RAW daje możliwości, RAW łatwo się edytuje, bez RAW-a nie ma kołaczy, czy jakoś tak. No niby ten RAW jest fajny, ale… jego wywoływanie już nie zawsze. A przecież wywołać trzeba, to oczywiste, po to zostawiamy sobie możliwości edycji, żeby je wykorzystywać. W czym właściwie problem? W wywoływarkach. A szczególnie w ich profilach.
Kiedyś Adobe Camera Raw (oraz Lightroom) miały profile barwne do poszczególnych aparatów tak ustawione, żeby wygląd zdjęcia z tym profilem odpowiadał w miarę dokładnie wyglądowi JPEG-a z aparatu, wykonanego z aparatowym profilem o tej samej nazwie. Czyli: jeśli ustawiłam w moim Canonie 400D (to były czasy, a co!) profil Neutral, to po wczytaniu RAW-a w Adobe Camera Raw i ustawieniu tamże profilu Camera Neutral, obrazek wyglądał tak samo jak JPEG z aparatu. Od pewnego czasu jednak przestało tak być. RAW-y z nowych Canonów, wczytane do Camera Raw (albo LR, profile są te same) „na dzień dobry” wyglądają fatalnie: są przekontrastowane, z dziwnymi przesunięciami kolorów w światłach, ubogie pod względem barwy. Zaznaczę od razu, że to nie jest kwestia Canona – po prostu takie aparaty są w domu, więc na nich obserwuję zjawisko. Profile barwne Adobe do nowszych aparatów są po prostu fatalne. W efekcie trzeba walczyć najpierw o uzyskanie jako-takiego oddania świateł i cieni, a dopiero potem można się zastanowić nad cyzelowaniem.
Tylko że w trakcie tej walki stanowczo zbyt szybko kończy się amunicja. Żeby doprowadzić cienie do jasności „jotpegowej”, suwak cieni trzeba by często przesunąć do +100. By uratować to, co zostało wypalone albo ciężko przebarwione w światłach, suwak świateł często ląduje na -100. No i co dalej? Suwaki się kończą, jeszcze zanim zacznę cokolwiek „wyciągać” w stosunku do JPEG-a! Uznając, że tak być nie może, postanowiłam sprawdzić, jaki czart tam w środku siedzi i psuje mi zdjęcia. Czart wygląda jak czerwona linia na wykresie poniżej:
Ten wykres to oczywiście krzywa tonalna. Prosta kreska od lewego dolnego rogu do prawego górnego daje zdjęcie w miarę neutralne: kontrast nie jest ani podbity, ani obniżony, żadne odcienie nie są obcięte. To jest wykres typu „tu masz wszystkie kolory tak jak były, a teraz się baw”. Natomiast wygięta czerwona linia pokazuje, co ze zdjęciem robi domyślnie Adobe: całość jest mocno rozjaśniona (wygięcie w górę), głębokie cienie są obcięte (czerwona linia nie zaczyna się w rogu), średnie cienie dokontrastowane (bardziej stromy przebieg krzywej po lewej stronie), a światła spłaszczone (bardziej płaski przebieg krzywej po prawej). Co gorsza, to jest krzywa RGB a nie jasności, więc dotknięty jej działaniem jest nie tylko kontrast zdjęcia, ale też jego kolory – stąd mój problem z barwami na zdjęciach. W przypadku zdjęć ciemnych i niskokontrastowych byłoby wszystko w porządku, ale… przecież nie wszystkie takie są!
Wykres pochodzi z programu DNG Profile Editor, którego serdecznie polecam użytkownikom wywoływarek marki Adobe (osoby używające jednocześnie Maców skorzystają z tego Profile Editora.). Służy on do robienia własnych profili do aparatu, a pośrednio do zwalczania kiepskich profili fabrycznych. By z niego skorzystać, trzeba mieć zdjęcie z tego aparatu (!) w formacie DNG. Wystarczy jedno, nie ma potrzeby przerabiać na DNG wszystkich zdjęć, jakie zamierzamy edytować. Zdjęcie otwieramy w DNG Profile Editor, po czym zmieniamy to, co nam w dotychczasowym profilu Adobe przeszkadza. Ja wyrównałam krzywą tonalną, wybierając Linearną zamiast domyślnej Camera Raw Default. Mając kartę typu Color Checker, można też zrobić sobie pełny profil barwny aparatu w zakładce Chart (czy warto, to inna sprawa, ale można). Można też sobie nieźle w kolorach namieszać, więc ostrożność zalecana. Na koniec eksportujemy nasze ustawienia (File | Export…) do pliku w formacie .dcp, który będzie czytelny jako profil dla programów Adobe. By z tego własnego ustawienia skorzystać, trzeba w ACR czy LR, w zakładce z profilami, zamiast Adobe Standard wybrać nazwę utworzonego właśnie profilu. Domyślnie nazywa się on „Untitled Recipe”, więc przed wyeksportowaniem warto nadać mu jeszcze jakąś bardziej znaczącą nazwę w zakładce Options. I już – jeśli do tej pory trzeba było na wielu zdjęciach walczyć z tą samą przypadłością, to problem od tej pory będzie się rozwiązywał sam. Tylko dlaczego trzeba sobie taki prosty profil robić osobiście?
Instrukcja krok po kroku, jak sobie zrobić profil do aparatu (na dwa sposoby) na portalu fotograficznym Fotezja.pl: https://www.fotezja.pl/edycja-zdjec/jak-sobie-zrobic-profil-do-aparatu/