Lubię to! …być może

Aktualizacja (na dole). Czy można być fanem, ale nie wiedzieć, czego jest się fanem? Lubić coś, ale nie wiedzieć, co się lubi? Na Facebooku to możliwe. I nie tylko możliwe, ale całkiem częste.

Jedno z naszych konkurencyjnych czasopism ma więcej fanów na Facebooku niż miesięcznej sprzedaży. No cóż, może wszyscy ich czytelnicy siedzą na fejsie? Druga nasza konkurencja ma co najmniej cztery razy tyle fanów, co comiesięcznej sprzedaży. Hm, to już dziwne, prawda? Lubią, ale nie kupują i nie czytają. Czy aby na pewno lubią? Zerknąłem na jedną z dyskusji pod wpisem tegoż czasopisma i wyszło, że może i lubią, ale nie bardzo wiedzą co, bo byli zdziwieni, że do tych wpisów na fejsbuku jest jeszcze jakiś miesięcznik. To, wbrew pozorom, wcale nie jest sytuacja jednostkowa ani kuriozalna.

Modny bardzo Facebook, na którego punkcie nawet duże i wydawałoby się poważne firmy dostały hopla, to dziwne miejsce, pełne ludzi, którzy mnóstwo rzeczy lubią. To znaczy – lubią mnóstwo wpisów, ale czy lubią rzeczy (produkty, usługi, wydarzenia) związane z tymi wpisami? Niekoniecznie. Lubi się spontanicznie, bo to nic nie kosztuje, do niczego nie zobowiązuje, bo znajomi lubią, bo chyba fajne, bo tak się kliknęło. Dla przedmiotu lubienia nic z tego nie wynika. A co z tego wynika dla fotografa?

Dla amatora – nic. Czy on lubi, czy jego lubią, czy lubią, bo znają, czy wręcz przeciwnie – wszystko jedno. Lubienie jest fajne, nawet takie fejsbukowe.

Dla osoby z zawodowymi ambicjami, która za pomocą najpopularniejszego obecnie serwisu społecznościowego próbuje dotrzeć do potencjalnych klientów, sytuacja wcale nie jest wesoła. Włożenie pracy w promocję na FB przyniesie fanów, ale czy to będą klienci? Doświadczenia konkurencyjnych miesięczników fotograficznych pokazują, że niekoniecznie.

Moje prywatne i niepoparte żadnymi badaniami obserwacje internetu wskazują, że jakaś część internautów to tropiciele darmochy. To osoby, które uważają, że może za chleb trzeba płacić, ale cała reszta powinna być bezpłatna, więc z założenia i definicji nie zamierzają wydać ani złotówki na coś, co być może da się uzyskać za darmo. Tropiciele darmochy są cierpliwi, potrafią tygodniami szperać, marudzić na różnych forach, żebrać, ale zaoszczędzić te 10 złotych. Szczególnie niechętni są do płacenia za tzw. dobra niematerialne (wiedzę, filmy, muzykę), ale na usługach też by chętnie zaoszczędzili. Wydaje mi się, że na Facebooku stężenie tropicieli darmochy jest wyższe niż w całym internecie. I jeśli wydaje mi się dobrze, to stawia to pod znakiem zapytania sens wkładania jakiegoś wysiłku w komercyjną promocję na fejsie. Oczywiście, zakładając, że wkładanie wysiłku w komercyjne zaistnienie w serwisie, gdzie coś może nagle przestać działać, a konto może zostać usunięte „bo tak”, ma w ogóle sens.

Czy zalecam w ogóle omijanie Facebooka? Niekoniecznie. Jeśli obecność tam nas nic nie kosztuje, to czemu nie? W końcu to jest świat, gdzie wszystko powinno być bezkosztowe. Nasza obecność tam również.

Powyżej zdjęcie zgodne z fejsbukową filozofią: nic nie kupię, ale mogę się pogapić.

Aktualizacja. Fejsbuk się włączył w dyskusję na temat tego, na ile jest on dobrą platformą promocyjną. I tego wpisu nie da się „polubić”. Bo nie. Bo coś nie działa, zepsło się i już. Nie u mnie. Na FB.

Aktualizacja 2 (20.07.11). Już się da polubić, jak widać. Nic nie zrobiłem. FB coś sobie poprawił.

