Trawa jest zawsze bardziej zielona po drugiej stronie wzgórza, ale jeśli po wdrapaniu się tam okazuje się, że wcale nie jest ładniejsza… trudno uniknąć rozczarowania. Tyle wysiłku i świat wcale nie stał się piękniejszy? Zmiana systemu to działanie bardzo ekscytujące maniaków sprzętowych, ale dla fotografa to zawsze utrudnienie w tym, co najfajniejsze – w robieniu zdjęć. Nawet zmiana aparatu na model tej samej firmy zawsze wymaga przyzwyczajenia, wyrobienia sobie nowych odruchów, wyćwiczenia pamięci mięśniowej, aby szybko i sprawnie znajdować potrzebne funkcje. Przy wymianie Canona na Nikona lub odwrotnie, któregoś z nich na Fuji, Sony czy Olympusa (lub vice versa) powrót do rytmu fotografowania zajmuje trochę czasu. Czy warto?
Jest kilka typowych powodów zmian systemu. Niektóre z nich są racjonalne, inne mniej.
– Spróbować czegoś innego. Bardziej zachcianka niż powód, do lepszych zdjęć raczej nie prowadzi, ale nie taki jest cel. Ma być nowa zabawka, to będzie nowa zabawka.
– Lepsza jakość obrazu. W zasadzie niezły powód, tyle że bardzo często stosowany „zamiast”: zamiast nauczyć się poprawnie naświetlać. Do tego przewaga jednego systemu nad drugim w jakości matryc często jest chwilowa – następna generacja odwraca kolejność na podium. Wreszcie, lepszą jakość można uzyskać w ramach tego samego systemu, zmieniając tylko aparat na model nowszy lub lepszy (aczkolwiek często oznacza to zmianę APS-C na pełną klatkę) – wówczas co najmniej część osprzętu i większość nawyków zostaje bez zmian.
– Brak jakiejś funkcji. Najbardziej zaawansowane aparaty w każdym z systemów mają przeważnie pełen zestaw obowiązujących aktualnie funkcji, najniższe modele zawsze są okrojone. Może się zdarzyć, że „równoległy” model konkurencyjny ma coś, czego nasz aparat nie ma, ale prawie na pewno wyższy model „naszej” marki będzie miał to, czego potrzebujemy. Zmiana w obrębie systemu jest zawsze tańsza.
– Ewolucja poszła w niewłaściwą stronę. Nowa generacja ma wyświetlacze elektroniczne a my chcemy optyczne (albo: chcemy EVF, a w „naszym” systemie nadal wszystkie aparaty mają wizjer optyczny). No cóż, jeśli rodzaj wyświetlacza jest dla nas istotny, to faktycznie zmiana systemu jest konieczna.
– „Brakuje mi obiektywu….” W praktyce oznacza to przejście na pełnoklatkowego Nikona lub Canona, gdzie oferta obiektywów jest najszersza, włączając w to tilt/shifty, superteleobiektywy i bogactwo jasnych stałek, od szerokokątnych po umiarkowane tele. Szkoda, że obie te firmy nie mają równie ciekawej oferty dla swoich systemów APS-C, niemniej ofertą obiektywów dla modeli pełnoklatkowych biją konkurencję na głowę. Co ciekawe, Canikon wygrywa wówczas nad rywalami cenowo – nawet jeśli znajdziemy podobny obiektyw u Pentaxa/Olympusa/Sony/Fuji, to prawie na pewno odpowiedni model Canona lub Nikona będzie tańszy.
– „Mam za dużo – zwłaszcza kilogramów”. To jest argument za pożegnaniem z Canikonem i przejściem na któryś z sensownych bezlusterkowców (bezlusterkowce Canikona trudno określić jako sensowne). Trzeba się wówczas liczyć nie tylko z kosztem takiej wymiany, ale także ograniczeniem dostępności obiektywów i w ogóle z ograniczeniem pola manewru w zakresie sprzętu: pod względem możliwości fotograficznych i jakości obrazu trudno przebić Canikona D4/D1X z arsenałem systemowych obiektywów, lamp błyskowych i innych akcesoriów.
Zmiana systemu zawsze spowalnia rozwój fotograficzny i w pierwszym okresie bardziej przeszkadza niż pomaga robić zdjęcia. Czy pomaga na dłuższą metę – zależy od tego, na ile racjonalnie, kierując się rzeczywistymi potrzebami, zmieniliśmy system. Różnicę powinno być widać po zdjęciach – jeśli różnicy nie widać, straciliśmy tylko czas, a być może i pieniądze.