Dotarliśmy do położonego najbardziej na północ etapu fotowyprawy do Namibii – miasta Opuwo. W wolnym tłumaczeniu Opuwo oznacza „koniec świata, dalej nie ma już nic” – owszem, do granicy z Angolą jest jeszcze spory kawałek, ale miast już tam się nie znajdzie. Do Opuwo pojechaliśmy dla tamtejszych mieszkańców. W mieście spotkać można przedstawicieli 5 plemion. Samo w sobie nie jest to czymś nadzwyczajnym, bo w Windhouk jest mieszanka wszystkich namibijskich plemion. Tyle, że w stolicy wszyscy ubierają się w stylu zachodnim, a w Opuwo prawie połowa chodzi w strojach tradycyjnych. Chodzą tak, bo chcą – nie ma ani presji na zachodni styl, ani tradycyjny. Tutaj też są prawdziwe – w odróżnieniu od turystycznych – wioski ludu Himba.
Himba są najbardziej znanym i charakterystycznym ludem Namibii, choć stanowią tylko niewielką, kilkuprocentową mniejszość. Bez wątpienia swoją sławę plemię zawdzięcza kobietom. Mężczyźni noszą prawdzie wskazujące na przynależność etniczną „kilty”, ale to kobiety wyróżniają z daleka ubiorem i fryzurą. Himba nosi spódnicę – czasem ciężką, skórzaną, obwieszoną metalowymi ozdobami – i… nic więcej. Nosi też charakterystyczne warkocze, zlepione glinką i przyozdobione na końcach przedłużeniami ze sztucznego włosia. Tą samą glinką naciera też skórę na całym ciele, dzięki czemu zyskuje ochronę przed słońcem oraz unikatową karnację. Jeśli dodać do tego, że Himby są wysokie, czasem nawet bardzo, to nic dziwnego, że wyróżniają się w miejskim tłumie.
Grupówka międzynarodowa
Himba świadome są swojej popularności i atrakcyjności, dlatego można spotkać ich wioski nawet w okolicy stolicy kraju – ale są to wioski specjalnie zakładane z myślą o turystach. My pojechaliśmy do Opuwo, aby odwiedzić jedną z autentycznych wiosek. Samo pojęcie wioski jest dość odległe od europejskich wyobrażeń. Tutaj może ona zajmować nawet 10-12 kilometrów kwadratowych, ale większość tego terenu to pustkowia, wykorzystywane jako pastwiska dla krów i kóz. W obrębie takiej wioski może znajdować się od kilku do nawet kilkudziesięciu ogrodzonych „gospodarstw”, w obrębie którego żyje jedna, czteropokoleniowa rodzina. O kilkadziesiąt metrów albo kilka kilometrów dalej może być następne takie „gospodarstwo”, wszystkie podlegające wspólnemu wodzowi.
Część namibijskich plemion przyjęła zachodni styl życia, część skłania się do tradycji. Najbardziej bronią się przed współczesnością Buszmeni, którzy nie chcą porzucić nomadycznego stylu życia i są traktowani trochę jak pariasi. Himba są gdzieś w połowie drogi między akceptacją współczesności a przywiązaniem do tradycji. Choć w Namibii istnieje obowiązek szkolny (generalnie ignorowany przez Buszmenów), to wśród Himba połowa dzieci chodzi do szkół w strojach europejskich, a połowa – wypasa bydło i kozy w tradycyjnych spódniczkach. Które dziecko gdzie trafi zależy podobno od zdolności – ciekawe świata idą do szkoły, te lepiej czujące się wśród zwierząt, w buszu i wśród wzgórz – kontynuują plemienną tradycję.
Plemienność jest zresztą podstawą funkcjonowania społeczności Namibii, ze wszystkimi tego wadami i zaletami. Plemienne są partie polityczne, więc od lat rządzą ludzie wywodzący się z najliczniejszej grupy etnicznej Ovambo. Plemienny jest jednak też wymiar sprawiedliwości – o przestępstwach wypowiada się w pierwszej kolejności sąd plemienny. Można się odwołać do sądu narodowego, ale ponoć mało kto tak robi i jeszcze rzadziej wyroki sądów plemiennych są zmieniane. Kary w sądzie plemiennym są finansowe. Za kradzież krowy trzeba oddać 2 krowy – jeśli złodziej zostanie przyłapany zanim zje łup. Jeśli zdążył zjeść – to musi oddać 7 krów. Zabójstwo kobiety kosztuje 46 krów, a mężczyzny – 35. Kobiety są cenniejsze.