Największa wada optyczna aparatów

Jaka jest największa, najbardziej ewidentna i najbardziej rzucająca się w oczy wada optyczna na fotografii? Taka, która drażni i zwraca uwagę od razu? Widoczna od razu na zdjęciach prosto z aparatu, przed jakimikolwiek korektami? I na dokładkę – nie dająca się skorygować?

Ostrość, odpowiedzą miłośnicy testów. MTF-y i imatesty to przecież wyznacznik jakości obiektywu. Nic z tego – trzeba się dobrze przyglądać i to na powiększeniu, żeby zaczęło to kłuć w oczy. Na etapie przeglądu kadrów pod kątem kompozycji i pomysłu różnicy między kitem a topowym Nikkorem się nie uświadczy. Kontrast i kolory? Tak, tu różnice między zdjęciami są widoczne, ale przecież mówimy o surówce prosto z aparatu, więc nie oczekujmy cudów. Zresztą jeśli ktoś ma podkręcone w aparacie ustawienia kontrastu i nasycenia, to ma też największe szanse na widoczne prześwietlenia, które rażą bardziej niż spłowiałe barwy. Geometria? Też nie, a w każdym razie nie zawsze. Winieta? Bez żartów. Aberracje chromatyczne? Noooo, jak są naprawdę solidne, na kontrastowym tle, to może trochę je widać… Koma? Dobra, dobra, proszę nie zgadywać dalej.

To też nauka z warsztatów – druga, obok kwestii kalibracyjnych – jaką wynieśliśmy z pierwszej edycji „Photoshopa dla fotografa”. Wyszło przypadkiem. Obok obróbki było polowanie na krasnale i na latarnika, później zgranie wybranych zdjęć i dyskusja. Dyskusja o kwestiach kompozycyjnych, a nie technicznych, bo to przecież pliki surowe, ale… Przeglądamy jedno zdjęcie po drugim, komentujemy pomysł, perspektywę, moment, precyzję kadru, nagle… „Hej, a kto fotografował komórką?”. A to jednak nie była komórka, tylko całkiem niezły zestaw lustrzankowy, tyle że zamocowany na galaretowatym pseudostatywie firmy Hama. Efekt? Zdjęcia jakieś takie mało wyraziste, mdłe, jakby mało ostre. Lekkiego poruszenia nie widać jako poruszenia, tylko właśnie jako kiepską ostrość. Jednak widać to nawet na zdjęciu przeskalowanym do wymiarów monitora, bez konieczności powiększania obrazu do 100%. I tak wróciła stara zasada, że najostrzejszym obiektywem jest statyw.

  1. „Zawsze lub prawie zawsze”. Zawsze przy makrofotografii – tyle, że w ponad 90% używam nie tójnożnego a monopodu, nawet kładąc go na ziemi. Przy żurawiach, sarnach, krajobrazach – trójnóg, czasem monopod. Dzieci czy konie jednak wyłącznie z ręki. Ze statywu nie da się (= ja nie potrafię). Zamiast statywu wystarcza stabilizacja obiektywu.

    1. bezwstydnie przyznam że „statyw? a co to?” to moje:P z pół roku co najmniej nie używałem (chyba że jako statyw do lampy)w końcu sprzedałem. . Na krajobrazy i długie czasy nie mam czasu. Do pstrykania dzieci zaś zbędny zupełnie.

      1. Oczywiście, ankieta jest tendencyjna 😉 – nie uwzględnia w ogóle kwestii, co się fotografuje. Przy pewnych rodzajach fotografii statyw jest wysoce wskazany, przy innych tylko przeszkadza.

    1. Wymyślonego? Mam rozumieć, że nigdy nie widziałeś statywu z hipermarketu czy też uważasz, że statyw w ogóle jest zbędny?

      1. Wiesz, że to nie tak 🙂
        Chciałem tylko zwrócić uwagę, że teza, jakoby za każdym rozmazanym zdjęciem stał rozchwiany statyw jest tak samo prawdziwa ja ta, że statyw nigdy nie jest przyczyną takiego zdjęcia 😉

        A biorąc pod uwagę statystykę tj. liczbę tych fotografujących, którzy kupili statyw, potem tych z nich, którzy kupili statyw marny jakościowo, potem tych z nich, którzy go używają 🙂 to wyjdzie IMHO statystycznie o wiele mniej nieudanych zdjęć z powodu statywu niż z powodu każdej innej przyczyny.

        1. Niezupełnie. Przykład pochodził z sytuacji, gdy wszyscy fotografowali ze statywów (wieczorne kadry miejskie), ale to na marginesie. Najważniejsze jest to, że uczestnicy przyjechali z bardzo różnym sprzętem (obiektywy kitowe też były, poza tym obiektywy aberrujące na różne sposoby i mydlane), a to, co się najbardziej rzucało w oczy, to właśnie kiepski statyw.

          A biorąc pod uwagę statystykę tj. liczbę tych fotografujących, którzy kupili statyw, potem tych z nich, którzy kupili statyw marny jakościowo

          Oj, zerknij na fora sprzętowe Canona i Nikona, gdzie ludzie w stopkach wypisują wszystkie nabytki, z kartami pamięci włącznie. Zdziwisz się do czego mocowane są drogie korpusy i jeszcze droższe obiektywy.

  2. Czytając wszystkie poradniki dot jak fotografować lepiej przy niewielkim nakładzie na wzbogacenie swojego sprzętowego stanu , zawsze polecano – kup statyw. Więc kupiłem. Ale zanim kupiłem to szukanie na forach jaki, jaka głowica, itp. Kolega, który ma jakiś tam Manfrotto powiadał, że najlepszy jest taki, co nie ma „spętanych nóg” (taki, którego można tak rozłożyć aby prawie na ziemi leżał).
    Pierwsze zdjęcia ze statywem to zimowe nad rzeką Tanew – fotografowałem „szumy”.
    Walka była straszna. Nie taki kadr. To znów trzeba się przestawić, to za wysoko aparat itp. Więcej było na nie, niż za.
    Po czasie zdjęć ciągle przybywało, znajomi się pytali jak to zrobione i czy statyw był. Ja odpowiadałem, że tak. Był ale w garażu. Ostatnio to trochę się z nim przeprosiłem i zaczynam z nim współpracę.
    Myślę, że warto używać statywu.

    1. Kolega, który ma jakiś tam Manfrotto powiadał, że najlepszy jest taki, co nie ma „spętanych nóg”
      Ma rację o tyle, że takie, które mają łączniki między nogami z pewnością lepiej omijać.

      Walka była straszna. Nie taki kadr. To znów trzeba się przestawić, to za wysoko aparat itp. Więcej było na nie, niż za.
      Bez obrazy, ale to efekt nie statywu, tylko… hm, młodości fotograficznej 🙂 Statyw to nie jest sprzęt, którego się używa, szukając kadrów, zmieniając koncepcje i przymierzając się do tego i owego. Wtedy rzeczywiście przeszkadza i irytuje. Właśnie uciążliwość statywu to powód, by wcześniej dobrze przemyśleć, co się chce zrobić, z jakiego miejsca, na jakiej wysokości. A podczas rozstawiania statywu jest czas, żeby przemyśleć to jeszcze raz 🙂
      …choć niekiedy czasu nie ma i trzeba ze statywem biegać, żeby zdążyć pstryknąć, co ma być pstryknięte. Wtedy przydaje się wprawa w rozstawianiu statywu nabyta wtedy, gdy można się było nie spieszyć 🙂

      1. [i] Bez obrazy, ale to efekt nie statywu, tylko… hm, młodości fotograficznej Statyw to nie jest sprzęt, którego się używa, szukając kadrów, zmieniając koncepcje i przymierzając się do tego i owego. Wtedy rzeczywiście przeszkadza i irytuje… [/i]
        Teraz to wiem. Na początku byłem tak podniecony posiadaniem statywu (testowanego na DFV), że więcej uwagi poświęcałem jego obsłudze niż robieniu zdjęć. Dzisiaj zanim go rozłożę, to przynajmniej kilka razy obejdę fotografowane miejsce …

        1. Nie ma nic złego w szaleniu z nowym nabytkiem. Wprawdzie niekoniecznie wówczas powstaną ciekawe zdjęcia, ale za to nauczymy się specyfiki pracy z klamorem.

  3. Panowie, na takie kłopoty ponownie proponuję monopod.
    Ja się z nim nie rozstaję od powrotu do fotografowania. Ale ponieważ ostatnio często fotografuję „powoli”, zaoptarzyłem się też w lekki (dla mnie wystarczajaco stabilny do G1 ) trójnóg bez pętania nóg, ale za to potrafi je skokowo rozstawiać, i po odkręceniu dolnej części kolumny robi szpagat, a jak trzeba – pracuje u mnie jako monopod. Czyli wracamy do monopodu. Tylko problem w tym, że Wy macie lustrzanki. Chociaż… tylu fotografów sportowych ma bardzo ciężki i długi sprzęt właśnie na monopodzie. Z własnymi nogami fotografa daje to trójnóg.

    1. Kiedy można monopod, wtedy można. Jednak parę sekund naświetlania to trochę za dużo na monopod, niezależnie jak solidny.
      Druga kwestia, że statyw daje okazję do przemyślenia kadru raz jeszcze – monopod pośpieszny w tym nie pomaga.
      Kwestia, co się fotografuje. Pewnie, do sportu statyw bez sensu, a monopod w sam raz. Są zresztą monopody, które wytrzymają obciążenie całej hurtowni foto, ale wydłużanie czasu naświetlania ma tak czy tak ograniczone.

      1. Hnm, nie ustąpię. Moje ręce są bardzo niestabilne, od trójnożnego statywu bardzo stronię. Kiedy w salonie testowałem „z ręki” aparat, obsługa dziwiła się, że w ogóle fotografuję. No to powinienem cały czas nosić solidny trójnóg, tymczasem zdecydowaną większość zdjęć robię z monopodu. Sprawdziłem dzisiaj te robione w najtrudniejszych warunkach: podczas świtu – kiedy słońce nie może przedrzeć się przez mgłę, po zchodzie słońca (bardzo lubię), kiedy słońce zza horyzontu rozświetla tylko niebo (kiedyś po zachodzie słońca wracałem z torfowiska i po wyjeżdzie z lasu na polanę oniemiałem na widok nieba – powstało zdjęcie dnia a właściwie nocy!; albo na łąkę opadła już mgła – ustrzeliłem niezłą krowę na rykowisku. Wszystkie z monopodu przy maksymalnym otworze, ISO 400 i mniej, nawet 100(!), czasach z poniżej 1/5 (nawet 1/100 s). Monopod + wstrzymanie oddechu + czasem 2s. samowyzwalacz + stabilizacja w obiektywie + ujemna kompensacja (mniejsza lub większa) i wyciąganie szczegółów z cieni dały dobry wynik (moim zdaniem). A poza tym zdjęcia te dały mi bardzo dużą satysfakcję (powraca wcześniejsze stwierdzenie, że właściwie to fotografuję dla siebie). Oczywiście, w takich razach wiem jaki ma być kadr zanim jeszcze przypnę aparat do monopodu.

        Myślę, że tak naptrawdę to nie ma żelaznych, uniwersalnych zasad; każdy może dopracować swoją technikę fotografowana (u mnie np. makro prawie zawsze z AF, co u wielu znawców makrofotografii woła o pomstę do nieba, a ja wystawiam duże ostre powiększenia), podobnie jak wybrać swój najlepszy zestaw (dla mnie kompaktowy FZ50 z 12x zoomem i bezlusterkowy korpus G1 z miniszkiełami).
        Ale „za Twoją sprawą Piotrze” zacznę teraz używać trójnogu – raz po Twojemu, innym razem po mojemu – jako monopodu.

        1. Oczywiście, że w sytuacjach trudnych monopod daje lepsze efekty niż brak monopodu, jednak… no właśnie… ISO 400 i niedoświetlanie, a później rozjaśnianie, to nie są przepisy na optymalną jakość zdjęć. Niekiedy nie da się inaczej, ale nie zawsze trzeba.

          Myślę, że tak naptrawdę to nie ma żelaznych, uniwersalnych zasad

          Szczególnie w fotografii cyfrowej do tego samego miejsca można dojść różnymi drogami. Choć jeśli się dokładnie przyjrzeć, to może się okazać, że jednak dochodzi się w różne miejsca 🙂

          1. W różne miejsca? Brawo Piotrze!
            I o to przecież właśnie chodzi. Ma być różnorodność. Przyroda to już dawno „wymyśliła” – każdy egzemplarz ma być inny. To przecież samo w sobie jest już piękne, nawet gdy nie każdy wynik (zdjęcie) jest piękny.
            Precz z unifikacją!
            Kobiety czują to chyba lepiej niż mężczyźni. Ewo, czy to prawda? Bo Piotr tego jakoś nie czuje.

            1. Co do unifikacji to całkowita zgoda, ale czy zdjęcia mają być nieostre i zaszumione, żeby były inne? To chyba nie tak. A może ja po prostu mało kobieca jestem.

            2. Oj, jak bardzo podobają mi się nieostre zdjęcia Vincenta Muniera. Nie wiem czy są zaszumione, ale niech by nawet były.

            3. Obejrzałam sobie właśnie serię Ovibos. Robi wrażenie. Takie, że nawet nie popatrzyłam na ostrość w końcu 🙂

            4. też obejrzałem po raz kolejny z reszta i szczerze mówiąc nijak się w jego zdjęciach nieostrośc faktycznej dopatrzeć nie mogę. Przy dużej dozie cierpliwości każdy włosek policzyć bym mógł.
              Ps.Te schodkowane odpowiedzi są do bani. Można coś z tym zrobić?

  4. yehood – oczywiście, że można! wystarczy odpowiednio wcześnie zakończyć dyskusję w danym wątku schodkowym 🙂 🙂 🙂
    najwyraźniej twórca był zwolennikiem krótkich dyskusji 🙂

  5. Niezmiernie mi miło i czuję się „zaszczycony” że Piotr mnie „docenił” ponieważ ten statyw na galaretowych nogach to właśnie był mój sprzęt:) Był ponieważ ma już nowego nabywcę

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *