Kwiaty z Palmiarni Lubiechowskiej

„Gdziekolwiek idziesz…

… zabierasz tam siebie i znajdziesz siebie na miejscu”. Tomasz à Kempis w swoim dziele O naśladowaniu Chrystusa nie mówił wprawdzie o fotografii – aż takim wizjonerem nie był – ale jego słowa pasują do fotografów równie dobrze, jak do kogokolwiek innego.

Kwiaty z Palmiarni Lubiechowskiej

Nie myśl, że egzotyczne lokacje zmienią radykalnie Twoją fotografię przez samą swoją egzotyczność. Owszem, będą wyglądać bardziej egzotycznie, ale to nie znaczy, że lepiej. Nie myśl, że jeśli w domu Ci się nie chce i nie masz weny, to gdzie indziej się zachce i wena przyjdzie. Nie myśl też, że piękne miejsca automatycznie poprawią kompozycję zdjęć, jeśli nigdy się nad nią nie zastanawiałeś. Bo dokądkolwiek pojedziesz, na miejscu zastaniesz siebie. Razem z całym bagażem doświadczeń, upodobań, energii (lub jej braku) oraz… umiejętności. Wszędzie da się zepsuć zdjęcie, przeoczyć motyw, nie dostrzec potencjału sceny. Ktoś, kto nie rozumie architektury, wśród najwspanialszych budowli nie będzie wiedział, co tu jest do fotografowania. Ktoś, kto nie lubi ludzi, nawet na perskim jarmarku połączonym z indyjskim świętem będzie szukał pustego miejsca na kadry, zamiast barwnych postaci.

Jeśli więc chcesz robić lepsze, ciekawsze zdjęcia – rozwijaj siebie, nie sprzęt. Ucz się, przyglądaj dobrym wzorcom, ćwicz, próbuj, dyskutuj. Po to, żeby gdy już pojedziesz w nowe, egzotyczne, inspirujące miejsce, zabrać tam takiego siebie, który potrafi je wykorzystać.

  1. Ogólnie się zgadzam, ale nie ze wszystkim 🙂
    ——————————————–
    Nie myśl, że jeśli w domu Ci się nie chce i nie masz weny, to gdzie indziej się zachce i wena przyjdzie.
    ——————————————–
    Z tym się nie zgadzam, przećwiczyłem praktycznie na sobie, rozmawiałem też kiedyś na ten temat ze znajomymi.
    W każdym mieście są jakieś ciekawe obiekty i sytuacje. Architektura, parki, ogrody zoologiczne itp. Upraszczając można powiedzieć, że wszędzie jest do pewnego stopnia to samo.
    A jaka jest reakcja organizmu? Jeździłem dużo po Polsce, na wyjeździe chciało mi się fotografować, w miejscu swojego zamieszkania nie. To nie znaczy, że blisko są gorsze tematy, taka jest po prostu psychologia człowieka. Potrzebna jest jakaś zmiana, to co widziało się dziesiątki razy wydaje się nudne i oklepane. Analogią może być taka sytuacja: człowiek robi bardzo dobre zdjęcie, zachwyca się nim i umieszcza w komputerze na pulpicie. Kilka razy dziennie je ogląda i po dłuższym czasie nie może już na nie patrzeć. A przecież zdjęcie się nie zmieniło, jest identyczne jak na początku. Ktoś obcy może się nim zachwycić, bo będzie dla niego nowością. Cały czas szukamy nowości, taką mamy (na ogół) psychikę. I dlatego wszelkie podróże, nawet bliskie, dają nowy zapał.

    1. Pirycie, świetny komentarz! Dodam tylko, że na wakacjach i w podróży często mamy też więcej czasu i luzu, by porozglądać się wokół i ustrzelić to i owo 🙂

  2. Jesli moge cos dodac, to na takich wyjazdach najlepiej fotografowac w pojedynke, bez pospiechu i poganiania. Fotografowanie to jak „pojedynek w samo poludnie”. Jestem tylko ja i obiekt.

  3. Ja tekst Ewy odczytuję inaczej.
    Żaden (nawet egzotyczny) wyjazd nie spowoduje, że zrobisz lepsze zdjecia, jeżeli nie masz opanowanego warsztatu. Wszelkie braki zabierasz z sobą i nawet najpiękniejszy plener nie jest w stanie tego ukryć i pomóc.

    Dziwi mnie również „wydumany problem z fotografowaniem w miejscu zamieszkania”. Trzy lata temu odkryłem, że mam więcej zdjęć m.in z Florencji czy Barcelony niż rodzimego Wrocławia. Po uświadomieniu sobie tego faktu nadrobiłem to b. szybko. Doprawdy fotografowanie własnego miasta może przysporzyć tyle samo radochy co egzotycznych miejsc. Trzeba tylko chcieć. Zwłaszcza, że „w domu” na wszystko jest więcej czasu. Można wrócić, gdy będzie inne światło, usuną dźwig lub ohydny baner reklamowy. W czasie wjazdy czy to wakacyjnego, czy też foto – nie ma się takiego luksusu. Wbrew pozorom trzeba akceptować to co się widzi w danym miejscu i czasie. I tu wracamy do głównego tematu. Skoro fotograf nie daje sobie rady np. z architekturą „w domu”, bo ma braki warsztatowe, to te same barki będą mu doskwierać na wakacjach, czy podczas dalekiej fotowyprawy.

    1. Być może tekst Ewy należało odczytać tak jak Ty to zrobiłeś, ale ja widzę to trochę inaczej.
      Mniej więcej tak.
      Fotografów można podzielić na kilka grup, ja bym tu wyróżnił dwie:
      1. Ci dla których w fotografii najważniejsza jest estetyka obrazu i sprawność techniczna. Robiąc pejzaż widzą, że na polu rośnie żółte, zielone, brązowe, pięknie ze sobą kontrastujące. W zabytkowej budowli kolumny dają efekt rytmu itp. Na pytanie: „Co rosło na polu?” odpowiadają oczywiście: „Nie mam pojęcia”.
      2. Do tej grupy należą ci, dla których treść jest co najmniej tak samo ważna jak forma. Dla nich zdobywanie wiedzy ogólnej jest tak samo ważne jak fotografowanie. Jednego od drugiego nie da się oddzielić.
      Do tego co zauważa pierwsza grupa dodają jeszcze wiedzę na temat obiektu i cały jego kontekst kulturowy.

      Takim prostym przykładem może być np. opactwo cystersów w Wąchocku.
      Pierwsza grupa znajdzie tu mnóstwo ciekawych, mrocznych zakątków, światłocieni, rytmów itp.
      Problemem podstawowym będzie wybór ogniskowej.
      Dla drugiej grupy to wszystko też jest ważne, ale ważne jest też poznanie historii opactwa, wpływu działalności cystersów na kulturę materialną okolicy (zasada „Módl się i pracuj” – pierwszy wielki piec w Starachowicach zbudowali właśnie cystersi). Bez tej wiedzy samo fotografowanie byłoby tylko połową przyjemności.
      Zdobycie wiedzy podstawowej zachęca do jej pogłębienia, czyli do szukania innych obiektów o ciekawej przeszłości. Jeżeli są one atrakcyjne także fotograficznie, to jest pełnia satysfakcji. Takie podejście zmusza do wyjścia poza własny, mały grajdołek.

      Często odnoszę wrażenie, że w tych całych fotograficznych dysputach jest zdecydowanie za dużo grzebania się w zawiłościach warsztatowych, a za mało energii idzie na samą fotografię

  4. Pomysły, na które nie potrafisz wpaść w domu, nie objawią się nagle dlatego, że przejechałeś kilkaset czy kilka tysięcy kilometrów. To, co widzisz, i to, co z tego rozumiesz, bardziej zależy od sprawności Twojego mechanizmu poznawczego, a znacznie mniej od rzeczywistości zewnętrznej. Na fotografię największy wpływ ma fotograf, a nie rzeczy fotografowane. Praca nad fotografią to praca nad sobą, a nie szukanie nowych rzeczy do postawienia przed obiektywem.

