Łatwo dorobić, trudno zarobić

Otrzymałem niedawno mail od dziewczyny w wieku licealnym, w którym prosi ona o ocenę kilku załączonych zdjęć i odpowiedź, czy nadaje się na fotografa. Chcecie zgadnąć, co odpowiedziałem? 🙂

No dobra, odpowiedzi były dwie, w zależności od tego, co pytająca rozumie przez fotografa. Jeśli miłośnika zdjęć, amatora, hobbystę i pasjonata – to oczywiście, że się nadaje. Nadaje się każdy, komu fotografowanie sprawia przyjemność. To była ta łatwa część odpowiedzi.

Drugi wariant rozumienia pojęcia fotograf – czyli zawodowiec, który profesjonalnie się zajmuje robieniem zdjęć i z tego ma pieniądze – to zupełnie inna sytuacja. Mam nadzieję, że nie zepsułem dziewczynie dnia pisząc jej, że do tego się nie nadaje. Zupełnie niezależnie od tego, jakie zdjęcia robi. Po prostu do tego nikt w tym wieku się nie nadaje, bo to nie jest wyuczalny zawód, w którym po opanowaniu takich i owakich umiejętności i zdobyciu dyplomu spędzi się następne kilkadziesiąt lat świadcząc określone usługi. Tak było kiedyś i to nie wróci.

Paradoksalnie, dzisiaj możliwości zarobienia jakichś pieniędzy na fotografii są większe niż kiedykolwiek i otwarte dla wszystkich. Jednak im łatwiej okazjonalnie dorobić, tym trudniej zarobić i utrzymać się z fotografii. Co nie znaczy, że to niemożliwe – owszem, są i będą zawodowi fotografowie. Jednak liczba miejsc pracy dla zawodowców pełną gębą się zmniejsza proporcjonalnie do przybywania okazji, w których amatorzy, półzawodowcy i ćwierćzawodowcy mogą sobie fotografią dorobić do podstawowej pensji. Zależność oczywiście wcale nie jest przypadkowa. Amatorzy zerodowali zawodowy rynek fotografii, ale też znacznie utrudnili sobie przejście do grona zawodowców, gdyby komuś na to przyszła ochota. A przychodzi taka ochota pewnie wielu, bo jak się tu i tam trochę dorobi, to może walnąć dotychczasowe zajęcie w kąt i zostać profi od fotografii? Im jednak łatwiej dorobić, tym trudniej zarobić. Im więcej okazji dla amatorów, żeby sprzedać zdjęcie, tym mniej pracy dla zawodowców. I, co mniej oczywiste, tym trudniej przejść od amatora do zawodowca.

Daawno, dawno temu lokalny fotograf przechodził do zleceń na skalę krajową, a jeśli i tu mu dobrze szło, to awansował do światowej czołówki. Dzisiaj zmierzamy do sytuacji, gdy nie ma fotografów lokalny, nie ma poziomu regionalnego, jest tylko elita i morze dorabiających półamatorów.

Kształcić się na fotografa? Uczyć się do bycia zawodowcem od zdjęć? To może od razu edukować się na zawodowego wygrywacza w totolotka?

  1. Jest też druga strona tego medalu, trochę bardziej optymistyczna. Nasz świat robi się coraz bardziej obrazkowy, a coraz mniej tekstowy. Powstaje więcej książek, które wyglądają jak kolekcja esemesów okraszona zdjęciami na prawie każdej stronie. To oznacza, że zapotrzebowanie na zdjęcia jest większe niż naście lat temu (chociaż na pewno nie rośnie tak jak podaż od czasów upowszechnienia się fotografii cyfrowej). Dość głęboko siedzę w branży książkowych przewodników turystycznych i wyraźnie widzę tę tendencję. Już ładnych kilka lat temu aktualizacja jednej z moich książek wyglądała tak, że musiałem do nowego wydania wywalić około 60% tekstu i dać na to miejsce zdjęcia.

    1. I właśnie dlatego przestałam kupować przewodniki Pascal – pełno w nich obrazków, a treść po łebkach.

    2. Tak, wydaje się to paradoksem, że wzrost zapotrzebowania na fotografię spowodował radykalny spadek wartości tejże fotografii. Owszem, najpierw wzrost zapotrzebowania na zdjęcia otworzył rynek dla amatorów, ale później napływ amatorów spowodował erozję cen. I proces ten postępuje, a dołączają nowe zjawiska, jak wyczerpywanie się zapotrzebowania na nowe zdjęcia. Już ze dwa lata temu mistrz mikrosztoków Yuri Arcus się skarżył, że już nie wyciąga 100 tysięcy dolców miesięcznie.

