… ale jak to sfotografujesz”. David DuChemin, znany nauczyciel języka fotografii, wie, co mówi. W końcu objeździł już z warsztatami sporo najbardziej opstrykanych miejsc, w tym Wenecję (nie spotkaliśmy się, trudno, może innym razem) i wciąż w nich robi zdjęcia. Udaje mu się uniknąć banału? Można zobaczyć na jego stronie… Wpis nazywa się „Pocztówki z Wenecji” i jak dla mnie, wygląda zupełnie niepocztówkowo.
Ale ja nie o Wenecji miałam pisać, tylko o banałach i o tym, skąd się biorą. Napatrzyliśmy się już na niezłe zdjęcia – my, współcześni fotoamatorzy. Wystarczy zadać wyszukiwarce frazę na przykład „Plac św. Marka Wenecja”, żeby dostać przed oczy całe mnóstwo zdjęć przedstawiających rzeczony plac. Ostrych, kolorowych, a jeśli jeszcze będzie to szukajka galerii fotograficznej, to nawet porządnie skomponowanych i zrobionych o trudnej, porannej godzinie, z pięknym niebem i wszystkimi szykanami. Co gorsza, jest tam kilka obiektów bardzo charakterystycznych: wieża, bazylika, lwy na kolumnach, Pałac Dożów. Aż się same wpychają przed obiektyw. Innym też się wepchnęły. Co tu jeszcze fotografować, skoro wszystko jest na zdjęciach?
Czy więc plac ten jest banalny? Nie, miejsce to po prostu miejsce. Owszem, znane; owszem, sporo zdjęć tam zrobiono. Kolejne takie samo ujęcie będzie banałem, nawet jeśli niebo i światło dopisze (co nie znaczy, że nie można go zrobić – jeśli Cię kusi, zrób. Pozbędziesz się pokusy). Jak uniknąć banału? On nie znajduje się przed obiektywem, tylko w głowie fotografa. Siedzi mu na nerwach wzrokowych, podsuwając umysłowi obrazki zapamiętane zamiast tych, co faktycznie przed nim stoją. Zamiast widzieć to, co jest, przypominamy sobie, co być powinno; szukamy schematów, powszechnie znanych wyobrażeń – w końcu, napatrzyliśmy się na nie w galeriach!
A miejsce, to po prostu miejsce. Nie zużywa się od pobierania fotonów na matrycę. Na każde można – i warto – spojrzeć z własnej perspektywy. Jak wygląda, to już wiemy, zanim się tam dostaniemy; nasi znajomi też to wiedzą, cały internet to wie, a kto nie wie, to mu Google powie. Nie warto pokazywać, jak wyglądają znane miejsca – warto natomiast pokazać, co o nich myślimy, jak się w nich czujemy, jak na nas wpływają. Ale żeby przekazać fotografią uczucia i nastroje, przede wszystkim trzeba, żeby one zaistniały – a to się nie odbywa w mgnieniu oka. To wymaga czasu, skupienia, zagłębienia się, uwagi. Interakcja między fotografem a obiektem fotografowanym – to nigdy nie jest banalne.
Na obu zdjęciach Plac św. Marka w Wenecji – bez lwów, bazyliki, wieży, a nawet bez gołębi. Właściwie, to nawet bez placu. I bez koloru.