  1. Oj tam, przejrzałeś. Nigdy się nie entuzjazmowałem. I z pewnością nie przyszłoby mi do głowy, żeby główną obecność w internecie ograniczać do FB, co robią niektóre całkiem poważne firmy.
    O, Leica Polska się cieszy, że ma 1000 fanów. Też się cieszę ich radością, ale i tak nie mogę powstrzymać się od pytania: ilu z nich choćby pomyślało o kupnie dowolnej Leiki (litościwie nie zapytam, ilu naprawdę kupiło).

  2. Świetna, głęboka refleksja Piotrze! Dotyczy nie tylko FB, ale powoli całej naszej cywilizacji. Musimy w jakiś kręgach bywać (czasem bez celu), odbierać telefony (czasem bez sensu), coś kupować (bo inni mają). Liczy się sama obecność, nie jej sens! Znam np.ludzi, którzy strasznie przeżywali nagle milczący telefon po stracie wysokiego stołka w pracy. W FB to widać ten proces jak w soczewce: „jeśli cię nie ma na FB to cię nie ma w ogóle”, „kupuję, więc jestem” itd… Na FB widać jeszcze presję mody, bycia trendy…
    Ale nie uogólniajmy! Może to czasem ludzka potrzeba kontaktu… Może kliknięcie „lubię to” nadaje nam wartości, że jesteśmy zauważalni, że coś od nas zależy… Skomplikowany ten FB 😕

  3. Wiesz, jako platforma do gadania, lubienia, podrzucania sobie ciekawostek, FB jest tak samo ok, jak każdy inny serwis społecznościowy. Jako efektywne narzędzie promocji to inna para kaloszy.

  4. FB, teraz przynajmniej, jest bardziej „trendy” niż inne portale społecznościowe – to główna różnica! ;-? A jako narzędzie promocji? Niezbadane…, mówimy o tym trochę na czuja. Ale wiem że pracodawcy, często szukają tu i gdzie indziej info o pracownikach.
    A z tą promocją innych pism foto, to może być tak, że ich redaktorzy mają w zakresie obowiązków obecność na FB i wypisywanie różnych laurek (tak to jest w biznesie internetowym), a nie pogadywanie dla idei i pomaganie czytelnikom na forum! Ale Bóg ich za to nie wynagrodzi 😕

      1. Nawet nie wiedziałem, że jakiś netlog istnieje 🙂 Ja skasowałem się na Goldenline. Niby forum o wszystkim i o niczym, ale jakoś nudnie…, choć z założenia strona dla pracodawców i poszukujących pracy 🙂
        FB mi pasuje. Gdyby nie duża rzesza znajomych z nk, to nk już dawno temu, bym skasował.
        Piotrze, ja jestem fanem m.in. BMW, a nawet prawka nie mam 🙂 Po prostu uwielbiam tą markę i lubię czytać o nowościach. I z kilkoma innymi markami/firmami, które lajkowałem też tak jest.
        A co do Leiki, to nie lajkuję, bo nie widzę w tym sprzęcie nic ciekawego poza prestiżem.

  5. No istnieje coś takiego jak netlog, chociaż nie wiem po co. Pozakładali tych grup dotyczących fotografii i nikt się na nich nie udziela. To po co to było zakładać? Pod zdjęciami wypisywali mi co niektórzy jakieś głupoty, to musiałam wprowadzić moderację, aż w końcu się wnerwiłam i całkiem profil skasowałam. To samo zrobiłam na GL. Zostawiłam tylko profil na FB. Nie ma co się rozmieniać na drobne.

    1. Też jestem na kilku innych stronach foto, ale muszę się usunąć. Jedną z nich chciałem rozruszać, ale bez sukcesu. Zupełnie jak napisałaś „nikt się na nich nie udziela”, tak jak i z tą. 2800 użytkowników, a w ciągu 2 m-cy przybywa 10 wątków/postów, wyświetleń posta 800, a 3 wypowiedzi. Nie wiem więc po co się rejestrować, jak nie ma się zamiaru uczestniczyć, a i sam twórca strony, uważający się za zawodowego fotografa, dobija poziomem galerii wrzucając fotkę do albumu rodzinnego przedstawiającą jego na tle Alp.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *