Jesteśmy co najmniej ćwierć wieku od cyfrowej rewolucji w fotografii. Ta rewolucja zmieniła dużo, ale co z tego jest najważniejsze? Oczywiście, robimy więcej zdjęć niż kiedykolwiek wcześniej, możemy znacznie łatwiej dotrzeć z nimi do wielu odbiorców, także osób nieznanych. Oczywiście, koszt zrobienia jednego zdjęcia bardzo spadł (choć koszt zakupu sprzętu potrzebnego do zrobienia jakiegokolwiek zdjęcia – niekoniecznie). Technika pozwoliła zrobić nieco zdjęć, których kiedyś zrobić się nie dało, a jeszcze więcej da się zrobić łatwiej i lepiej niż kiedyś. Trudne i żmudne techniki ciemniowe w wersji cyfrowej są mniej żmudne i nie wymagają siedzenia po ciemku w oparach wywoływaczy i utrwalaczy. To wszystko ważne, ale…
Najważniejszą zmianą, jaką przyniosła fotografia cyfrowa, jest znacznie szybsze tempo uczenia się (u tych, którzy chcą się uczyć) i będący tego efektem wzrost poziomu – nazwijmy to – zaawansowanej fotografii amatorskiej. A skutkiem tego ostatniego jest dewaluacja pojęcia dobrej fotografii. Zdjęcia, które kilkanaście lat temu powodowały opad szczęki; które się zapamiętywało, dyskutowało, podziwiało – dzisiaj są, no, ok. Nie to, że dzisiaj nie są fajne – nadal są, ale nie są już wyjątkowe. Świetnych zdjęć widzi się mnóstwo, widzi je się tak często, że żadne z nich nie ma szans zrobić wielkiego wrażenia. Trochę spowszedniały, owszem. Ale też wzrosły oczekiwania co do fotografii, które mają powalić na kolana.
Ciekawe, czy ta inflacja wrażeń wizualnych będzie nadal postępowała? Czy zdjęcia dzisiaj zapierające dech będą za dwie dekady wywoływały komentarze: „No, ładne, ale dzisiaj już trzy podobne widziałem”?
PS. Powyżej zdjęcia z tegorocznej wyspy Skye: świt w górach Quiraing i popołudnie przy moście w Sligachan. W przyszłym roku będzie więcej Skye w Szkocji – a właściwie będzie tylko wyspa Skye!
PPS. Zwolniło się jedno miejsce na warsztaty obróbkowe 2-4 grudnia w Warszawie. Zapraszamy najszybszego chętnego! 🙂