  2. To prawda – dorobić w fotografii łatwo. Ale rynek fotograficzny jest zepsuty przez oddających za darmo swoje foty fotoamatorów. Do tego stopnia, że pewna gazeta była zdziwiona gdy na ich pytanie o wykorzystanie zdjęć powiedziałam: „nie ma sprawy – za ile?” zdziwienie było wielkie: „ale pani mówi o pieniądzach?” 🙂

    1. No to pomyśl, jakie zrobiliby oczy, gdyby ktoś chciał pieniądze za fotografowanie częściej, najlepiej miesiąc w miesiąc? 🙂

      1. Niektóre się rozdaje za darmo, niemniej na tych też wydawca zarabia (a przynajmniej stara się zarabiać) 🙂

  3. Naturalnie że kultura obrazkowa, naturalnie że dorobić jest łatwiej niż zarobić.
    Jest to swego rodzaju duch obecnych czasów i albo możemy iść z nurtem aby mieć co na śniadanie jeść dnia następnego albo kopać się z koniem i tworzyć ambitne dzieła, które będą docenione i zauważone gdzieś tam kiedyś, może nawet po naszej śmierci.

    Złotego środka nie ma, ale ja poszukuję.
    Mieszkam w bardzo małej miejscowości i nie miałem szansy na wyuczenie się zawodu fotografa, choć zdjęcia robię od paru – nastu lat i dla mnie i najbliższych są po prostu dobre. To mi wystarcza.
    Jednak aby był jakiś ekstra grosz obsługuję jeszcze okoliczne śluby i wesela.
    Jedna z drukarni przygotowała specjalny program do składania albumów w jakości fotograficznej, udostępniła mi go za darmo tylko dlatego że będę robił im projekty albumów (co poważnie brzmi ale trzeba umieć tylko klikać „złap” „upuść”) Przepraszam że brzmi to jak reklama, ale aby nią nie była nie zostawiam na firmę namiarów (chyba że ktoś byłby nią zainteresowany to piszcie: maciej2p@o2.pl)
    Dla mnie to jedyny sposób na przeżycie w bardzo małej miejscowości z dala od cywilizacji mieć wsparcie na moje hobby.

  4. Gdyby Adams powiedział mi, że moje fotografie krajobrazu nie wróżą mi kariery pro zarabiającego tylko tym na wikt i opierunek, to może bym uwierzył. Piotrze, a jakie Ty masz kwalifikacje, aby oceniać/zgadywać kto będzie dobrym pro w przyszłości? 🙂

    1. Ansel Adams na fotografii zarabiał czasem 🙂 Więcej zarabiał jako konsultant techniczny Kodaka, Polaroida i Fuji. Łapał też zlecenia na dokumentację przyrodniczą (w 1941 – 22,22 dolce dziennie plus 5 dolców na wikt i opierunek i 4 centów za kilometr 🙂 ). A było to w złotym czasie, gdy jeszcze nie było internetu, w którym – jak powszechnie wiadomo – wszystko jest darmowe, z fotografiami włącznie. Ale to na marginesie.

      I to nie ja mówię, że ktoś ma lub nie ma szans na bycie zawodowcem od pejzaży. To mówi rynek. Zawodowcy od krajobrazów, którzy radzili sobie rynkowo w czasach analogowych, dzisiaj dorabiają książkami, wykładami i warsztatami. Mimo wyrobionej renomy i bogatego archiwum zdjęć. Może jesteś lepszy od Notona, Cornisha, Wiggeta. Ale musisz być dużo lepszy od nich, bo oni z samych pejzaży nie bardzo potrafią już wyżyć. I to raczej nie tyle (albo: nie tylko) lepszy fotograficznie, ale przede wszystkim lepszy biznesowo. Czego Ci oczywiście życzę – żebyś znalazł niszę rynkową/model biznesowy/technikę/klienta (niepotrzebne skreślić), które pozwolą Ci się utrzymać z fotografowania.
      Naprawdę nie musisz dyskutować ze mną. Będziesz dyskutować z rynkiem, z cyferkami w budżecie, z księgowymi. Na razie możesz podyskutować z cyferkami Charliego Borlanda, który wyliczył, że nie ma szans na to, aby zarobić na fotografii pejzażowej w modelu mikrosztokowym: http://www.pronaturephotographer.com/2010/03/i-tried-i-really-tried-but-i-can%E2%80%99t-get-microstock-numbers-to-crunch/
      Nie znam (chyba) Twoich zdjęć, ale życzę Ci szczerze, żebyś był się w stanie utrzymać z fotografowania krajobrazów. Przy okazji – będziesz pierwszą znaną mi osobą, która potrafi z tego wyżyć w Polsce.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *