Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, nawet jeśli jest to rzeka zastygłej lawy. I nie jeździ się dwa razy na tę samą Islandię, nawet jeśli między jednym a drugim wyjazdem mija raptem rok. Tam procesy geologiczne potrafią być naprawdę szybkie.
Zastygła lawa z Krafli, widoczna na zdjęciu powyżej (na obrazku jest też dwóch ludzi – ktoś ich wypatrzy?), ma ledwo jakieś trzydzieści parę lat – w skali geologicznej to tyle co nic. Gdy się urodziłam, tego krajobrazu nie było. Kilka lat temu wybuchł wulkan pod lodowcem Vatnajökull. Wybuchy podlodowcowe są dziwne: nie ma wielkiego bum, tylko mniejsze lub większe trzęsienia ziemi, a lawa nie tyle się rozlewa, co roztapia lodowiec od spodu, czego z wierzchu oczywiście nie widać… do czasu. Lodowiec przez jakiś czas to wytrzymuje, a potem jego skorupa puszcza – i następuje tzw. hlaup. Skojarzenia z wyrazem „chlup” są całkowicie uprawnione. Jest to bardzo duże chlup, które potrafi radykalnie zmienić ukształtowanie okolicznego terenu. Zmywa wszystko, a mosty i drogi w pierwszej kolejności. A teraz trwa nowy wyciek lawy, tym razem z wulkanu Bárðarbunga, znajdującego się odrobinę na północny zachód od tego samego lodowca… tylko odrobinę, więc nie wiadomo, czy za miesiąc-dwa nie zdarzy się ponowne wielkie chlup, bo nikt nie jest w stanie stwierdzić, czy i na ile wybuch odbywa się również pod lodem. Choć słowo „wybuch” wydaje się tu akurat mało adekwatne, bo znowu nie ma wielkiego bum, tylko tak sobie o, roztopione kamienie wylewają się spod ziemi i zmieniają krajobraz. A gdy już zastygną, to być może utworzą takie formacje skalne, jak na zdjęciu poniżej. Następna islandzka fotowyprawa już za 11 miesięcy – ciekawe, jakie nowe scenerie zobaczymy. Nowiutkie, jeszcze ciepłe.
Spieszmy się fotografować Islandię, tak szybko się zmienia.
P.S. Z powodów technicznych (terminy lotów) nastąpiła lekka zmiana terminu fotowyprawy Labirynty Krety i korekta programu (z bardzo interesującego na jeszcze ciekawszy). Zapraszamy – wciąż jeszcze jest kilka miejsc.