Toskania w stylu Michaela Kenny

Nie idź własnymi śladami

Jeśli miałbym wskazać jedną cechę, która różni dojrzałego artystę od najbardziej nawet utalentowanego amatora, to byłaby nią odwaga w szukaniu nowych dróg. Z tym szukaniem nowego tym jest trudniej, im więcej się umie. Nie tylko dlatego, że bardziej ma się świadomość, ile rzeczy już było. Bardziej chyba dlatego, że trudno się rozstać ze zdobytymi umiejętnościami i rzucić znowu na nieznane wody. Dodajmy do tego udział w rankingach popularności różnych galerii internetowych, gdzie publiczność „lubi melodie, które zna”. Tymczasem próbowanie nowych rzeczy to wyjście poza strefę komfortu: oczywiście będzie się wówczas popełniało błędy – inaczej się nie da nauczyć niczego nowego. A do akceptowania własnych błędów trzeba odwagi i trzeba nieco autodystansu. Jak ktoś się prezentuje jako mistrz, to po prostu nie może zrobić kroku w tył i zaryzykować prezentacji zdjęcia, które nie wzbudzi entuzjazmu. No po prostu nie może… chyba że naprawdę jest mistrzem, wówczas nie musi się napinać.

Toskania w stylu Michaela Kenny

Zerknijcie na najnowsze zdjęcia Michaela Kenny. Chyba nikt z żyjących fotografów nie wywarł większego wpływu na fotografię krajobrazową. Styl Kenny jest charakterystyczny i łatwo rozpoznawalny, a imię jego naśladowców Legion. I zobaczcie, jak różne są jego najnowsze zdjęcia. Owszem, są takie, które od razu krzyczą „Michael Kenna!”, ale sporo zupełnie niepodobnych do jego znanych klasyków. Podoba się? Nie podoba się? To mniej ważne od tego, że Kenna nie próbuje się sam klonować.

Świętokrzyskie w stylu Michaela Kenny

Pokusa „grania tej melodii, przy której najbardziej klaszczą” jest naturalna, ale to bardzo skuteczny hamulec wszelkiego rozwoju. Idąc własnymi śladami, nieuchronnie chodzi się w kółko. Może to i przyjemny spacer, ale donikąd nie prowadzi.

Powyżej nasze wariacje na temat Kenny na bazie Toskanii i Świętokrzyskiego.

  1. Piotrze, po Twym wprowadzeniu już myślałem, że Kenna przeszedł na kolor 😉 Popatrz na daty tych „nowości”. Większość powstała lata temu (są nawet z 1993 r.) i nieraz są bardziej progresywne niż tegoroczne. Sądzę, że facet z wiekiem coraz mniej foci, a coraz głębiej kopie w swych archiwach, by znaleźć coś nowego na sprzedaż. Siłą rzeczy portfolio robi się trochę bardziej eklektyczne, ale nie widzę tu artystycznej wolny ani nawet nowego kierunku.

    1. Popatrz na daty tych “nowości”. Większość powstała lata temu (są nawet z 1993 r.) i nieraz są bardziej progresywne niż tegoroczne.

      Najstarsze w „Recent work” jest z 2007, a jest sporo fotografii z 2016 i 2017.
      Konfesjonały mnie nie zachwycają, ale Huangshan Mountains – owszem.

      1. Chyba nie widziałeś wszystkich 91 zdjęć w „Recent work”. Oto szczegółowa statystyka (w nawiasie liczba zdjęć): 1987 (1), 1993 (3), 1994 (6), 1995 (3), 2003 (1), 2007 (8), 2008 (7), 2009 (1), 2010 (8), 2011 (3), 2013 (3), 2015 (10), 2016 (15), 2017 (22).

        1. Ok, nie sprawdziłem wszystkich. Jak po ciągu z 2016 kolejne kilkanaście było z 2017, to przestałem sprawdzać dalej. Niemniej taka liczba prac z ostatnich dwóch lat nie wskazuje, żeby wyciągał z szuflady.

  2. Podpisuję się pod każdym zdaniem powyższego tekstu. Ręką lewą, prawą i czymkolwiek co znajdę w ich zasięgu. Tekst bardzo na czasie, teraz, kiedy każdy fotograf, zawodowiec czy amator, gdzieś się publikuje. A ile szkody wyrządzają te cholerne kciuki i serduszka? Tyle samo, co ten walec Młynarskiego, co to przyjdzie i wyrówna.
    Obejrzałem ostatnie produkcje Michaela K. i nie znalazłem równie smakowitych jak te dwa powyższe.

  3. Kenna przypomina, że istnieje również świat widziany jako czarno-biały. Myślę, że fascynacja kolorem i możliwościami sprzętowymi spowodowała zapomnienie o widzeniu świata bez kolorów (nie dotyczy daltonistów). A nie takt dawno wszystkie fotki były czarno białe

    1. Fotografia czarno-biała ma się świetnie, a w świecie wysokoartystycznym to nadal kolor jest podejrzany – pół wieku po Egglestonie!

      1. Witaj !
        Ale Piotrze prawie wszyscy moi znajomi nawet zaawansowani hobbyści robią tylko w kolorze. Tych miałem na myśli. Nie są wysoko artystyczni. Ja mam 187 cm, ale domyślam się, że nie o takiej wysokości pisałeś.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *