Dyskusje o tym, co i jak bardzo można na zdjęciach zmieniać, wciąż powracają – co by znaczyło, że są ważne. Ostatnio Alain Briot na Luminous Landscape dorzucił kamyczek do tego ogródka, co skłoniło mnie (ponownie, przyznaję) do wrzucenia tam własnego kawałeczka skały.
Alain radzi: „Pytanie, czy edytujesz fotografie, powinno być potraktowane tak samo jak pytanie, czy masz samochód. Jeśli to robisz, powiedz tak. Jeśli nie, mówisz nie. Usprawiedliwienia nie są ani oczekiwane, ani potrzebne”. Dodaje jeszcze, że wszystko jest w porządku, jeśli oglądający wie, że zdjęcie było edytowane. Zgodnie z tym założeniem, zdjęcia ilustrujące wywód mają w podpisach zaznaczone, że są edytowane. Briot używa angielskiego słowa „manipulated”, ale po polsku „manipulacja” oznacza jednocześnie oszustwo, więc to narzucające się tłumaczenie, jako jednoznacznie negatywne, nie byłoby w tym miejscu właściwe. Rada brzmi rozsądnie? Właściwie, na pierwszy rzut oka, owszem. Ale jak przy wszystkich samochodowych metaforach cyfrowego świata („skopiować zdjęcia/programy/klipy to tak samo jakby ukraść samochód” itp.), szybko natrafiamy na ograniczenia takiego sposobu myślenia. Bo na pytanie o samochód nikt nie odpowie kontrpytaniem „a co rozumiesz przez samochód?” Wszyscy rozumieją „samochód” mniej więcej tak samo, a z fotografią i jej edytowaniem, tudzież manipulowaniem, to już nie jest tak prosto.
Oglądam te przyjemne widoczki zamieszczone przez Briota z podpisem, że były manipulowane i… właściwie nie wiem, co z nimi zrobił. Wstawił chmury? Poprawił kontrast? Podorzucał skał? Wyklonował kable? A może wyklonował autostradę, hotel i autobus pełen turystów? Z podpisu tego nijak nie wywnioskuję, a jeśli edycja była wykonana poprawnie, a scenerii nie widziałam osobiście, to nie wywnioskuję też z obrazków. To po co właściwie podawać taką informację, skoro ona nic nikomu tak naprawdę nie mówi? A przecież jest różnica między usunięciem krzaka a usunięciem szosy i stacji benzynowej – w odbiorze takiego zdjęcia również. Z drugiej strony, trudno też oczekiwać podpisów typu „Na tym zdjęciu usunąłem dwa drzewka, trzy plamy z matrycy i przyciemniłem lewy dolny róg”.
Na pewnym poziomie rozumienia każde zdjęcie jest manipulowane. Nawet jeśli nie przez fotografa, to przez cechy obiektywu (rozmycie, geometria), aparat (interpretacja danych z matrycy uzależniona od programu) albo przez odrawiacze. Drugi poziom manipulacji to świadoma korekcja jasności, kontrastu, koloru i geometrii. Można ją robić globalnie (na całym zdjęciu) albo lokalnie (na fragmentach) – i jak pokazuje przykład niektórych konkursów, dla wielu osób różnica między korekcją globalną a lokalną jest kluczowa. Potem mamy klonowanie: drobiazgów, jak kable, gałązki czy śmieci, albo rzeczy większych, jak samochody czy całe budynki. Następnym stopniem jest klonowanie dużych obiektów, zamiast których trzeba coś wstawić; za wystającą gałązką będzie po prostu następny kawałek łąki z tego samego zdjęcia, ale zamiast tego jednego brzydkiego budynku przy ulicy, trzeba wstawić jakiś inny, ładniejszy. I tu już dochodzimy do prawdziwie ciekawych, bo zupełnie niejednoznacznych zjawisk, polegających na łączeniu elementów różnych fotografii. Wstawianie nieba dowolnie wybranego z biblioteki sfotografowanych nieb będzie czym innym niż zrobienie HDR, a jeszcze inaczej zostanie potraktowane arbitralne połączenie fragmentów różnych krajobrazów. Most Karola prowadzący na wyspę Skye? Da się zrobić… tylko czy to jeszcze będzie fotografia? I w którym momencie była ta granica – jeśli była?
Zostawiając Was z tymi rozważaniami, życzymy wszystkim Wesołych Świąt!
PS. Zwolniły się dwa miejsca na Czarowne Świętokrzyskie, zapraszamy! Na Czarowne Świętokrzyskie jest już tylko miejsce na liście rezerwowej, ale nadal są dwa miejsca na fotowyprawę do Cinque Terre, zapraszamy!