Jeśli miałbym wskazać jedną cechę, która różni dojrzałego artystę od najbardziej nawet utalentowanego amatora, to byłaby nią odwaga w szukaniu nowych dróg. Z tym szukaniem nowego tym jest trudniej, im więcej się umie. Nie tylko dlatego, że bardziej ma się świadomość, ile rzeczy już było. Bardziej chyba dlatego, że trudno się rozstać ze zdobytymi umiejętnościami i rzucić znowu na nieznane wody. Dodajmy do tego udział w rankingach popularności różnych galerii internetowych, gdzie publiczność „lubi melodie, które zna”. Tymczasem próbowanie nowych rzeczy to wyjście poza strefę komfortu: oczywiście będzie się wówczas popełniało błędy – inaczej się nie da nauczyć niczego nowego. A do akceptowania własnych błędów trzeba odwagi i trzeba nieco autodystansu. Jak ktoś się prezentuje jako mistrz, to po prostu nie może zrobić kroku w tył i zaryzykować prezentacji zdjęcia, które nie wzbudzi entuzjazmu. No po prostu nie może… chyba że naprawdę jest mistrzem, wówczas nie musi się napinać.
Zerknijcie na najnowsze zdjęcia Michaela Kenny. Chyba nikt z żyjących fotografów nie wywarł większego wpływu na fotografię krajobrazową. Styl Kenny jest charakterystyczny i łatwo rozpoznawalny, a imię jego naśladowców Legion. I zobaczcie, jak różne są jego najnowsze zdjęcia. Owszem, są takie, które od razu krzyczą „Michael Kenna!”, ale sporo zupełnie niepodobnych do jego znanych klasyków. Podoba się? Nie podoba się? To mniej ważne od tego, że Kenna nie próbuje się sam klonować.
Pokusa „grania tej melodii, przy której najbardziej klaszczą” jest naturalna, ale to bardzo skuteczny hamulec wszelkiego rozwoju. Idąc własnymi śladami, nieuchronnie chodzi się w kółko. Może to i przyjemny spacer, ale donikąd nie prowadzi.
Powyżej nasze wariacje na temat Kenny na bazie Toskanii i Świętokrzyskiego.