Jedno z popularnych złudzeń fotoamatorów, oglądających albumy mistrzów: „jakbym ja był w tym miejscu (miał taką modelkę, dysponował takim sprzętem – niepotrzebne skreślić), to też zrobiłbym takie fajne zdjęcie”. Tymczasem można być w tym samym miejscu, wręcz wejść w buty fotografa i dalej nie widzieć kompozycji, która tak świetnie wygląda w albumie. Niemożliwe? Owszem, jak najbardziej możliwe. Wprawdzie bezpośredni dowód jest dość drogi do przeprowadzenia, bo trzeba się załapać na sesję zdjęciową z kimś klasy Joe McNally’ego czy Davida Notona, ale da się i prościej. Wystarczy wspólny plener (lub warsztaty – takie, jak np. w Szklarskiej Porębie 🙂 ). Warunkiem jest jednak, aby później razem obejrzeć zdjęcia, które wykonali wszyscy obecni na miejscu. Efekt?
„Dlaczego ja tego nie zauważyłem?!”
„To naprawdę tam było?”
„O szlag, prawie miałem taki kadr, gdybym tylko…”
Ok, niektóre myśli będą bardziej pozytywne:
„Eee, wiedziałem, że to nie ma potencjału”
„Też fajne, ale moje lepsze”
I tak dalej. Najważniejsze jednak nie jest to, czy my zrobiliśmy lepsze czy gorsze zdjęcia niż inni fotografujący, ale to, że przekonamy się, że inne osoby inaczej patrzyły na te same rzeczy i znalazły tam inne kadry. Nie trzeba wcale wynajmować mistrza obiektywu. Wystarczy wspólne pstrykanie w tym samym miejscu kilku czy kilkunastu osób, z których każda ma inne pomysły, wrażliwość i spostrzegawczość. Sama świadomość, że na to samo można patrzeć w różny sposób – a więc i różnie pokazywać na fotografiach! – będzie większą korzyścią niż najładniejsze zdjęcia.