Koniec roku skłania do podsumowań. Najłatwiej o nie w odniesieniu do wprowadzonych na rynek w 2010 roku produktów: to było fajne, a tamto rozczarowało, a jeszcze inne wywołało sporo szumu, ale… jak się dokładnie przyjrzeć… to w sumie nic ciekawego. Jak wygląda mój zdecydowanie subiektywny wybór klamora roku?
Zanim zdradzę, co moim zdaniem było najfajniejszym sprzętem 2010 roku, parę słów o tym, co nim nie było, choć może się wydawać. Odniosę się też do opinii Rednacza z wstępniaka do grudniowego DFV, czyli do serii lustrzanek SLT Sony – z nieruchomym lustrem i wizjerem elektronicznym. Choć zgadzam się, że to najbardziej innowacyjna konstrukcja roku, to już sens i przydatność tej innowacji jest dla mnie dyskusyjny. Nieruchome lustro rozwiązuje tyle samo problemów, ile stwarza nowych. Elektroniczny wizjer – w najlepszym razie tak samo. Innowacja może być przydatna lub nie – oryginalność i pomysłowość inżynierów jest sztuką dla sztuki, jeśli nie przekłada się na wygodę i nowe możliwości fotografów. Także – jeśli wiąże się z zamianą jednych uciążliwości na inne.
Co więc zamiast? Aparat, który wyścig na megapiksele przenosi w nowy wymiar – bardziej sensowny, dodam. Może źle to określiłem – nie wyścig na megapiksele, który sam w sobie sensu nie ma, tylko pogoń za większą szczegółowością fotografii, większą liczbą detali, lepszą efektywną rozdzielczością obrazów. I nie przenosi w nowy wymiar, tylko ucieka peletonowi skrótem. Jak? Zwiększając rozmiar matrycy – nie do skromnej tzw. pełnej klatki (ledwie 36×24 mm) tylko do solidnego 44×33 mm. Na takiej powierzchni można zmieścić 40 megapikseli bez przesadnego upychania.
Do tego 645D ma lustrzankowe „bebechy” – autofokus, pomiar światła, interfejs itp. – czyli jest pod względem komfortu użycia o lata świetlne przed modułowymi średnioformatowcami, które autofokus mają „jakiś”, a niektóre dotąd stosowane konstrukcje, do których przypina się cyfrowe tylne ścianki za ciężkie tysiące dolarów, nie dysponują nawet wbudowanym światłomierzem. Pod jeszcze jednym względem Pentax jest niezwykłym średnioformatowcem – jest uszczelniony. To wymarzony sprzęt do fotografii pejzażowej – gdzie trzeba odporności na warunki atmosferyczne, a także tyle efektywnej rozdzielczości, ile się tylko da.
„Hej, ale on kosztuje 10 tysięcy dolarów!”. Czyli raptem jedną trzecią więcej niż Canon 1Ds III czy Nikon D3x, a daje dwa razy większą rozdzielczość. Jeśli ktoś potrzebuje absolutnie najwyższej szczegółowości obrazu, to po co się zastanawiać nad półśrodkami typu mały obrazek, skoro jest Pentax 645D? I kosztuje _tylko_ 10 tysięcy dolarów.
645D trudno nazwać aparatem innowacyjnym, ale może on zmienić rynek aparatów cyfrowych bardziej niż jakikolwiek klamor wprowadzony w 2010 roku.