Pinezką w fotografa

Pinterest to chyba najdziwniejszy obecnie serwis społecznościowy. Jest jeszcze mało u nas popularny (na świecie: trzeci pod względem popularności po Facebooku i Google+, ale fakt bycia za G+ wyjaśnia chyba małą popularność). O ile wszystkie znane mi serwisy internetowe jasno i wyraźnie informują użytkownika, że może zamieszczać tylko te materiały, do których ma prawa autorskie, o tyle Pinterest… No właśnie, zasady panujące na Pintereście są dość dziwne, a do tego po cichu ewoluują. Przez dłuższy czas Pinterest nie zalecał autopromocji, co było interpretowane jako wyraźna sugestia, aby nie „przypinać” na pinterestową tablicę wykonanych własnoręcznie fotografii. Z drugiej strony zasady serwisu sugerują podawanie źródła, skąd się „przypina” fotografie oraz zawierają spory fragment w regulaminie na temat zamieszczania cudzych materiałów (third party). Czyli – zamieszczać nie własne, tylko cudze? Owszem, ale jednocześnie biorąc odpowiedzialność za wszystko, co się zamieszcza, włącznie z przekazaniem licencji na zamieszczone materiały, a także wzięciem na siebie prawnej odpowiedzialności za wynikające z tego pretensje autorów i właścicieli praw autorskich. I ciekawostka – bierze się też odpowiedzialność za wszelkie pretensje, które ktoś mógłby mieć do samego Pinteresta, jego właścicieli i pracowników.

Jest to zakręcone jak świński ogon. Jestem przekonany, że zakręcone jest celowo. Do zabrania się za wyprostowanie tego namawiam od dłuższego czasu Darka – na razie bezskutecznie, ale może wspólnie będziemy zbierać podpisy pod petycją do niego? 🙂

Dziwactwa prawne to jednak jedna sprawa, a całkiem inna – przydatność tego dla fotografa. A ta jest niewielka. Pomijając kwestię dyskusyjnego stosunku do zamieszczania własnych zdjęć, to po prostu to nie jest serwis, gdzie ktoś zwraca uwagę na autorów. W centrum uwagi jest gust osoby „przypinającej”, a nie oryginalnych twórców. Serwis służy do prezentacji gustów osób wyszukujących fajne rzeczy w Sieci. Kto to stworzył, skąd to pochodzi – często pozostaje anonimowe (choć formalnie Pinterest zaleca podawanie źródeł). To jest serwis nie dla twórców, tylko dla kibiców, którzy chwalą się, jakie fajne rzeczy im się podobają.

Nie ukrywam, że jestem podwójnie zdegustowany. Po pierwsze – serwisem promującym osoby, których moc twórcza ogranicza się do znalezienia cudzych prac i publikacji ich przeważnie nawet bez informacji o autorstwie (pomińmy już w ogóle abstrakcyjną kwestię zgody na publikację…). Po drugie – bezczelnością twórców serwisu, którzy stworzyli mocno mętną sytuację prawną, a odpowiedzialność przerzucili na użytkowników.

PS. Polski klon Pinterestu, czyli należąca do Onetu Pinka.pl już ma w regulaminie zapis, że użytkownik „może prezentować jedynie materiały własnego autorstwa” oraz takie, które nie naruszają praw autorskich, ale jednocześnie kopiuje sprytny i bezczelny zapis z regulaminu Pinterestu, że w razie jakich pretensji wobec Pinki, to użytkownik bierze na siebie koszty procesu i odszkodowania. Prawda, że słodkie?

PPS. U góry zdjęcie na ochłodę. Manipulowane, ale nie pinezkowane.

  1. Jest ciepło, są wakacje, a tu mi się „każe” nadprogramowo w paragrafach grzebać i na dodatek jeszcze spisanych po hamerykańsku 😉

        1. Ale zmienili tylko jeden punkt w zaleceniach. Regulamin nadal powinien stawiać włosy na sztorc każdemu prawnikowi 🙂

      1. Piotr – Darek pewnie zbiera od marca osoby których foty zostały „przypinezkowane” by wytoczyć proces zbiorowy a Ty go męczysz o wpis, który serwis ostrzeże …

        1. To już raczej polski Onet ścigać za Pinkę, a nie hamerykański Pinterest, na który pewnie będzie więcej chętnych miejscowych prawników. Do tego ja mam wrażenie, że te serwisy naprawdę sprytnie poprzerzucały całą odpowiedzialność właśnie na userów – ale to niech się Darek wypowie. Może z okazji rocznicy 🙂

  2. Wydaje mi się, ze celem takiej strony może być pozyskanie ciekawych prac bez brania na siebie odpowiedzialności za prawa autorskie do ich publikacji. Ciekawi mnie co te serwisy robią z tymi zdjęciami. Jeżeli nic to jeszcze pół biedy ale co jeśli wykorzystują je gdzieś indziej..? Wtedy prawdopodobieństwo, ze jakiemuś z użytkowników ktoś się dobierze do tyłka za bezprawne umieszczanie cudzych prac w internecie rośnie.

  3. I jeszcze jeden klon – Pinspire GmbH. Ci to mają fajny regulamin. Umieszczony dyskretnie, ale kryjący mnóstwo ciekawych zapisów, np.: „4.5 Użytkownicy nie mogą […] wpędzać w tarapaty lub zakłopotanie czy w jakikolwiek inny sposób sprawiać przykrość komukolwiek, czy to osobie fizycznej, prawnej czy przedsiębiorstwu”.
    Zabezpieczyli się nawet przed F-Lexem, bo wśród zakazanych działań jest także: „Prowadzić porady prawne lub wpisywać treści, które mogą być rozumiane jako porada prawna.”

    1. F-leksa to już wszyscy się boją. Na przykład wczoraj na mojej ulicy był dzień samobójców. Podobno były dwie próby. Tuż koło mnie wozy strażackie, dmuchana poducha jak na amerykańskich filmach. Nawet wyszedłem z domu z aparatem. Nie wyciągnąłem go z torby. Te zgody na publikację wizerunku mnie zniechęciły 😉

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *