W marcu 2023 prowadziliśmy kolejną fotowyprawę do Jordanii. Była oczywiście słynna nabatejska Petra, przepiękna pustynia Wadi Rum, sesje (i kąpiele) nad Morzem Martwym, plener w ruinach rzymskiego Dżerasz. Dokładna relacja z tej wyprawy fotograficznej poniżej, miłej lektury!
Jordania: Dżerasz i podróż do przeszłości
Przenieśliśmy się do Jordanii, a w Jordanii cofnęliśmy się jakieś 2000 lat. Dżerasz założył Aleksander Wielki, później swoje dołożyli Rzymianie, co nieco Bizantyjczycy, a teraz wśród antycznego miasta spacerujemy my. Jest wiosna, wśród ruin kwitną kwiaty, a na zwiedzanie zaprasza nasza przewodniczka Mais.
Podróży w czasie towarzyszyło trochę zjawisk paranormalnych…
A nawet zupełnie zakręconych…
Ale wreszcie przenieśliśmy się próby przed premierowym, a dziś zaginionym przedstawieniem „Eurydyki” Ajschylosa. Transmisja obrazu przez wieki wymaga jeszcze dopracowania, z dźwiękiem było lepiej.
Po zakończeniu ćwiczeń z podróży w czasie upewniliśmy się, że kolumny dalej stoją. Niektóre się wprawdzie kiwają, jak się je popchnie, ale to naprawdę nie nasza wina – tak niestabilnie budowali Rzymianie, podobno w celu uzyskania elastyczności chroniącej przed skutkami trzęsień ziemi. Założenie konstrukcyjne było słuszne – wieki mijają, ziemia się czasem trzęsie, a kolumny stoją.
Wszystko jest tam zresztą zaskakująco solidne mimo upływu czasu. W antyku chyba nie wynaleziono jeszcze lęku wysokości, bo schody obu amfiteatrów są tak strome, że niemal przypominają drabinę.
Balonem nad pustynią Wadi Rum
Dość przyziemnych tematów, dzisiaj będzie coś na wysokim poziomie. Ten poziom to co najmniej 500 metrów, może więcej. Tak właśnie latała połowa uczestników fotowyprawy do Jordanii. Latała balonem.
Balonem lata się bardzo przyjemnie – ciepło (od palnika podgrzewającego powietrze w czaszy), bezwietrznie (bo balon porusza się z prędkością wiatru). Nowe widoki co chwila, nie trzeba nigdzie chodzić (zresztą, nie da się nigdzie chodzić…). Sprawny pilot balona obraca co chwilę swój podniebny pojazd, dzięki czemu można fotografować we wszystkie strony. A jest co fotografować…
Pustynia Wadi Rum to oprócz piasku także fantastyczne formacje skalne. Każda inna, a wszystkie pięknie wyrzeźbione erozją. Powyżej starszy brat egipskiego sfinksa.
W odróżnieniu od samolotu podróż balonem jest powolna, dostojna i daje mnóstwo czasu na wyszukiwanie kompozycji i fotografowanie. Niektóre z tych ujęć – te z niższej perspektywy – może dałoby się uzyskać wspinając się na którąś z wyższych skał. Większość jednak wymagałaby samolotu i sporego refleksu.
No i z pewnością był to jedyny sposób, aby zrobić balonowe selfie. Połowa grupy, która nie zdecydowała się podniebne fotografowanie, podążała za balonem, fotografując okoliczny krajobraz z balonem (a właściwie dwoma) w tle.
Po godzinnym locie, w trakcie którego balon pokonał może kilometr dystansu (wiatr był bardzo słaby), nastąpiło perfekcyjne lądowanie i podniebni fotografowie wraz z przyziemnymi udali się na śniadanie do naszej ulubionej bazy na Marsie.
W Aicha Memory Luxury Camp pojawił się internet. Ciąg dalszy opowieści o pustyni Wadi Rum pojawi się więc niebawem.
Fotowyprawa do Jordani: kwiaty pustyni
Szansa fotografowania kwiatów na pustyni Wadi Rum to główny powód, dla którego nasze fotowyprawy do Jordanii odbywają się w marcu. Oczywiście kwiaty trudno gwarantować. Powinny być o tej porze roku, ale możemy nie trafić w moment, gdy pustynia kwitnie. Tym razem jednak – udało się!
W tym roku pustynia jest wyjątkowo zielona. Jest sporo krzaczków rośliny, która wygląda jak koper (ale raczej koprem nie jest). Są malutkie fioletowe kwiatki, są kępy nieco większych białych kwiatów. Trafiają się pojedyncze żółte kwiatki. Wszystko to maleństwa, nad którymi trzeba się pochylić albo wręcz przed nimi położyć, żeby na zdjęciu uzyskały znaczącą wielkość.
Jeśli zejść odpowiednio nisko, udaje się powiększyć pustynne kwiaty do naprawdę sporych rozmiarów. Tutaj aparat leżał, fotograf leżał, ale kwiatek udało się solidnie wyciągnąć na wysokość i teraz sięga on połowy wysokości skały. Pamiętamy, że fotografia nie kłamie, a perspektywa to sposób na pokazania własnej prawdy. 🙂
Jak to przy fotografowaniu małych przedmiotów – od razu pojawia się kwestia głębi ostrości, która jest płytka nawet pomimo mocnego przymykania przysłony. Czasem takie zmiękczenie tła jest fajne i poprawia plastyczność fotografii, czasem przeszkadza. Jeśli przeszkadza, można sięgnąć po technikę składania głębi ostrości. Na jednym ze spotkań warsztatowych omówiliśmy tę metodę zwiększania głębi ostrości, więc jeśli kogoś drażnią zmiękczone kontury skał w tle, już wie jak sobie z tym poradzić.
Problemów z głębią ostrości nie ma, gdy fotografujemy pionowo w dół. Szczególnie ta przedziwna roślina ciekawie wygląda, gdy na fotografii zaakcentujemy jej fantazyjny cień. Czy nie wygląda to jak arabskie pismo?
Nam został jeszcze jeden poranny plener na Wadi Rum, a przed chwilą spadł całkiem solidny deszcz! Zobaczymy, czy na rano pustynia zdąży jeszcze bardziej zakwitnąć.
Wszystkie kolory Petry
Na ostatnim porannym plenerze na pustyni Wadi Rum mieliśmy całkiem ładny wschód słońca. Gdy wyjeżdżaliśmy z Aicha Memory Camp, za nami widać było ścianę deszczu. Jechaliśmy do Petry i cały czas – mocniej lub słabiej – padało. To bardzo nietypowa pogoda jak na marzec w Jordanii, ale ma swoje plusy.
Plusy dla nas, bo w trakcie ulewy Petrę zamknięto w trybie alarmowym i ewakuowano turystów. Nie jest dobrze przebywać w wąskim wąwozie w czasie ulewy… 🙂 Za to następnego dnia mogliśmy fotografować coś zupełnie unikatowego jak na Petrę – odbicia w kałużach. Dzięki odbiciom wąwóz Siq zrobił się jeszcze bardziej strzelisty niż zwykle.
Zabawy z wodą nie trwały długo, jeszcze tego samego dnia wieczorem po kałużach nie było śladu. Pokaz Petra by night odbył się zgodnie z planem. Był więc wąwóz Siq w dzień na mokro i wąwóz Siq w nocy przy świecach. A w międzyczasie były oczywiście wszystkie fantastyczne kolory Petry.
Na eksplorację Petry mieliśmy dwa pełne dni i kawałek nocy (plus poranek trzeciego dnia na tzw. małą Petrę). Skały w Petrze to temat sam w sobie. Nawet gdyby nie było tam żadnych budowli, nie istnieli nigdy Nabatejczycy i nie dołożyli się do miejscowej architektury Rzymianie – to i tak to miejsce warte byłoby niejednej sesji fotograficznej. My byliśmy tu już piąty raz i nadal znajdowaliśmy nowe kadry i nowe miejsca.
Pierwszego dnia zrobiliśmy trasę klasyczną: wąwóz Siq (powoli i z częstym rozstawianiem statywu), jaskinie naprzeciw rzymskiego amfiteatru, grobowce królewskie i grobowiec Sextusa (w dynamicznej wersji powyżej), a na koniec okolice Wielkiej Świątyni.
Drugiego dnia eksploracji Petry przeszliśmy Siq szybko i prawie nie robiąc zdjęć, a za Skarbcem skręciliśmy na ścieżkę prowadzącą do Wysokiego Miejsca Ofiarnego. A później poszliśmy jeszcze dalej i dzięki temu znaleźliśmy scenerię, której szukaliśmy nieskutecznie poprzednio. A wcześniej nie znaleźliśmy, bo szukaliśmy w całkiem niewłaściwym miejscu.
Na tej, nie całkiem bezludnej, ale jak na Petrę to praktycznie pustej trasie, trafiliśmy na więcej perełek, jak ta rzymska jadalnia powyżej. Trasa nie jest specjalnie wygodna, dobrze jest lubić schody i nie mieć lęku wysokości, więc na pierwsze spotkanie z Petrą to może być za dużo i za daleko. Jeśli ktoś jednak w Petrze już był, to przy drugiej (trzeciej lub czwartej) wizycie warto zaryzykować mniej znane trasy.
Przy okazji można natknąć się na jaskinie zamieszkałe przez potomków Nabatejczyków. Można się załapać na herbatę lub kawę, ale para uczestników fotowyprawy tak ładnie zabłądziła, że od Berbera dostała pokaz hippiczno-akrobatyczny na szczycie wzgórza.
Wieczory nad Morzem Martwym
Plenery nad Morzem Martwym to ostatnia część naszej relacji z fotowyprawy do Jordanii 2023. To też był chronologicznie ostatni etap tej wyprawy. Dwa noclegi w kurorcie nad brzegiem najbardziej słonego akwenu świata to trochę wypoczynek (zasłużony po długich spacerach po Petrze!), a trochę okazja do fotografowania takich krajobrazów.
Scenerie na wybrzeżu Morza Martwego są niepowtarzalne. Tę częściowo zanurzoną gałąź pokrytą solnym pancerzem fotografowałem w marcu 2023, ale z pewnością już jej nie sfotografuję w ten sposób. Poziom Morza Martwego obniża się w tempie ponad pół metra na rok. Ta gałąź już za kilka miesięcy będzie na suchym lądzie. W jordańskiej galerii z poprzednich lat mamy ujęcia kamieni pokrytych solą jak pączki lukrem – one już pewnie są dziesiątki metrów od linii brzegowej. Nie wraca się na te same plenery.
Na co można jednak zawsze liczyć, to solne cyple, półwyspy i niewielkie archipelagi. Sól krystalizuje się na granicy wody i lądu w sposób nieregularny, tworząc zawsze ciekawe formy i kształty. To trochę jak z jaskiniami lodowymi na Islandii – nie wróci się do tych samych, będą inne, równie zapierające dech.
I jeszcze jeden powód, dla którego fotografowanie jordańskiego wybrzeża Morza Martwego jest takie fajne. Te plenery są popołudniowo-wieczorne. Od wschodu wzdłuż brzegu ciągnie się spory masyw skalny i zanim słońce się wygrzebie i coś oświetli, to jest już dość wysoko i światło jest zimne, dzienne. Zachody to coś, na co warto tu polować. A rano można się wyspać. Po wyjazdach dżipami na wschody nad pustynią Wadi Rum, po wczesnych (acz pysznych) śniadaniach w hotelu Hayat Zaman przy Petrze, grupa zasłużyła na dwa dni odsypiania zaległości.
Dwa noclegi nad Morzem Martwym to dwa zachody słońca i dwa różne plenery. Pierwszy był bliżej hotelu, w miejscu dość popularnym i traktowanym biwakowo przez samych Jordańczyków. Na drugi plener jechaliśmy trochę dłużej, za to miejsce było prawie bezludne. Za drugim razem trafił nam się też całkiem widowiskowy zachód słońca, a nawet rzadkość – fale na Morzu Martwym. Fale były dość dziwne, bo bardzo równe i regularne, ale to skutek tego, że w samym akwenie nie ma żadnych prądów, a fale to wyłączny efekt silnego wiatru od zachodu. Niemniej była okazja do użycia filtrów szarych i nadania powierzchni wody nieco mglistego wyrazu.
Szerokie krajobrazy to oczywiście tylko jedna z możliwości fotografowania Morza Martwego. Inną, nie mniej ciekawą, a przy tym bardziej zaskakującą, są zbliżenia na krystaliczne formy solne. Inaczej sól bowiem wygląda nad samym brzegiem, a inaczej nieco dalej od wody, gdzie swój wkład miała też erozja i czas.
Trudno się też oprzeć pokusie fotografowania solnych stalaktytów. Tego typu ujęcia są najtrudniejsze, bo trzeba mieć aparat bardzo nisko. Te potężne słupy solne mają może z 5 centymetrów wysokości. Do ich fotografowania najlepiej byłoby się położyć, ale sól jest niewiarygodnie twarda, kanciasta i czasami wręcz ostra, więc łatwo nie jest.
I na koniec portret grupowy uczestników fotowyprawy do Jordanii 2023 – nie nad Morzem Martwym, ale w Aicha Memory Luxury Camp – najładniejszym obozie na pustyni Wadi Rum.
Jak zwykle więcej fotografii z Jordanii w naszym portfolio: