Aparat fotograficzny pozwala pokazać to, co mamy przed obiektywem, prawda? Prawda, ale taka góralska. Cień pozwala też pokazać to, co było za plecami fotografa albo z boku, a na co ani fotograf nie patrzył, ani obiektyw nie był skierowany.
Gry ze światłem
Choć wydaje nam się, że fotografujemy rzeczy, ludzi czy zwierzęta, to tak naprawdę fotografujemy światło. To, jak się odbija, rozprasza, ale także to, jak jest blokowane, przesłaniane. Gdy coś zasłoni źródło światła, powstaje cień. Cień może się wydawać tylko lokalnym brakiem światła, ale na fotografii to obiekt często równie wyrazisty, mocny i dominujący co parę ton stali czy kamienia. Niematerialny cień na fotografii łatwo staje się ważnym elementem, bo wnosi ze sobą kontrast. A kontrast to jest to, co z powodu biologicznych uwarunkowań zauważamy szybko. To też powód dla którego miejscowy brak światła potrafi łatwo zdominować kompozycję – przedmioty równo oświetlone kontrast mają słaby, gdy tymczasem cień jest kontrastem. Dlatego z cieniem trzeba uważać, bo może skierować uwagę widza zupełnie gdzie indziej, niż planował fotograf.
Cień innej rzeczywistości
Cień potrafi uzupełnić scenę o elementy, które są poza kadrem – jak latarnia przy ławeczce. Przecież przy tej ławeczce nie było latarni, stała znacznie dalej. Ale pasowałoby, żeby latarnia i ławeczka były blisko. No i proszę – cień dodaje to, co fizycznie było zbyt oddalone, aby zmieścić się w kadrze.
Podobnie było z roślinami, które pięły się po pomarańczowym murze. Tylko że tam nie było żadnych roślin. I żadnej twarzy na murze też nie było.
Cień potrafi polemizować z rzeczywistością, gdy za łukiem furtki cień jest prosty, albo gdy trójnogi stolik ma swoje alter ego z czterema nogami. I w którą rzeczywistość uwierzyć?
Wszystkie zdjęcia z Santorini, gdzie są najlepsze cienie. Są też świetne schody, fantastyczne wschody słońca nad czarną plażą i mnóstwo form geometrycznych, które można układać w kadrze.