Czasem zdjęcia robi się łatwo i bez wysiłku, a czasem trzeba wylać sporo potu, zanim wciśnie się spust migawki. Czy fotografia zrobiona w tej drugiej sytuacji będzie lepsza niż taka, która nie wymagała żadnych wyrzeczeń?
Nikt nie lubi być Syzyfem
Wszyscy jesteśmy przywiązani do myśli, że jeśli w coś włożyliśmy dużo pracy, to tym samym to coś staje się bardziej wartościowe. I owszem, staje się – ale dla nas samych. Włożony wysiłek sprawia, że wartość emocjonalna rośnie. Mamy naturalną tendencję do racjonalizowania wysiłku: „przecież nie harowałbym tak ciężko, gdyby to nie miało sensu, prawda?”. Jeśli efekt nie jest warty wysiłku, to przecież szkoda naszej pracy, prawda?
No właśnie nie do końca prawda. Bo sprawdzenie ślepych dróg, niedziałających metod, kiepskich pomysłów bywa warte wysiłku. Wymiana pracy na doświadczenie to często dobra wymiana – nawet jeśli to doświadczenie dotyczy tego, czego na przyszłość nie warto próbować. Tylko nie zawsze łatwo się przyznać przed samym sobą, że z wielkich nadziei wyrosła tylko notatka „nie próbuj tego więcej”.
A co na to widz?
Racjonalność i racjonalizacja to jedno, ale nie jest łatwo spojrzeć chłodno i krytycznie na zdjęcie, które nas kosztowało wiele pracy. Możemy taką fotografię bardzo cenić, bo jest świadectwem naszego samozaparcia, wytrwałości i uporu. Brawo! Ale… czy dla widza to ma znaczenie? Nie pytam nawet, czy odbiorca pozna trudną historię powstania zdjęcia, ale – czy będzie go ona interesowała? Czy trudne narodziny sprawią, że zdjęcie będzie bardziej atrakcyjne, ciekawsze, zwracające uwagę? A może opowieści o wysiłkach towarzyszących tworzeniu zdjęcia przyjmie jak nauczycielka w szkole, słysząc tłumaczenie: „proszę pani, ale ja się uczyłem!”.
Może się zdarzyć, że trafimy na widownię, dla której nasza praca włożona w stworzenie zdjęcia zwiększy jego atrakcyjność. Nie liczyłbym jednak na to za bardzo. Częściej albo zdjęcie się podoba, albo nie. Jeśli fotografia komuś przypadnie do gustu, to być może będzie zainteresowany historią jej powstania. Gdy jednak odbiorca uzna ją za nieciekawą, raczej nie ma co liczyć na dalsze zainteresowanie historią tego kadru.
Zdobywając Old Man of Storr
U góry zdjęcie z poranka na Old Man of Storr na wyspie Skye, gdzie mamy najcięższe podejście spośród wszystkich podejść fotowyprawowych. Nie, żeby było ono naprawdę ekstremalne. Ot, godzina marszu cały czas pod górę, ale przez większość trasy całkiem wygodną żwirową ścieżką, a jedynie ostatnie kilkaset metrów czasem wypada po błocie i mokrej, śliskiej trawie. Poniżej zdjęcie z wieczoru na wybrzeżu Elgol na tejże samej wyspie Skye, dokąd przywiózł nas autobus, a na własnych nogach przejść trzeba było parędziesiąt metrów. Górna fotografia może się podobać bardziej niż dolna (albo odwrotnie), ale raczej nie z powodu wyrobionych kilometrów, setek metrów przewyższenia i ruszania w drogę przy świetle latarki.
My ruszamy na fotowyprawę do Jordanii, skąd będziemy nadsyłać relacje w miarę dostępności internetu.