GW doniosła o pysznym pomyśle, jaki ponoć pojawił się wśród rosyjskich wojskowych. Miałoby to być tworzenie dywizji jednolitych narodowościowo i religijnie – jako remedium na „falę”. Pomysł jest świetny, szczególnie biorąc pod uwagę, że Rosjan w rosyjskiej armii coraz mniej, a mieszkańców Kaukazu coraz więcej. Połączenie w jednej dużej formacji wojskowej grup i tak silnie powiązanych relacjami klanowymi, to okazja do wprowadzenia unikatowego ustroju – plemiennej demokracji wojskowej. Można obstawiać zakłady, czy dywizja dagestańska będzie bardziej słuchać rosyjskiego sztabu generalnego, czy dagestańskiej starszyzny plemiennej, ale to raczej nie jest zakład uczciwy. A jak Dagestańczycy postanowią wykorzystać rosyjskie wyposażenie i wyszkolenie do zadbania o domowe interesy, to kto ich powstrzyma? Dywizja inguska trzyma z Dagestańczykami, Osetyńcy nie mogą, bo szachują się wzajemnie z Kabardyno-Bałkarią, a Czerkiesi się obrazili. Zostaje jeszcze dywizja czeczeńska, ale ich strach gdziekolwiek posyłać – niech lepiej pilnują tego Władywostoku. A w 10 lat po wprowadzeniu w życie doskonałego pomysłu na dywizje narodowe, okopane pod Moskwą ostatnie trzy dywizje rdzennie rosyjskie będą nadawać SOS, licząc na to, że Amerykanie po raz trzeci pofatygują się do Europy kogoś wyzwolić. Oby.