Jest na świecie dużo, bardzo dużo zdjęć mówiących „tak tam wygląda”. Tak wygląda Val d’Orcia, tak góra Kirkjufell, a tak Zamek w Pradze. To wcale nie jest złe zjawisko, proszę mnie źle nie zrozumieć. Odbiorcy często są ciekawi po prostu jak coś wygląda – a jeśli jeszcze do tego my, jako twórcy, dodamy trochę własnych przeżyć i emocji, to już w ogóle super. Val d’Orcia w świeżości świtu? Zamek przy fantastycznym, purpurowym i wyczekanym zachodzie słońca? Pięknie, lubię to!
Ale nie ograniczajmy się do ujęć obiektów charakterystycznych. Bardzo ciekawe są też zdjęcia mówiące „zauważyłem coś ciekawego, zgadniecie co to może być?” Val d’Orcia, ale nie charakterystyczne wzgórza i cyprysy. Islandia, ale żadne z charakterystycznych, rozpoznawalnych od pierwszego rzutu oka miejsc. Te sceny i kadry też tam były oczywiście, nadal namawiam do fotografii a nie malowania. Ale to takie obiekty, które łatwo przeoczyć, niecharakterystyczne dla danego regionu, takie po prostu… których się nie zauważa, bo to nie ich się tam szukało.
Nie widać na takim zdjęciu, czy to Islandia, Toskania, czy może Jordania. Widać ciekawe kształty, zjawiska, ulotną chwilę – wzór cienia na ścianie też może być interesującym tematem fotograficznym, mimo że cienie i ściany same w sobie nie są niczym nadzwyczajnym. Gdy więc, będąc na jakimś ciekawym plenerze, zrobicie już zdjęcia typu „tak tam wygląda”, a potem zdjęcia rodzaju „to mi się tam podobało” i nawet może porwiecie się na kadry w stylu „takie wrażenie zrobiło na mnie to miejsce”, popatrzcie też na koniec inaczej. Poszukajcie rzeczy, które może nie będą mogły posłużyć jako wizytówka regionu, ale są interesujące same w sobie.
Oba zdjęcia w tym wpisie z Pragi, choć tego za bardzo po nich nie widać (chociaż jak ktoś z nami był, to pewnie pozna). Tak, tak, te zdjęcia są tu nieprzypadkowo: już niedługo ogłosimy kolejne marcowe warsztaty, tym razem pod intrygującą nazwą „Praga z góry na dół”.