Fotowyprawa do Omanu – listopad 2017

Fotowyprawa do Omanu, pustynia

Fantastyczna pustynia Sharqyia, monumentalny Wielki Meczet w Maskacie, przepaściste wadi i otwarci przyjaźni ludzie, czyli fotowyprawa do Omanu, którą prowadziliśmy w listopadzie 2018 roku. Zapraszamy do relacji!

Wielki Meczet i pałac Sułtana, czyli fotowyprawa do Omanu się rozpoczyna

Wielki Meczet i jego łuki, Oman

Po dwóch przesiadkach i czterech lądowaniach (zaliczyliśmy lotniska w Monachium, Zurychu, Dubaju i docelowym Maskacie), nasza fotowyprawa do Omanu dotarła na miejsce. Oprócz nas dotarły też nasze bagaże (w komplecie!), co wcale nie było takie pewne, biorąc pod uwagę liczbę i tempo przesiadek. Zanim przedarliśmy się przez zakup wiz i kontrolę paszportową, walizki już czekały. Ciekawostka – procedura graniczna w Omanie między sprzedażą wiz a kontrolą paszportu i tychże wiz zawiera jeszcze etap pośredni, na którym wyszczerzony urzędnik próbuje zagadywać w języku przybysza i ćwiczy nowe słówka. Zanim tu przyjechaliśmy, ten urzędnik znośnie mówił „Jak się masz?” – teraz mówi to znacznie wyraźniej i potrafi odpowiedzieć: „dobrze”.

Poza lotniskiem logistyka Omańczyków nie robiła już tak miłego wrażenia. Zamówiony bus na 9 osób i bagaże mógł pomieścić 9 osób lub ich bagaże, a hotel zrobił overbooking i na pierwszą noc zawieźli nas do konkurencji. Dzisiaj nasz przewodnik, Witek Muchowski, zmienił pojazd na większy, a hotel na właściwy (choć pod względem standardu noclegu raczej nie byliśmy stratni).

Wielki Meczet dla niewiernych

Wielki Meczet Sułtana Kabusa ibn-Saida (nazwany od nazwiska aktualnie panującego władcy Omanu) faktycznie jest nie tylko wielki rozmiarem, ale imponujący architektonicznie. Niewiernych tu wpuszczają codziennie, oprócz piątku, od 8 do 11, co jest raczej wyjątkowe. Nie jest wyjątkowe, że od kobiet oczekują okutania od stóp do głów, a mężczyźni mogą biegać w t-shirtach. Co jest odrobinę uciążliwe dla pań, to ułatwia fotografom życie, bo wszystkie turystki wyglądają jak miejscowe.

Wielki Meczet Maskat, Oman

Za to swoboda fotografowania jest całkiem spora, choć nieco uznaniowa. Oprócz samego meczetu jest tu sporo pomieszczeń pomocniczych, ogrody i dziedzińce, gdzie fotografować można całkiem swobodnie – włącznie z użyciem statywów i wielkich stabilizatorów (to akurat nikt z naszej grupy). Z wejściem do samego meczetu jest różnie, w zależności od tego, kto wpuszcza. Z dwóch strażników jeden nie pozwalał na wniesienie plecaka, drugi uczestniczkę fotowyprawy nawet zachęcał, żeby go nie zostawiać na zewnątrz, tylko zabrać do środka. Jeden statyw został cofnięty sprzed wejścia, inne wpuszczone i bez problemu były używane we wnętrzu. Pas z futerałami w ogóle nie zwracał uwagi.

Inna sprawa, że w głównej sali Wielkiego Meczetu, z gigantycznym, kryształowym żyrandolem i wieloma mniejszymi, można się obejść bez statywu – światła jest sporo, średniowysokie ISO pozwala całkiem wygodnie fotografować z ręki. Więcej wyzwań przedstawiały zewnętrzne krużganki i arkady, gdzie kontrasty były znacznie większe.

Pałac sułtanów Al-Alam

Na zachód słońca wpadliśmy do najładniejszego z pałaców władcy Omanu. Zgodnie z przewidywaniami – sułtana tam nie było (bardzo rzadko bywa w tym pałacu), za to były fantastyczne arkady, które pod koniec dnia zostały podświetlone.

