Landmannalaugar, Islandia

Wszystkie kolory Landmannalaugar

Wczoraj był dzień bez wodospadów, za to z ósmym cudem świata. Owszem, Islandia jest niesamowita, ale Landmannalaugar to niesamowitość wśród niesamowitości. Kolorowe wzgórza jak pomalowane – i jeszcze elegancko przykryte łatami śniegu. Nie jedną łatą, ale pięknym i regularnym wzorem, że trudno byłoby to zaprojektować lepiej. Tymczasem tego nikt nie projektował – to po prostu wulkaniczne wzgórza ze śniegiem, który pozostał na nich od zimy.

Landmannalaugar, Islandia

Zanim ruszyliśmy do Landmannalaugar, był też moment niepewności. Ten obszar nie jest łatwo dostępny i drogi dojazdowe są zamykane na okres zimy, ale też wiosny – ze względu na roztopy i wysoki poziom wody w rzekach i strumieniach. Jeszcze na dzień przed naszą wizytą drogi dojazdowe były zamknięte… Jak widać wszystko się dobrze skończyło, wody zeszły, drogi otwarto i grupa fotowyprawowa z dużym entuzjazmem rozeszła się po okolicznych szlakach. A jest tutaj gdzie chodzić! Ja zrobiłem tylko 13-kilometrowy spacer, co jak na 7-godzinną sesję oznacza dość żółwią średnią prędkość, ale jak to na fotowyprawie: chodzi się, żeby fotografować i tylko tyle, ile potrzebne, żeby dojść w ładny plener. A że ładne plenery były dookoła, to i nie było powodów do dalekich trekingów. Zresztą na fotowyprawach nie ma trekingów – każdy chodzi, ile uznaje za konieczne, żeby postawić statyw w fotogennym miejscu. To pęd za widokami gna, a nie okrutny przewodnik. 🙂

Landmannalaugar, Islandia

Mimo imponujących płatów śniegu na wzgórzach, w Landmannalaugar było ciepło, a przy podejściach pod górę nawet bardzo ciepło. Tutaj, podobnie jak w Toskanii, najfajniejsze widoki są ze szczytów wzgórz, tylko – inaczej niż w Toskanii – trzeba się na nie samemu wdrapać. Ale przynajmniej od razu widać, po co człowiek przez pół godziny lazł pod górę.

Landmannalaugar, Islandia