    1. Chyba nie rozumiesz Piotrze o co mi chodzi. Patrzysz na wszystko czysto fotograficznie, zupełnie nie uwzględniając ludzkiej psychiki. Światło, głębia ostrości, kolorystyka, pomysłowość – wszystko to jest bardzo istotne zarówno 100 m od domu jak i 3000 km. Zgoda. Ale jest jeszcze psychika, której Ty nie uwzględniasz. Ja przecież nie twierdzę, że w domu brak mi wyobraźni, nie mam pomysłów. Ja w domu NIE CHCĘ MIEĆ POMYSŁÓW ANI WYOBRAŹNI.
      George Barr napisał coś takiego:
      „/…/Chcę przez to powiedzieć, że zainteresowanie zwykle poprzedza znalezienie zdjęcia i powinniśmy szukać nie tego, co będzie się dobrze fotografowało, ale tego, co jest interesujące – a wcale nie uważam, żeby te dwie rzeczy były tożsame /…/”.
      Zabytek w Warszawie może mieć podobne detale architektoniczne jak w Gnieźnie lub Neapolu.
      Ale mogłem go oglądać tysiące razy idąc np. do pracy, a w Gnieźnie byłem raz na szkolnej wycieczce.
      I dlatego dziś bardziej mnie interesuje Gniezno, tym bardziej, że mając więcej lat mam też większą wiedzę i nieco inne podejście do tematu.
      Dla mnie fotografia dla samej fotografii prawie nie istnieje, istnieje tylko w połączeniu z całym kontekstem historyczno – kulturowym.
      Mogę czasem zrobić jakieś łuki dla samych kształtów i światłocieni, ale kilka takich zdjęć wystarczy. W dużej ilości byłoby to po prostu nudne (przynajmniej dla mnie).
      I jeszcze o psychice na wesoło.
      Kiedyś na bazarku pani poprosiła o kilogram kiszonej kapusty.
      Sprzedawca na nią spojrzał, po czym powiedział: „Jak ja nie lubię ważyć kiszonej kapusty. Nie wiem czemu, po prostu tak jest”.
      I to jest chyba najlepsze wyjaśnienie 🙂

      1. Chyba nie rozumiesz Piotrze o co mi chodzi. Patrzysz na wszystko czysto fotograficznie, zupełnie nie uwzględniając ludzkiej psychiki.

        Wiesz, to jest blog fotograficzny, a i wpis dotyczył fotografii.
        Natomiast owszem, rozumiem o co Ci chodzi: nie interesuje Cię fotografia.

        Ja w domu NIE CHCĘ MIEĆ POMYSŁÓW ANI WYOBRAŹNI.

        No to przykro mi, ale tak się nie da. Nie da się być pomysłowym, kreatywnym i wrażliwym estetycznie przez dwa tygodnie w roku, a przez pozostałe 11,5 miesiąca wyłącznie odtwórczym i pasywnym. Na tę 2-tygodniową kreatywność trzeba pracować cały rok. Bo, wbrew pozorom, kreatywność wymaga pracy, najlepiej codziennej.

        Ale mogłem go oglądać tysiące razy idąc np. do pracy, a w Gnieźnie byłem raz na szkolnej wycieczce. I dlatego dziś bardziej mnie interesuje Gniezno

        To, że w danej chwili coś Cię bardziej interesuje, nie znaczy, że coś z tego interesowania ciekawego wyniknie, jeśli nie przygotowałeś się do twórczego przetwarzania rzeczywistości na obraz.

        Dla mnie fotografia dla samej fotografii prawie nie istnieje

        Rozumiem, nie interesuje Cię fotografia. Twoja strata.

        1. No tak, zasady nie istnieją, istnieją dogmaty.
          Jeżeli fotograf nie uwieczni psiej kupy koło swojego domu, jest mało ambitny i leniwy.
          Jeżeli nie uwieczni płynącej wody na długim czasie, nie jest kreatywny.
          A w ogóle, to dlaczego my stale stosujemy określenie FOTOGRAF. Fotograf to dla mnie człowiek żyjący z fotografii. Jeżeli dla kogoś wielką pasją jest np. poznawanie Azji (taką osobę mam w rodzinie) i przywozi ze swoich wypraw mnóstwo bardzo ciekawych tematycznie zdjęć, nieraz bardzo pięknych – to jest fotografem czy raczej podróżnikiem o nieco większych ambicjach niż przeciętny „rejestrator otoczenia” ?
          Dla niego fotografia jest tylko jednym z narzędzi, którym zresztą posługuje się znakomicie.
          Sądzę, że wcale by nie był zachwycony, jakby o nim powiedzieć FOTOGRAF.
          Niestety dążenie do technicznej perfekcji często przesłania treść, o czym się ostatnio przekonałem pokazując na portalu DFV składankę 9 zdjęć pokazujących wszystkie fazy zaćmienia Słońca.
          Od razu pojawiła się krytyka jakiegoś podobno uchybienia w obróbce. Samo zjawisko jest nieistotne.
          Nie przesadzajmy z tą kreatywnością i perfekcją. Na mój gust większość z nas wcale nie jest fotografami, jest raczej pasjonatami w jakiejś konkretnej dziedzinie. Fotografia jest tylko jednym z niezbędnych narzędzi, umożliwia realizację mniejszej lub większej pasji. Dobrze jest zachować jakąś równowagę w tym wszystkim, żeby nam szumy nie przesłaniały istoty i treści.
          Sam kiedyś Piotrze napisałeś co należy zrobić, żeby otrzymać dobre zdjęcie.
          Ustawić wszystkie parametry, a potem dać aparat żonie (która ma te parametry w nosie, to już mój domysł 🙂

  5. Jeszcze coś uzupełnię.
    Prawdopodobnie większość z nas nigdy nie zostanie Artystą, Mistrzem, Prekursorem itp.
    Prawdopodobnie też większość z nas wcale o tym nie marzy, fotografuje dla przyjemności.
    Ta przyjemność może być natury fotograficznej, ale wcale nie musi. Np dla miłośnika starej architektury przyjemność może polegać na tym, że na dobrym zdjęciu można w domu, w ciszy i spokoju, dostrzec mnóstwo różnych ciekawych szczegółów, których się nie dostrzegło będąc w obiekcie.
    Daje to dużą satysfakcję. Jeżeli większość ludzi będzie w ten sposób łączyła swoje zainteresowania z fotografią, to korzyść będzie podwójna. A jak można kogoś nauczyć dobrze fotografować? Np. przez pokazywanie przykładów dobrej fotografii, ale nie przez terror psychiczny (musisz to robić koniecznie w ten sposób, bo jak robisz inaczej to jesteś mało ambitny).
    Dajmy ludziom maksymalnie dużo swobody w tym co robią. Jak osiągną poziom powiedzmy nieco wyższy od przeciętnego to już będzie dobrze, a jak jeszcze wyższy to wspaniale.
    Ale jeśli ktoś tego wysokiego poziomu nie osiągnie albo chce iść inną drogą, to nie wytykajmy mu braku ambicji. Może po prostu brak mu zdolności i nie potrafi, albo może jego droga okaże się kiedyś słuszniejsza.
    W końcu każdy człowiek jest inny, nasza przyjemność nie musi być jego przyjemnością. Przejście z fotografii B&W na kolorową też odbywało się burzliwie i z oporami, a dziś kolor jest powszechnie akceptowany przez Największych.

    1. A w ogóle, to dlaczego my stale stosujemy określenie FOTOGRAF
      Dobre pytanie. Jeszcze lepsze: kto w tej dyskusji używa określenia „fotograf”?
      Piotr – ani razu, Piryt – jeśli nie pomyliłem się w liczeniu – cztery razy.

  6. Oj znowu w złym miejscu się pojawiła moja odpowiedź. Mój poprzedni wpis miał być pod wpisem Piotra zaczynający się od „Pomysł, na który …”.

  7. A jaki jest problem z określeniem „fotograf”? Skoro kobietę pozującą do zdjęcia nazywamy modelką, choć nie ma nic wspólnego z pracą na wybiegu, to robiącego zdjęcie nazywamy fotografem. A żyjącego ze zdjęć fotografem zawodowym. I tyle.

  8. Ale z drugiej strony fakt, jeżeli ktoś używa aparatu jedynie w charakterze notatnika, ponieważ fotografia jako taka go nie interesuje, to fotografem nie jest 🙂

  9. A z trzeciej strony, jeżeli ktoś używa aparatu w charakterze notatnika, to jest fotografem, natomiast jeżeli jeszcze przy tym myśli – to jest fotografikiem. Może będę złośliwy, ale w wątku tym pojawił się jeszcze jeden typ, mianowicie fotografoman 🙂

  10. No i patrzcie, jak ciekawie spędziliśmy czas wolny.
    Po prostu tu nikt się nie czepia i nie pisze głupot.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *