Wyposażenie na fotowyprawę do Szkocji dotarło. Dzięki uprzejmości Hasselblad Polska na wyspie Skye będę fotografował najmniejszym cyfrowym średnioformatowcem – Hasselbladem X1D. Oprócz aparatu dostałem dwa obiektywy: XCD 45 mm f/3.5 (odpowiednik pełnoklatkowego 35 mm) oraz XCD 90 f/3,2 (odpowiednik ogniskowej 71 mm na FF). Nie załapałem się na nowy XCD 30 mm f/3.5 (czyli nieco mniej niż 24 mm pełnoklatkowe), co traktuję jak wyzwanie w obliczu szkockich pejzaży („zawiąż sobie jedną rękę na plecach, nie używaj szerokiego kąta i pokaż, co potrafisz”).
X1D: pierwsze wrażenia
Co właściwie dostałem? Hasselblad X1D to najmniejszy cyfrowy aparat średnioformatowy. Mimo matrycy znacznie większej niż pełnoklatkowa (44×33 mm kontra 36×24 mm) jest rozmiaru niedużej lustrzanki. Jak bardzo jest mniejszy, widać powyżej: wygląda jak młodszy brat mojego niepełnoklatkowego Canona 7D Mark II. W przypadku porównania z aparatem z matrycą APS-C to zestawienie jest szczególnie imponujące – matryca prawie 4 razy większa, a rozmiar i waga w dół. X1D jest też lżejszy o ok. 200 gramów niż „Siódemka” Canona.
Miniaturyzacja nie była jednak robiona na siłę – Hasseblad ma naprawdę duży i wygodny uchwyt. Uchwyt wyprofilowany jest na tyle głęboko, że trzymając aparat nie dotykam palcami przedniej ścianki – również osoby z dłonią większą niż moja nie będą miały problemów z ergonomią tego średnioformatowca. Także tylna część uchwytu jest pogrubiona i wyprofilowana tak, że kciuk prawej dłoni wygodnie się zaczepia, dając pewny i wygodny chwyt.
Zaskakująco małe są także obiektywy. Na zdjęciu poniżej XCD 90/3.5 jest zestawiony z EF 24-70/4L IS USM. Owszem, Canon to zoom, a Hasselblad – stałka, ale ten ostatni nie dość, że musi rzutować obraz na znacznie większą matrycę, to jeszcze jest nieco jaśniejszy i ma średnicę filtra zaledwie 67 mm (Canon – 77 mm)! Obiektywy do X1D są małe, ale niezbyt lekkie – 45 mm waży niespełna 0,5 kg, a 90 mm – nieco ponad 0,6 kg. Obudowa to metal, a w środku sporo szkła.
Ekspozycja: bez limitu czasu w trybie A
O sterowaniu i interfejsie będę miał jeszcze okazję pisać, na razie to, co najbardziej zaskoczyło mnie podczas pierwszych przymiarek w domu (kurier z paczką dotarł późnym popołudniem). W priorytecie przysłony jaką najdłuższą ekspozycję możemy uzyskać? Większość użytkowników lustrzanek i bezlusterkowców odpowie: 30 sekund. Właściciele aparatów systemu m4/3 powiedzą: 60 sekund. A fotograf z Hasselbladem X1D? Tutaj ekspozycja w priorytecie przysłony będzie trwała tyle, ile trzeba. Potrzeba minuty – będzie minuta. 7 minut? Proszę bardzo. 25 minut – żaden problem. Wygląda na to, że limitem jest godzina i osiem minut (68 minut!). Tak samo długą ekspozycję można ustawić w trybie manualnym. Być może są sytuacje, gdy pojedyncza godzinna ekspozycja to za mało, ale jeszcze na takie nie trafiłem.
Ekspozycja: pełna informacja o niedoświetleniu/prześwietleniu w trybie M
Aparaty w trybie manualnym pokazują drabinkę ekspozycji, na której sygnalizują, czy zdaniem automatu zdjęcie zapowiada się dobrze, będzie niedoświetlone, czy też prześwietlone. Jednak o ile takie błędne naświetlanie będzie odległe od optimum wiemy tylko wówczas, jeśli ta różnica jest nieduża – 2-3 EV, w zależności od aparatu. Później widzimy już tylko wskaźnik przybity do prawej (prześwietlenie) lub lewej (niedoświetlenie) strony drabinki i możemy sobie zgadywać, ile nam brakuje. W Hassebladzie X1D mamy dokładną informację, o ile nasze ustawienia różnią się optymalnych. I w wizjerze, i na LCD pojawia się wówczas komunikat, że „walnęliśmy się” np. o -6,3 EV lub prześwietlamy o 12,7 EV.
Ekspozycja: w końcu czas T!
Bardzo użyteczna funkcja z głębokich czasów analogowych wraca w fotografii cyfrowej. W X1D oprócz czasu Bulb mamy także czas T. Polega on na tym, że wciskamy spust migawki rozpoczynając ekspozycję, a jak będziemy chcieli ją zakończyć – to znowu wciskamy spust migawki. Żadnego programowania, ustawiania wcześniej itp. Aparat na wyświetlaczu odlicza sekundy i minuty trwającego naświetlania – górną granicą jest ponownie godzina z haczykiem.
Hasselblad X1D i koci test
Hasselblad X1D to nie jest cichy aparat. Słychać ustawianie ostrości, słychać trzask migawki (a nawet dwa trzaski, bo najpierw jest dźwięk napinania migawki, a później jej zwalniania). Przy włączeniu migawki elektronicznej zamiast centralnej jest trochę ciszej. W trybie Manual Quick Exposure jeszcze ciszej, ale to funkcja tylko dla fotografowania ze statywu. W pejzażu takie trzaski nie przeszkadzają, ale do teatru nie odważyłbym się iść z X1D. Za to odgłosy wydobywające się z aparatu wyraźnie intrygowały pozujące koty, a to one posłużyły za modeli do pierwszych zdjęć. Warunki były kiepskie – słabe światło mieszane z energooszczędnych żarówek plus resztki światła dziennego zza okna (stąd niebieski grzbiet Łatki), więc ISO 12800 przy f/3.5 i czasie 1/160 sekundy. Wywoływane w programie Hasselblad Phocus v 3.3.1.
Do Szkocji ruszamy w sobotę, ale my sobie jedziemy, a Wy koniecznie zajrzyjcie w sobotę na bloga! Coś się szykuje… 😉