Fotowyprawa do Omanu

Zajrzeliśmy też na suk (czyli targowisko w formie labiryntu uliczek), gdzie Witek uczył nas rozróżniać między sprzedawcami będącymi Omańczykami, a pochodzącymi z Pakistanu czy innych krajów. Otóż Omańczyk nie reaguje na grzebanie w sprzedawanych towarach, a ruszy się dopiero, gdy zostanie o coś bezpośrednio zapytany, natomiast sprzedawcy-ekspaci zachowują się bardziej zgodnie z wyobrażeniami o wschodnich targowiskach: zagadują, zachwalają i namawiają.

I na tym koniec dnia, następny zacznie się bardzo wcześnie (zwłaszcza jeśli uwzględnić różnicę czasu – jutrzejszy wyjazd o 5.30 na wschód słońca to w Polsce 2.30).

fotowyprawa Oman

Spacerem przez Wadi Shab

Wadi Shab

Dzisiejszy dzień zaczął się nam przed wschodem słońca, plenerem na plaży Yiti, a zakończył sesją w stoczni klasycznych łodzi dhow, które przez stulecia przemierzały Ocean Indyjski. Najciekawiej było jednak pomiędzy, czyli na suku rybnym, a przede wszystkim w kanionie Wadi Shab.

Suk rybny, czyli spotkanie z prawdziwym Omańczykiem

Prosto z plaży Yiti pojechaliśmy na suk rybny (czyli targ), koło którego znajduje się też suk owocowo-warzywny. Ten pierwszy jest bardzo ciekawy fotograficznie, ten drugi niezbyt. Suk rybny to przede wszystkim wszelkie typy morskich potworów, z małymi rekinami i pokaźnymi kalmarami włącznie. Jest też trochę drobnicy, więc to świetne miejsce na warsztaty fotograficzne: można robić różne faktury z ryb – zanim ktoś zrobi z nich zupę.

targ rybny w Omanie

Ciekawe na tym targu jest też to, że można na nim spotkać głównie Omańczyków (oraz fotografów, dużo fotografów). Spotkanie Omańczyka w sklepie czy restauracji nie jest proste. W usługach pracują głównie Pakistańczycy, jest też trochę innych nacji, głównie z ubogich państw Azji. W ogóle Oman właśnie ćwiczy sytuację pt. „co się stanie, jeśli imigrantów będzie więcej niż tubylców”, bo na 4,5 miliona mieszkańców jest Omańczyków około 2 miliony. I jak na tym wychodzą? Wygląda na to, że nie najgorzej: w restauracji czy sklepie mogą pełnić rolę właściciela, a prace fizyczne to domena imigrantów. Omańczycy też chętnie podejmują pracę w administracji państwowej – nie ze względu na jej popłatność, ale dla związanego z tym bezpieczeństwa socjalnego.

Omańczyków łatwo poznać – nie tylko po urodzie, ale przede wszystkim po stroju, bo przeważnie noszą tradycyjne stroje arabskie, podczas gdy imigranci noszą odzież w stylu zachodnim. Omańczyk w handlu – jak na suku – to rzadkość. Tutaj raczej się nie boją imigrantów.

W kanione Wadi Shab

Większą część tego dnia fotowyprawy do Omanu spędziliśmy w kanionie Wadi Shab. Najpierw była łatwa część – przeprawiliśmy się łódką przez wypływającą z kanionu rzekę. Później trzeba było już iść pieszo, a stopień trudności rósł w miarę zagłębiania się w kanion. Nie, żeby wędrówka naprawdę wymagała wysiłku – ale uwagi i skupienia wymagała, bo trasa prowadziła często po wyślizganych kamieniach i tuż przy brzegu urwiska. A im dalej w Wadi Shab, tym urwisko wyższe.

Wadi Shab, fotowyprawa do Omanu

Dnem kanionu płynie rzeka, która czasem ma formę strumyczka, a czasem zmienia się w spore jeziorka (na brzegu których stoi znak zakazu kąpieli – tuż obok kąpiących się turystów). Skały tworzące ściany wąwozu są malowniczo spękane i pomarańczowe w świetle słońca, wokół oczek wodnych jest sporo roślin, włącznie z kwitnącymi kwiatami, a i sama ścieżka jest malownicza – niezależnie od szczególnej atrakcyjności dla maszerujących po niej.

Jutro czeka nas eksploracja jeszcze jednego wadi, a później fotowyprawa do Omanu osiąga punkt kulminacyjny: spędzamy noc w obozie na środku pustyni Ramlat al-Wahibach.

