Po wywaleniu z lustrzanek lustra następnym zbędnym podzespołem będzie spust migawki. W gruncie rzeczy nie jest on potrzebny, bo decyzję o momencie wykonania zdjęcia potrafi podjąć komputer – po uwzględnieniu na co patrzy fotograf.
I nie tylko na co patrzy, ale również jak długo, jak szybko zwrócił na to wzrok, a także czy w trakcie patrzenia zerka na boki, czy też jest mocno skoncentrowany. Takie badania z wykorzystaniem eksperymentalnego aparatu, samodzielnie wykonującego zdjęcia, przeprowadził jeden z wielkich koncernów elektronicznych. Wyniki są bardzo obiecujące – przede wszystkim dlatego, że badani, którym pokazano wykonane „w ich imieniu” zdjęcia uznali, że w większości im się one podobają i – co więcej – wykonaliby je, gdyby mieli sami decydować kiedy wcisnąć spust migawki.
Niejako przy okazji możemy się spodziewać rewolucji w budowie aparatów fotograficznych. W nowej konstrukcji obiektyw musi być jakoś przymocowany do głowy (czapka, opaska, oprawki okularów?) i gdzieś w okolicy musi być czujnik obserwujący pozycję źrenic. Cała reszta aparatu może być nawet w podeszwach.
Oczywiście najłatwiej taką konstrukcję stworzyć na bazie miniaturowych aparatów fotograficznych z telefonów czy chociaż kompaktów, jednak kto wie? Czy spusty migawki w naszych obecnych aparatach nie są ostatnimi, jakich używamy?