Opuściliśmy dolinę Glen Coe i ruszyliśmy na wyspę Skye. Po drodze zahaczyliśmy o pewien znany zamek (pokażemy po powrocie). Mieliśmy też fotostopa przy scenerii, która spodobałaby się Anselowi (temu od „The Tetons and Snake River”) – sceneria poniżej.
Grand finale dnia był w mało znanej wiosce, do której nasz autobus jechał długo i powoli drogą, która była tylko nieco węższa niż szerokość autobusu. Wioska dysponowało wybrzeżem, które samo w sobie stanowiłoby dobry powód, żeby przyjechać do Szkocji. Wybrzeże też dysponowało typową dla wyspy Skye pogodą – wiało silnie i cały czas, co gwarantowało zmienną pogodę. Na tyle zmienną, że ekspozycja wyliczona przed rozpoczęciem naświetlania z użyciem filtra szarego z pewnością się nie zgadzała z poprawną ekspozycją dla końca tego naświetlania – bo w międzyczasie słońce zaszło za chmury albo zza nich wyszło, zrobiło się ciemniej lub jaśniej, ale z pewnością nic nie było tak samo.
PS. W wydawnictwie Galaktyka jest sporo fajnych książek fotograficznych po 10 zł – do 29 listopada. W przygotowaniu niektórych nawet maczaliśmy palce! 🙂