Światło na pustyni Sharqiya, czyli fotowyprawa do Omanu w wielkiej piaskownicy

Pustynia Sharqiya, Oman

Pustynia Sharqiya (albo: Sharkia), zwana też za brytyjską kartografią pustynią Wahiba, to miejsce naszego najdłuższego pleneru podczas fotowyprawy do Omanu. Z krótkimi przerwami (dla niektórych uczestników bardzo krótkimi), fotografowaliśmy tu przez prawie dobę. Najpierw zaliczyliśmy przejazd w stylu „mini Paryż-Dakar”, wjeżdżając na 40 kilometrów w głąb pustyni, a później fotografowaliśmy, fotografowaliśmy i fotografowaliśmy. Była też kolacja, śniadania i odrobina snu. Najpierw popołudnie i zachód słońca nad diunami pustyni Sharqiya, później dwie godziny z gwiazdami, a wreszcie świt.

Fotografowanie na aspirynę i wykałaczkę

Od czasu pierwszej fotowyprawy do Maroka i chmur nad Erg Chebbi nigdy już nie obiecuję fotografowania gwiazd. Oczywiście, zawsze liczę, że w takich oddalonych od cywilizacji miejscach, znanych z suchego klimatu, będą warunki dla takiej sesji, ale zawsze jest lekka niepewność, czy pogoda nie wytnie nam numeru. Tym razem się udało, niebo było fantastycznie rozgwieżdżone, udało się też znaleźć jakiś pierwszy plan dla pędzących w tle gwiazd.

Noc nad Pustynią Sharqiya, Oman

Pojawiły się za to dość nietypowe problemy – dwoje uczestników nie miało jak zablokować spustu migawki w swoich aparatach, co jest niezbędne dla interwałowej fotografii nocnego nieba. Z braku wężyków i odpowiednich funkcji w menu aparatu, zbiorowa mądrość fotowyprawowiczów wpadła na pomysł, aby jeden spust migawki zablokować w pozycji wciśniętej za pomocą… wykałaczki, a drugi poprzez wgniecenie spustu… tabletką aspiryny przyklejoną do obudowy aparatu plastrem opatrunkowym. Jakkolwiek by to głupio nie brzmiało – zadziałało. No i nie należy lekceważyć roli apteczki w fotografii krajobrazowej.

Grupa dzielnie wytrzymała dwie godziny nocnego naświetlania nieba, choć trzeba też przyznać, że owo „wytrzymywanie” było łatwiejsze na pustyni Sharqiya niż na pustyniach Maroka czy Jordanii. Temperatura w nocy spadła do rześkich 20 stopni Celsjusza, więc było łatwiej niż na Erg Chebbi czy Wadi Rum, o nocnych przymrozkach gór Siemen w Etiopii nie wspominając.

Luksusy na pustyni Sharqiya

Fale piasku na Pustyni Sharqiya, Oman

Sesja na pustyni podczas fotowyprawy do Omanu była wyjątkowa jeszcze pod innym względem. Nie dość, że w nocy było dość ciepło (a przynajmniej daleko od przeraźliwego zimna innych pustyń), to jeszcze camp „1000 Nights” standardem przypomina przyzwoity hotel, a nie obóz wśród 200-metrowych wydm. Na terenie campu do dyspozycji mieliśmy restaurację, a do tego jeszcze parę kroków od domków-namiotów (z łóżkami i pościelą!) stały toalety i łazienki z prawie ciepłą wodą. No dobra, woda była bardziej „nie do końca zimna”, ale możliwość wykąpania się po wspinaczce na wydmę to wspaniała rzecz. To teraz możecie docenić, jakim poświęceniem się wykazaliśmy, ruszając się z „1000 Nights”, żeby wspinać się na strome wydmy pustyni Sharqiya czy spędzać noc pod jakimś drzewem, zamiast w barze.

Fale piasku na Pustyni Sharqiya, Oman

 

Wąż z Wadi Nakhar

Fotowyprawa do Omanu, fort Jabrin

To dziwne uczucie fotografować miejsca, co do których można mieć pewność, że za kilka lat znikną zupełnie. Po opuszczeniu pustyni Sharqiya przenieśliśmy się do Nizwy – dawnej stolicy Omanu. Stąd robimy wypady do kanionów, fortów i ruin tradycyjnie budowanych miasteczek.

Rozsypująca się historia

O ile zrekonstruowane forty postoją jeszcze, a kaniony tym bardziej, to tradycyjne budownictwo omańskie niknie w oczach. Jeszcze pół wieku temu budowle wznoszono z gliny zmieszanej z trzciną i kamieniami – materiału budowlanego podobnego do tego, z którego powstawały marokańskie kazby. Od lat mieszkańcy porzucają tradycyjne siedziby i przenoszą się do nowoczesnych domów. Często w ten sposób przenoszone są całe wioski – nieopodal niszczejących tradycyjnych zabudowań powstają nowe osiedla, przejmujące nazwy tych opuszczonych. Fotografowaliśmy fantastyczne ruiny porzuconego Birkat al-Maws, a także resztki zbombardowanego przez Brytyjczyów i porzuconego Tanuw.

Fotowyprawa do Omanu, fort Jabrir

Spotkanie w Wadi Nakhar

Podobno w Omanie nie istnieje zjawisko autostopu, więc nie bardzo rozumiemy, co chciał zrobić wąż, który skoczył na dach naszego samochodu, gdy jechaliśmy przez kanion Wadi Nakhar. Po wylądowaniu na dachu, najpierw zajrzał przez okno do podróżujących w drugim rzędzie. Nie został wpuszczony, więc wycofał się i zajrzał do uczestniczki jadącej koło kierowcy. Tu również nie doczekał się zaproszenia, więc znowu się wycofał. Gdy zastanawialiśmy się, gdzie się teraz pokaże, jednocześnie dyskutując, czy zatrzymać samochód, czy wręcz przeciwnie, wąż znowu się wychylił, ale tym razem spadł. Niestety, wniosek, żeby zatrzymać się i spytać gada, czy nic mu się nie stało, przegrał w głosowaniu.

Uprzedzam pytania: tak, w Omanie występują jadowite węże. Nie, nie zidentyfikowaliśmy go i nie wiemy, czy należy do znanych morderców. Portret pamięciowy węża z Wadi Nakhar: długość ok. 40 cm, srebrny brzuch, zielony grzbiet, chudy. W przypadku znalezienia, proszę nie przynosić.

Uprawa roli w Wadi Nakhar, Oman

Portrety Omańczyków

Uczestnicy fotowyprawy do Omanu oprócz pejzaży i architektury ze sporym zapałem fotografują mieszkańców kraju. Omańczycy są bardzo przyjaźni i otwarci, chętnie zgadzają się na robienie im zdjęć, często wychodzą poza grzeczną akceptację i gotowi są pozować. Najbardziej obojętni są tutaj sprzedawcy – trzeba skierować do takiego wyraźne zapytanie, żeby zwrócił uwagę na grzebiącego mu po straganie. Więcej zainteresowania okazują przechodnie. Przy fotostopie tuż przed zjazdem do Wadi Nakhar dwaj Omańczycy, którzy wypoczywali na kocu rozłożonym w cieniu pickupa, zaprosili nas na kawę i daktyle.

Łatwo też fotografować omańskich imigrantów. Na zdjęciu powyżej robotnik z Bangladeszu nie miał nic przeciwko dokumentowaniu jego pracy na niewielkim poletku w Wadi Nakhar.

Architektura w relacji z tego dnia fotowyprawy do Omanu pochodzi z fortu Jabrin.

Portret omańczyków

Fotowyprawa do Omanu – zakończenie

Następnego dnia zwiedzaliśmy okolice Nizwy, w tym targ kóz oraz fort w Niziwie. Później ruszyliśmy do Maskatu, gdzie po raz ostatni odwiedziliśmy suk – tym razem uczestników fotowyprawy do Omanu bardziej interesowały zakupy niż fotografowanie. Część uczestników zamiast zakupów wybrała ostatnią sesję wieczorną pod pałacem sułtana – tym razem od strony zatoki.

Nizwa, Oman, targ kóz, Lepszy aparat to lepsze zdjęcia

O północy odlecieliśmy do Polski – z przesiadkami w Zurychu i Monachium, a lądowanie w Warszawie stanowiło zakończenie fotowyprawy do Omanu. Poniżej galeria ze zdjęciami z Omanu – z pewnością będzie się powiększać, bo w relacji zmieściliśmy tylko garstkę uchwyconych kadrów. Zostało nam całkiem sporo ujęć ze wschodu i zachodu słońca na pustyni Sharqiya, że o różnych fortach, ruinach, kanionach i portretach Omańczyków nie wspomnę.

https://www.ewaipiotr.pl/portfolio-4/oman/

 

fotowyprawa Oman, warsztaty fotograficzne
Fotowyprawa do Omanu 2017 – zdjęcie grupowe uczestników.