pustkowia Islandii

Goniąc za oryginalnością

Chciałem zacząć od tego, że oryginalność jest przereklamowana, ale nie w tym rzecz. Faktem jest, że w sztuce europejskiej od dwóch stuleci odrębność od wcześniejszych dokonań i innowacyjność jest mocno punktowana przy ocenie dzieła. To wysokoartystyczne kryterium „ścieka” na bardziej masowe i popularne formy sztuki (choć tu spotyka kontrę form wywodzących się ze sztuki ludowej, która oryginalności nigdy nie ceniła). W efekcie także w fotografii jest ciśnienie na bycie oryginalnym, innowacyjnym i odkrywczym – co samo w sobie nie jest oczywiście złe. Gorzej, gdy te cechy są traktowane jako najważniejsze i stanowiące główne kryterium wartości zdjęć.

pustkowia Islandii

Oryginalność jest pomysłem względnie nowym i wcale nie tak znowu powszechnym. W Europie kształcenie artystów w relacji uczeń-mistrz odbywało się przez naśladowanie i imitowanie stylu mistrza (do tego stopnia, że do dzisiaj historycy sztuki dyskutują, które ze słynnych obrazów wyszły spod ręki mistrzów, a które są efektem pracy ich uczniów). Podobnie było w Azji, gdzie młody malarz przez lata wykonywał wierne kopie dzieł mistrzów, a dopiero gdy udowodnił, że w imitacji osiągnął biegłość, pozwalano mu malować własne kompozycje.

Uczenie się jest naśladowaniem – podglądaniem, dekonstruowaniem, odtwarzaniem. Z tego dopiero powstaje coś twórczego i nowego, ale powoli i stopniowo, bo wszyscy stoimy na ramionach olbrzymów. Nie da się wymyślić niczego nowego bez wchłonięcia najpierw tego, co już powstało.

Idziemy do przodu drogami wyznaczonymi przez poprzedników. A później, gdy droga się kończy, tworzymy własną drogę. Nie zajdzie się daleko, brnąc przez chaszcze, byle tylko zejść z utartej ścieżki.

PS. Zdjęcie powyżej z Islandii, tam akurat trudno o chaszcze. 🙂

  1. A kiedy ta droga się kończy? Próby szukania oryginalności to dla poszukiwaczy popularności ślepa uliczka, najlepiej się jednak sprawdzaja utarte wzorce i szablony 😉

    1. A kiedy ta droga się kończy?

      Jeśli w ogóle jakaś droga się kończy, to znaczy, zabłądziłeś. 🙂

      Próby szukania oryginalności to dla poszukiwaczy popularności ślepa uliczka

      Zależy od środowiska. 500px to nie cała fotografia.

      1. no nie wiem… jeśli droga kopisty się kończy, a zaczyna droga samodzielnej i choć trochę oryginalnej twórczości to chyba nie jest źle 😉
        oryginalność raczej jednak w parze z popularnością nie chodzi, przynajmniej w tej mierzalnej w dużej skali; nie jest to chyba jednak problemem – na coś trzeba się zdecydować 😉

        1. jeśli droga kopisty się kończy, a zaczyna droga samodzielnej i choć trochę oryginalnej twórczości to chyba nie jest źle

          To jest całkiem naturalne i nie ma tu nigdzie „końca drogi”.

          oryginalność raczej jednak w parze z popularnością nie chodzi

          Horowitz by się z Tobą nie zgodził. LaChapelle raczej też nie.

  2. Relacja mistrz – uczeń i wynikające z tego naśladownictwo, nie jest złe. Uczeń mimo wszystko może oprzeć się na autorytecie i jak osiągnie doświadczenie, to jest duża szansa, że znajdzie swój styl. Gorzej jeśli jeśli „autorytetem” i „mistrzem” do naśladowania jest jakiś serwis społeczny. Tam „kopiuj i wklej” jest już na całego.

    1. To prawda, dlatego wzory trzeba sobie wybierać starannie. „Mistrz zbiorowy” nigdy nie jest dobrym pomysłem.

  3. Czasami przybiera to formy „dziwne”. W latach siedemdziesiątych Andrzej Brzeziński lasował tzw. konceptualizm. Np; siedzący autor w wannie widać głownie stopy i zarejestrowane kolejne fazy napełniania wodą wanny. Nie rozumiałem tego przekazu (upływ czasu ?), a fotki były marniutkie.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *