W ostatnich premierach bezlusterkowych zauważam ciekawą prawidłowość. Zobaczcie, jak wyglądają np. Olympus OM-D E-M10 czy Fuji X-T1! Nie, wcale nie chodzi o stylizację retro. Porównajcie je sobie np. z Olympusem E-P5 czy Sony NEX F-3. Nagle się pojawiły liczne pokrętła, stado przycisków, nawet kominek, gdzie zmieściłby się solidny pryzmat (ale oczywiście tam pryzmatu nie ma, bo wystarczy płaski wizjer elektroniczny). Kiedyś bezlusterkowce wyglądały jak kompakty z przerośniętym obiektywem, a dzisiaj udają lustrzanki. Kwintesencją tego trendu jest Sony A3000: wygląda jak lustrzanka, interfejs ma jak lustrzanka, nawet nazewnictwo sugeruje lustrzankę – niechby nawet SLT. Ale nic z tego: to jest NEX.
Ostatnio bezlusterkowce wyglądają jak lustrzanki. Ciekawe, prawda?
Widzę dwa wyjaśnienia tej tendencji. Pierwsze, mniej prawdopodobne: producenci, słuchając użytkowników, zorientowali się, że dwa przyciski i 70 opcji w menu to nie jest wygodna ani szybka metoda obsługi aparatu, więc korzystają z tego, co sprawdzone w świecie zaawansowanych amatorów i profesjonalistów, dodając lustrzankowy interfejs.
Drugie wyjaśnienie, w które bardziej jestem w stanie uwierzyć, jest, nie ukrywam, odrobinę złośliwe: „bezlusterkowce sprzedają się słabo, zacznijmy udawać, że to są lustrzanki, to może klienci się pomylą i zaczną je kupować”. Do drugiego wyjaśnienia najbardziej pasuje mi A3000 – wygląda jak lustrzanka, interfejs ma jak lustrzanka, nazywa się jak lustrzanka…
A jakie Wy widzicie przyczyny nagłego przyrostu kółek, pokręteł i kominków na bezlusterkowcach?