Oliwa

Zeszło nam ostatnio na kuchenne tematy, a że na dole wpisu obowiązkowo znowu musi być kuchnia (bo Piotr obiecał), to i tutaj będę tematykę kontynuować. Weźmy taką na przykład oliwę. Dawno temu, po skosztowaniu tego specjału u kogoś w sałatce, doszłam do wniosku, że oliwa to taki dziwny, ostry w smaku olej, który nie wiadomo dlaczego poleca się do sałatek, bo w sumie to jest paskudny.

Jakiś czas później dowiedziałam się, że oliwa może się bardzo różnić smakiem w zależności od gatunku. Miałam okazję skosztować taką niezłą, droga była. Zaczęło się polowanie na dobrą oliwę… ciężko było, ale coś tam się znalazło.

A potem był wyjazd na Kretę, gdzie się dowiedziałam, jak oliwa powinna smakować naprawdę. No i zaczął się problem – bo takiej u nas nie ma. A jak się gdzieś cudem znajdzie, to kosztuje straszne pieniądze. Bo niestety, droga od kiepskich smaków do dobrych wiedzie tylko w jedną stronę, a jak się już pokosztuje tych dobrych, to nie ma powrotu. Lepsza żadna oliwa, niż byle jaka.

Żeby nie było, że tak całkiem od tematyki fotograficznej odchodzę, to dodam, że ze zdjęciami jest podobnie. Czasem fajne zdjęcia przestają być fajne, gdy się człowiek naogląda jeszcze lepszych. Trochę głupio, gdy na ulubione zdjęcie sprzed dziesięciu lat, teraz nie da się już patrzeć bez zauważania tych wszystkich okropnych błędów.

Oliwna część tej historii ma jednak pozytywne zakończenie: właśnie przyszła dostawa prawdziwej kreteńskiej oliwy, Kropli Krety. Idę poszukać jakiegoś naprawdę dobrego chleba…

 

… bo łyżki już mam 😉

  1. ale zapachniało reklama ;PP to i ja poreklamuję :-)) ja lubie to ze zwykłym olejem dostępnym w sklepach nie ma to wiele wspólnego.

    Ale z tymi zdjęciami to fakt – zdjęcia z zeszłego roku jeszcze mi sie podobają chociaz do obróbki wielu mam zastrzeżenie ale te sprzed dwóch czy trzech lat??? straszne!

    Na łyzki bym nie wpadła 🙂

  2. a ja oglądałem już zmywarkę od spodu:)) Swoją szosą faktycznie zmywanie i inne kochane prze niżej podpisanego czynności inspirujące bywają.. Jeszcze jazda samochodem po znanej trasie do listy dopisana by winna.

    1. A ja otwierałem wszystkie szuflady i przeglądałem zawartość. Samo zdjęcie obracałem w każdą możliwą stronę i już nawet widziałem jakiś narysowany kwiatek pod kątem ze wzrokiem koło matrycy – człowiek jak chce coś zauważyć, to wszystko zauważy 😉
      Kolega wczoraj powiedział – sztućce, a ja sobie pomyślałem, gdzie on sztućce widzi?! Jednak miał rację…

      1. Miało być „kurcze pieczone”, ale kończył mi się tusz w klawiaturze i napisałem skrótem 😉

  3. Ewo, napisałaś „: Trochę głupio, gdy na ulubione zdjęcie sprzed dziesięciu lat, teraz nie da się już patrzeć bez zauważania tych wszystkich okropnych błędów.” i dostałaś wsparcie. To ja jednak zaoponuję. Może to dlatego, że oliwą nie zachwycam się; owszem używam (córki umieją wybrać. przywoziły z Włoch), ale nie zachwycam się.

    Ale do rzeczy.
    Są rzeczywiście i takie zdjęcia, których raczej „nie chce się „, a nie „nie da się oglądać”.
    Ale zastanówmy się, co w końcu jest wazniejsze? Maestria i techniczna jakość zdjęcia, jego mniejszy lub większy defekt czy złapana ulotność chwili, niepowtarzalna gra światłocienia, ogólny klimat i całość kompozycji? Albo – że tam byłem kiedy trzeba i udało mi sie uchwycić co uchwycić należało, i że światło było O.K., i że to coś mi się może już nigdynie powtórzy (fotogtrafia przyrodnicza). Przeciwnie niż Wy doskonalący technikę, ja przede wszystkim przeżywam wtapianie się w przyrodę i samo fotgrafowanie. Do tych technicznie gorszych zdjęć wracam z przyjemnością i jakoś mogę nawet na nie patrzeć. Inni niech nie oglądają (ostatnio np. szybko usuwam z galerii DFV, zostawiając tylko historyuczne i najczęściej oglądane), ale ja do swoich zdjęć sprzed roku czy pięciu lat lubię wracać, a przy okazji chłodniej oceniam i wyciągam wnioski.
    Oglądajcie swoje zdjęcia na które nie możecie patrzeć.

    1. Ostatnio takie oglądałem z braku weny na coś nowego 😉 i poprawiałem, ale… oglądać mogłem i cieszyło mnie to, że teraz bym takich błędów nie popełnił.

      1. Cieszy mnie, że nie jestem odosobniony.
        Pozdrawiam wszystkich ogladających swoje stare zdjęcia, te nienajlepsze. Ewa pewnie też ogląda, tylko nie chce się przyznać.

        1. No dobra, patrzę, patrzę, przyznaję. W końcu warto czasem spojrzeć jakie małe było dziecko, gdy było małe. Staram się wtedy przełączać na „tryb emo”, żeby nie widzieć zabałaganionego tła i paskudnego światła, tylko radosny uśmiech z dwoma zębami.
          Aleksandrze, podejrzewam, że po prostu Ty byłeś 10 lat temu lepszym fotografem, niż ja 10 lat temu 🙂

  4. Ewo, nie. 10 lat temu fotografowałem przypadkowo, pamiątkowo-rodzinnie.
    A teraz, po 4-5 latach ukierunkowanego fotografowania małej przyrody stwierdzam, że jestem coraz gorszym fotografem. Dowody? Coraz więcej zdjęć kasuję już podczas pierwszej selekcji. Coraz mniej trafia do końcowego archiwum. Coraz mniej zdjęć pokazuję. Ale może kiedyś jeszcze mocno odbiję się i wskoczę na wyższy poziom. Będę mniej fotografować i dużo mniej kasować, a więcej pokazywać. Podobno upór i praca przynoszą wyniki.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *