Po długich namowach, licznych prośbach i nieco mniej licznych groźbach zdecydowaliśmy się wyjść naprzeciw żądaniom wyjaśnienia, jak to w tej Toskanii jest naprawdę. Bo przecież wiadomo, że takich wzgórz, willi, cyprysów ani miasteczek zatrzymanych gdzieś w XVII wieku nie ma. No więc przyznajemy – nie ma. Takie scenerie, jak powyżej, muszą zaistnieć najpierw w oku fotografa, aby mogły się następnie pojawić na zdjęciu. A jak to widzi normalny człowiek? Tak, jak poniżej. To jest ta sama sceneria widziana z tego samego miejsca.
Jak widać, Toskanii jest w Toskanii ledwie kilka procent. Albo inaczej – to, co widzi fotograf, w niewielkim stopniu zgadza się z tym, co widzi stojący w tym samym miejscu normalny człowiek. Fotografia nie kłamie – wcale nie musi kłamać, żeby pokazać bardzo subiektywną, wybiórczą wersję rzeczywistości.
Górne zdjęcie zrobione na pełnoklatkowym odpowiedniku 640 mm, niższe – na pełnoklatkowych 36 mm. Mam wersję tej sceny zrobioną odpowiednikiem ogniskowej 16 mm, ale wówczas czerwony kwadrat byłby czerwoną kropką, a większość kadru zajęłaby trawa. Przy okazji, nie ma chyba lepszego niż Toskania miejsca do oduczenia mitu zoomu nożnego: brnięcie przez błotniste pole najdalej po kilkuset metrach przekona, że próba nożnego przyzoomowania kilku cyprysów na odległym wzgórzu to nie jest dobry pomysł.