwałometr, interwał co 12 sekund (10 sekund ekspozycji + 2-sekundowa przerwa) – czas 1:10
– pomiar 2: wężyk z prostą blokadą spustu i szybki tryb seryjny – czas 1:07
Tutaj tryb seryjny okazał się bardziej wydajny, ale ewidentnie dlatego, że przy użyciu timera interwałowego w aparacie niezbędne było ustawienie aż 2-sekundowej przerwy między zdjęciami. Przy okazji okazało się, że szybki tryb seryjny (10 klatek na sekundę) nie jest taki szybki, a przerwy między zdjęciami są dłuższe niż jedna sekunda.
To jednak nie koniec testów, bo do 7D Mark II możemy podłączyć programowalny wężyk TC-80N3. Najpierw zastąpiłem wbudowany timer interwałowy wężykiem, nadal mając aparat ustawiony w tryb manualny. Efekty były praktycznie takie same, jak przy użyciu interwałometru wbudowanego w aparat:
– pomiar 1: interwałometr z wężyka TC-80N3, interwał co 11 sekund (10 s +1 s) – tylko 3 zdjęcia zrobione zamiast 6
– ponowny pomiar 1: interwałometr z wężyka TC-80N3, interwał co 12 sekund (10 s + 2 s) – 1:10
Znowu nie udało się ustawić 1-sekundowej przerwy między zdjęciami, bo aparat nie nadążał, a przy 2-sekundowej przerwie łączny czas ponownie wyniósł jedną minutę i 10 sekund. Ale to nie koniec możliwości, bo mając programowalny wężyk możemy ustawić aparat w tryb Bulb i za pomocą programatora na wężyku ustawić nie tylko przerwy między zdjęciami, ale także czas naświetlania w trybie Bulb. Tutaj jest jednak istotna zmiana przy konfigurowaniu interwałów: nie ustawiamy 11 sekund, a tylko 1 sekundę, bo w tym przypadku nie wliczamy czasu naświetlania do interwału! Czas naświetlania ustawiamy na wężyku wybierając funkcję Long i ponownie ustalamy ją na 10 sekund. Przerwa między zdjęciami: 1 sekunda, a liczba zdjęć: 6. Co uzyskałem?
– pomiar 3: tryb Bulb w aparacie, sterowanie czasem naświetlania i interwałem za pomocą wężyka TC-80N3, interwał co 1 sekundę – 1:06
Korzystając z programowalnego wężyka i trybu Bulb udało się skutecznie ustawić 1-sekundową przerwę między zdjęciami, a łączny czas wykonania serii 6 zdjęć był w tym przypadku najkrótszy. Ta metoda okazała się najbardziej efektywnym sposobem zmniejszania przerw między zdjęciami o długich czasach ekspozycji, gdy korzystamy z Canona 7D Mark II.
Pomimo że 7D Mark II ma dostępny w menu timer interwałowy, to programowalny wężyk TC-80N3 w pewnych sytuacjach sprawdzi się lepiej (nawet pomijając kwestie dodatkowych możliwości, jak ustawienie wstępnego opóźnienia zaprogramowanej sekwencji).
Nie znaczy to jednak, że wnioski z pomiarów zachowania 7D II będą prawdziwe dla każdego aparatu. Przed wybraniem się na fotografowanie gwiazd warto sprawdzić dla swojego własnego aparatu, który scenariusz będzie najlepszy, czyli który da najkrótsze przerwy między zdjęciami. Oczywiście, jeśli mamy aparat, który pozwala uzyskać zdjęcia interwałowe za pomocą więcej niż jednej metody.
Jeśli komuś będzie chciało się, korzystając z podanej wyżej procedury, sprawdzić optymalną metodę interwałów przy długich ekspozycjach, to zapraszam do dzielenia się wynikami. Z pewnością innym użytkownikom tego samego modelu aparatu takie sugestie się przydadzą.
PS. Owszem, kończę prace nad drugim, znacznie rozszerzonym wydaniem fotobooka „Jak fotografować… gwiezdne smugi”. W ciągu najbliższych dni nowa wersja powinna być gotowa.
PPS. Owszem, nabywcy pierwszego wydania będą mogli bez żadnych dopłat pobrać nową edycję. Wystarczy zalogować się na swoje konto w sklepie (warto założyć konto i robić zakupy powiązane do konta) lub odgrzebać maila ze sklepu z fakturą i linkiem do pobrania fotobooka – i po prostu pobrać ponownie.