Dawno, dawno temu, za siedmioma lasami i nawet za paroma górami, rosło drzewo. Drzewo zostało sfotografowane dwa razy: raz w słońcu i drugi raz, po paru minutach, gdy słońce zakryły chmury. Aparat stwierdził, że są to pliki o symbolu IMG_1234.jpg oraz IMG_1235.jpg. I to było dobre.
A potem nastał poranek, dzień drugi. I przyszło mi do głowy, że należałoby oba zdjęcia umieścić w artykule. I poprawionym plikom nadałam nazwy: drzewo_slonce.jpg oraz drzewo_chmury.jpg. I zaprawdę, musiałam tego dokonać za podszeptem jakiegoś węża, bo było to głupstwo piramidalne.
Nie, to nie była jabłoń i nikt nas nie pogonił. Nie w tym rzecz. Rzecz w ułomności ludzkiej pamięci. Zdjęcie zostało wrzucone do katalogu ze zdjęciami z tej wycieczki, a jego poprawione i przeskalowane dla gazety kopie – do katalogu z odpowiednim numerem gazety. Niestety, z nazwą zmienioną tak, żeby graficzka wiedziała do którego kawałka tekstu je przypiąć.
Miesiąc później pamiętałam, że drzewo rosło w rejonie wycieczki sprzed miesiąca i należy go szukać w katalogu z nią właśnie. Rok później też to chyba jeszcze pamiętałam. Ale gdy po kilku latach chciałam sobie to zdjęcie wydrukować w większym formacie, znalazłam przeskalowane kopie i… nie wiem, gdzie są oryginały. Czy to była ta wycieczka, czy tamta? A który to w ogóle rok był? Wśród dziesiątków tysięcy zdjęć trudno znaleźć coś, co nie wiadomo, kiedy i gdzie zostało zrobione, którym aparatem, przy jakich parametrach. A na tagowanie przecież nigdy nie ma dość czasu… Tymczasem, gdyby nazwy wszystkich wersji tego samego zdjęcia zaczynały się od IMG_1234, szukanie mogłaby za mnie odwalić sama szukajka systemowa. Albo cokolwiek.
Drugi powód, dla którego nazwy plików raz zgranych na dysk powinny zachować te same początkowe litery lub cyfry do końca świata, jest jeszcze bardziej prozaiczny: jeśli edytujemy zdjęcie, po czym zapisujemy kopię jako IMG_1234_nowe, wersję przeznaczoną do internetu jako IMG_1234_sieciowe, zaś czarno-białe wariacje jako IMG_1234_bw, to w katalogu wszystkie te wersje będą się znajdować obok siebie. I to niezależnie od tego, jakich przeglądarek czy narzędzi do porządkowania plików będziemy używać. Nic gorszego, niż wiedzieć, że była jeszcze jedna, całkiem superowa wersja tego zdjęcia, która… gdzieś jest, lecz nie wiadomo gdzie, oprócz tego że jej miniatura widnieje na stronie. I diabli wiedzą, jak mi przyszło do głowy ją nazwać wtedy, gdy mnie ta wyjątkowa wena naszła.
Pora na przykazanie pierwsze z Księgi Ewy: Zaprawdę, nie zmieniaj początku nazwy pliku na zakończenie edycji, albowiem szlag Cię kiedyś z tego powodu trafi.
P.S. Wybrałam zdjęcie do tego wpisu, przeskalowałam, po czym chciałam zapisać w katalogu, w którym zapisuję ilustracje do bloga. I dostałam komunikat: File IMG_2009_b already exists. Zapomniałam, że to zdjęcie już kiedyś zostało opublikowane. Gdybym zmieniała nazwy, poszłoby drugi raz to samo.