Galeria w Pradze

Pieniądze a kreatywność

„Rybie oko służy do prezentacji efektu rybiego oka w podręcznikach fotografii” – znacie tę definicję? Jeśli znacie, to zapewne czytaliście podręczniki fotografii pochodzące sprzed co najmniej pięciu lat (a przynajmniej napisane lata temu, bo czasem dalej się taka perełka trafia w nowych wydaniach starych mądrości). Może się wydawać zabawne, że podręczniki wykazywały tak ostentacyjną bezradność przy wyjaśnieniu praktycznego zastosowania narzędzia, ale… to w sumie nic dziwnego. Obiektywy rybiooczne były drogie, a w czasach analogowych nauka wyceniana była w koszcie negatywów, odczynników i papieru. Tymczasem nie da nauczyć posługiwać narzędziem bez nauki, a nie ma nauki bez błędów i łażenia po manowcach. Szczególnie przy tak niezwykłym obiektywie, tak odbiegającym od tego, czego można się nauczyć używając „normalnych” ogniskowych. Tutaj trzeba poćwiczyć więcej i popełnić więcej knotów, zanim zacznie się rozumieć, „jak to działa”, a później jeszcze znajdzie dla tego efektu interesujące zastosowania.

Galeria w Pradze

Gdy rybie oko kosztowało dużo i było bardzo rzadkie, mało kto miał okazję eksperymentować. Pierwsze takie konstrukcje (Sigma 4,5/2.8 i Sigma 10/2.8) kosztowały dobrze ponad 3 tysiące złotych na starcie – dużo, jeśli kupuje się coś, co nie wiadomo do czego służy (oprócz prezentacji w podręcznikach). Wszystko zmieniło się dopiero, gdy w 2009 roku premierę miał ponad trzykrotnie tańszy „fish eye” Samyang 8 mm f/3.5 – obiektyw na tyle tani, że może być traktowany jako eksperyment i do eksperymentów. I o to chodzi!

Zaczęło się masowe eksperymentowanie i nagle okazało się, że można znaleźć wiele praktycznych zastosowań dla takiej konstrukcji. W ostatnich latach w fotografii sportów ekstremalnych to praktycznie obiektyw podstawowy i obowiązkowy, a i w architekturze czy pejzażu da się nim zrobić wiele ciekawych zdjęć. I okazało się, że to nie jest gadżet do „prezentacji efektu w podręczniku”, ale narzędzie pozwalające bawić się perspektywą, kształtować w fantazyjny sposób linie zbieżne w kadrze, twórczo wykorzystywać przerysowania i deformacje. Ale stało się tak dopiero, gdy pojawiło się rybie oko za niespełna tysiąc złotych, a nie za kilka razy więcej.

Morał z tego taki, że o narzędziach niewiele wiadomo, dopóki nie trafią w ręce pomysłowych ludzi. A im narzędzie jest tańsze, tym staje się popularniejsze i tym większa szansa, że ktoś zrobi z nim coś ciekawego. Coś, na co nie wpadli autorzy podręczników.

Oba zdjęcia z Pragi, u góry Samyang 8/3,5, na dole Sigma 4,5/2,8. Konstrukcja nośna budynku nie została naruszona w trakcie robienia tych fotografii.

Galeria w Pradze - na okrągło

  1. Też sobie kupiłem rybie oko i zakochałem się w jego możliwościach 🙂
    Ale prawdą jest, że gdyby nie niska cena Samyanga, to bym się na ten krok nie zdecydował.

  2. Oburącz podpisuję się pod kolegą. Z tym, że w rybce zakochałem się do tego stopnia, że przez pół roku nie robiłem zdjęć innym obiektywem.

  3. To i ja zapisuję się do klubu wielbicieli rybiego oka. Rybie oko Samsunga 7,5 mm f/3,5 mam od trzech lat. Mimo, że używam go najrzadziej ze wszystkich szkieł, jest drugim, obok M.Zuiko 60 mm f/2,8 macro, moim najbardziej lubianym obiektywem. Trochę to dziwne – ulubiony i najrzadziej używany. Nadal problemem dla mnie jest jednak zrobienie nim dobrego zdjęcia. Problem polega chyba na trafieniu tym szkłem w odpowiedni temat. Czasem rybie oko zastępuje mi szeeeroki kąt. Zabawa przednia, ale pełne zadowolenie rzadkie. Tylko raz zdecydowałem sie na opublikowanie robionych nim zdjęć, trochę chyba „dla pezentacji efektu rybiego oka” 🙂 w bardzo różnych sytuacjach. Może to nie na miejscu, ale zapraszam na .

  4. No nie, Samyanga.
    Te koreańskie nazwy takie podobne, a w głowie miałem właśnie Samsunga, bo akurat parę minut wczesniej telefonicznie chwaliłem jakość matrycy w monitorze tej firmy.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *