(Aktualizacja) Terje Sørgjerd robił zdjęcia i filmy poklatkowe i prezentował je na Vimeo (tylko filmy), Facebooku i Google+. Własnej strony nie miał. Na fejsbuku oprócz osobistego konta miał stronę, którą lubiło ponad 200 tysięcy ludzi (dwieście tysięcy! Niezły kanał komunikacyjny sobie Terje wypracował!). Ale Terjego już na FB nie ma, bo FB uznał, że podszywa się sam pod siebie, więc mu konto skasował. Żeby było śmieszniej, skasował mu konto osobiste, natomiast nie usunął strony, która jest „duchem” – nie ma właściciela, nie ma administratora, sam Terje ani nie doda do niej nic nowego, ani jej nie usunie.
Jakiś czas temu Dominik podrzucił mi felieton, w którym oprócz tradycyjnego narzekania na fejsbuka i ostrzeżeń przed jego nadużyciami na polu prywatności, była także teza, że na media społecznościowe jesteśmy skazani, bo żeby dotrzeć do odbiorcy, trzeba publikować na fejsbuku, G+ i podobnych, a rola własnych stron WWW będzie malała do zera. Terje jest najnowszym dowodem, że jest wręcz przeciwnie i opieranie swojej obecności w Sieci wyłącznie na mediach społecznościowych to skakanie z samolotu bez zapasowego spadochronu – jak coś pójdzie nie tak, to znikasz i trzeba Cię wykopywać.
Media społecznościowe to narzędzia. Mogą być użyteczne, pod warunkiem, że ktoś nie uwierzy, że taki Fejsbuk to coś w rodzaju następcy internetu i nie ma poza nim świata. Terje się przekonał, że z takiego fejsbukowego świata łatwo zostać wyproszonym.
Uprawiając dowolne hobby (nie wspominając o profesjonalnej działalności) w pewnym momencie dochodzi się do etapu, że chciałoby się swoją twórczość prezentować w jednym miejscu. Fejsbuk (ani Google+, ani żadna inna platforma społecznościowa) nie jest dobry jako wyłączny kanał. Choćby dlatego, że mogą użytkownika „zniknąć”, ale powodów znalazłoby się więcej. Własna strona WWW jest droższa i wymaga więcej zabiegów, ale zniknąć ją może tylko prokurator lub nasze gapiostwo (jeśli zapomnimy o wykupieniu domeny na następny rok). Media społecznościowe – tak, ale do przekierowywania na własną stronę WWW, we własnej domenie.
Sporo sensownych porad dla fotografów na temat korzystania z promocji w mediach społecznościowych tutaj (po angielsku). Nota bene, na FB ani G+ nie publikuję niczego „na wyłączność”. Tylko odsyłam tutaj.
Na zdjęciu powyżej – owczy pęd na Balos (a dokładniej – wyspa Gramvousa naprzeciw plaży Balos). Nie, na górze nie było komputerów z dostępem do Facebooka 🙂
PS. Terjemu się upiekło – Facebook oddał mu konto: „After investigating this further, it looks like we suspended your account by mistake. I’m so sorry for the inconvenience.” Ot, drobna uciążliwość…