Są takie miejsca, które wszyscy kojarzą z galerii fotograficznych. W ostatnich wpisach, tych ze Słowenii, trochę ich było: tych ikonicznych. Widok na kościółek na wzgórzu, winnice z kapliczką w tle, te rzeczy. Gdy się w takich miejscach znajdziemy, od razu wiadomo, jakie kadry robić: takie same. Oczywiście, pogoda się zmienia, warunki atmosferyczno-oświetleniowe są niemal niemożliwe do powtórzenia. Ale kadr powtarza się łatwo: od tego drzewka po tamto wzgórze albo bez wzgórza, ale zawsze z kościółkiem, zawsze z winnicą, bo przecież po taki właśnie kadr tu przyszliśmy.
Ale można też inaczej i wtedy dopiero zaczyna się zabawa. Gdy już ulegniemy pokusie i zrobimy ten kościółek/winnicę/kapliczkę/Matterhorn po raz któryś tam, warto się uważnie rozejrzeć. Bardzo możliwe, że w okolicy są też inne kadry, nieograne, czekające na kogoś o bystrym spojrzeniu i otwartym umyśle. Przytłoczone bliskim sąsiedztwem TEGO KADRU, który kradnie całą uwagę, siedzą sobie cichutko po kątach, niezauważone. Warto szukać scen o nieoczywistej urodzie – to one dają satysfakcję tworzenia.
Zdjęcia w tym wpisie ze Słowenii, robione w czasie, gdy kościółki na wzgórzach pyszniły się z innej strony aparatu.
P.S. Będąc młodym biurem podróży, przyszedł dziś do nas zaskoczony pacjent zaskakujący mail…
Będąc młodym biurem podróży, nie wyobrażaliśmy sobie, że touroperator może oferować miejsca w hotelu, ale ich nie zamawiać. Mail dotyczył tego, że nasze dawno potwierdzone miejsca w hotelu na Wyspach Owczych wcale nie są takie potwierdzone jak nam się wydawało, a w dodatku hotel już miejsc na ten termin nie ma. Nie czekając na dalsze występy touroperatora, sami złapaliśmy za telefon, kontaktując się z hotelami osobiście. W rezultacie fotowyprawa na Fareje przesunęła się o dwa tygodnie, a dodatkowo zyskała w pakiecie trzy obiady.