Wersja Radia Erewań: Getty Images rozdaje każdemu miliony zdjęć za darmo. Wersja nieco bardziej zbliżona do rzeczywistości:
- Nie rozdaje, tylko pozwala udostępnić na swojej stronie internetowej. I – wbrew temu, co niektórzy piszą – wcale nie pozwala pobrać. To też jeden z haczyków: zdjęć się nie pobiera i nie umieszcza „na twardo” na własnej stronie, tylko osadza się za pomocą specjalnego kodu html, ale przy każdym wyświetleniu zdjęcia są ładowane bezpośrednio z serwerów Getty’ego.
- Fotografie mogą wyświetlać się tylko w jednej rozdzielczości i z obowiązkową stopką o agencji i autorze. Kliknięcie na zdjęcie przenosi na stronę Getty.
- „Każdemu” jest prawie prawdziwe – wyłączone są zastosowania komercyjne, ale jako strony komercyjnej Getty nie traktuje stron z reklamami, a jedynie wykorzystanie osadzonych zdjęć do promocji produktu lub usługi jest zabronione. Natomiast nie ma problemu, żeby zrobić stronę ućkaną reklamami (np. AdSense Google’a), między którymi będzie się wciskało zdjęcia od Getty Images – może to nowy pomysł na biznes?
- „Za darmo” jest relatywne. Owszem, nie płaci się gotówką, ale... I tutaj tych „ale” jest kilka i wyjaśniają one, dlaczego GI zdecydował się rozdawać internautom zdjęcia. Po pierwsze, serwowanie fotografii zawsze ze strony GI powoduje, że GI zbiera sobie dokładne dane kto, gdzie i jak często wyświetla które z ich zdjęć. Po drugie, Getty zapowiada, że za jakiś czas włączy reklamy i czasem zamiast takiego osadzonego zdjęcia ukaże się reklama. GI będzie więc sobie zarabiała na darmowym udostępnianiu zdjęć na dwa sposoby: z reklam oraz z przetwarzania danych o preferencjach internautów (w ramach modnego ostatnio trendu Big Data).
A co z tego wszystkiego ma fotograf, którego prace są w ten sposób udostępniane? Przede wszystkim ma obowiązkowy udział w tej zabawie: nie można współpracować z GI i jednocześnie wycofać swoje zdjęcia z darmowego udostępniania. Poza tym może się cieszyć z… promocji, bo zdjęcia są podpisane. To nie mój wymysł, tylko tak twierdzi przedstawiciel Getty i wygląda, jakby naprawdę tak uważał. Mamy tu wielki powrót sławnego argumentu: „Za zdjęcia nie zapłacę, ale łaskawie mogę je podpisać autorem, zostaniesz pan dzięki mnie sławny, to se wtedy zarobisz”. Getty obiecuje, że jak coś zarobi na serwowanych przy okazji reklamach, to się podzieli z fotografami, aczkolwiek na razie o żadnych kwotach czy procentowym podziale dochodów nie ma mowy.
O Gettym pisałem już wcześniej – to najpotężniejsza agencja sztokowa na świecie i jednocześnie najbardziej zasłużona dla niszczenia rynku fotograficznego: obniżała stawki fotografom, samowolnie zmieniała typ licencji zdjęć z right management na royalty free. Teraz praktycznie wyznaczyła zerową cenę za małe zdjęcie w internecie. Fotograf Darren Carroll obawia się, że dotknie to nawet fotografów nie mających nic wspólnego z Getty’m, bo w przypadku sporów sądowych o naruszenie praw autorskich sądy mogą zerową cenę GI uznać za obowiązującą stawkę rynkową, co uniemożliwi w ogóle dochodzenie swoich praw.
Getty Images od dawna demontuje rynek fotografii, teraz przynajmniej wiadomo dlaczego – Getty wychodzi z branży fotograficznej, a wchodzi w reklamę internetową i Big Data. Rzeczywiście, fotografowie są agencji coraz mniej potrzebni.
U góry po raz pierwszy i ostatni tak właśnie osadzone zdjęcie z Getty’ego. Barack dość niepewnie macha, a Michelle jest zdegustowana.