To była nasza druga fotowyprawa w Dolomity i do Wenecji, tym razem zdecydowanie bardziej deszczowa. Program był jednak taki sam, jak przy fotowyprawie z 2014 roku, zapraszamy więc do przeczytania z relacji z tamtego wyjazdu:
Zapraszamy też do zerknięcia do naszego portfolio, gdzie można zobaczyć więcej zdjęć z obu tych fotowypraw:
https://www.ewaipiotr.pl/portfolio-4/wenecja-i-dolomity/
A poniżej zapraszam do przeczytania relacji na żywo, tak jak w trakcie fotowyprawy publikowaliśmy ją na blogu.
Czekając, aż przejdą chmury
Czego jak czego, ale chmur jest w Dolomitach dużo. Czasem można wręcz odnieść wrażenie, że jest ich więcej niż gór. Na szczęście, w przeciwieństwie do tych drugich, chmury są tu szybkie. Przemieszczają się w poziomie i w pionie, przelewają, kłębią, płynnie przechodzą w mgłę i z powrotem. Jedna chmura nawet próbowała nas gonić i nie mielibyśmy szans uciec, ale na szczęście zmyliła trop i skręciła w niewłaściwą stronę. Dynamiczne opary unoszące się w powietrzu to niezły spektakl i dobra okazja do upolowania wielu kompozycji z jednego miejsca: wystarczy się zaczaić w odpowiednio widokowym miejscu i czekać. Chmury to zasłaniają, to odsłaniają fragmenty krajobrazu; czasem widać całe łańcuchy górskie, a czasem tylko fragmenty skał, coraz to innych.
Na dolnym zdjęciu część grupy czeka na zmianę dekoracji w miejscu widokowym, na górnym widać efekt chwilowego układu chmur podczas porannej sesji.
Wenecja na mokro
Za nami najbardziej deszczowa fotowyprawa w historii. I mam nadzieję, że ten rekord nie zostanie już nigdy pobity. W Dolomitach padało sporo, mgieł było jeszcze więcej, a choć słońce czasami wychodziło, to było go za mało, za rzadko i niekoniecznie wówczas, gdy na nie najbardziej czekaliśmy. Co nie znaczy, że nie dało się robić zdjęć, ale wszyscy liczyliśmy na zdecydowanie lepsze warunki, ładniejsze światło i często lepszą widoczność.
Padało też nawet w Wenecji, choć tu już tylko przez godzinę, tylko pod koniec ostatniego dnia i niezbyt intensywnie. Deszcz w Wenecji nie był wcale zły – mokre ulice dawały możliwość pokazania znanych miejsc w inny sposób, a także nieco (choć tylko nieco) przerzedziły tłum turystów. Tutaj mała zagadka. Na poniższym zdjęciu Sławek:
a) oszczędza buty, czołgając się po placu Świętego Marka, czy
b) coś zobaczył w kałuży (ale co?) ?
Było też sporo dobrych momentów. Już końcówka Dolomitów była udana: podczas porannej sesji na przełęczy Giau mieliśmy zdecydowanie lepszy wschód słońca niż rok temu (i tylko bardzo słaby wietrzyk, i temperaturę wyższą o 10 stopni Celsjusza, co też nie było bez znaczenia). Nie rozczarowały też warunki podczas porannej sesji w Wenecji, a wschód słońca był jak malowanie – jak widać na zdjęciu górnym. Do tego oczywiście kanały, mostki, gondole i gondolierzy, balkoniki, kolorowe domki na Burano i wszystkie cuda, po które się do Wenecji jeździ. Też tam jeszcze pojedziemy, ale nie w przyszłym roku, bo wtedy będziemy dalej, znacznie dalej.
Tym razem dużo obrazków, bo mamy lekkie zaległości. Wenecja wciąga tak, że nie ma czasu na internet (choć był i nawet weneccy separatyści go nie zepsuli ? ).
Poniżej zdjęcie grupowe uczestników fotowyprawy Wenecja-Dolomity 2015 – na moście nad kanałem w Burano.