Małe, amatorskie programy do zdjęć mają swoje zalety. Owszem, nie robią wszystkiego. Owszem, to czy tamto może być niedopracowane (uch, zabrzmiało tak jakby z dużych korporacji programistycznych wszystko wychodziło dopracowane 😉 ). Ale za to takie programy mają inne zalety. Powstają zwykle z własnej potrzeby autora – więc są dopasowane do potrzeb kogoś, kto uprawia to samo hobby. A ktoś taki nie obciąży swojego programu tysiącem zbędnych wodotrysków z jednego prostego powodu: nie potrzebuje ich. Będzie pisał tak, żeby nie wieszać własnego systemu, nie kasować przez nieuwagę własnych zdjęć, nie spędzać mnóstwa czasu na robieniu prostych rzeczy naokoło.
A do tego takie programy są małe i proste. Nie rozrzucają po systemie setki dodatkowych pliczków, bez których nie mogą żyć, dadzą się łatwo deinstalować i reinstalować, nie mają specjalnych wymagań. Za tym idzie jeszcze jedno: jeśli coś się zepsuje, prosty program łatwo naprawić. Czasem wystarczy edycja pliku INI albo prostego wpisu w rejestrze. I nie trzeba się bać, że się coś pomiesza, bo w trzech linijkach po dwa słowa każda naprawdę trudno się pogubić.
A jeśli faktycznie coś idzie nie tak, użytkownik sobie nie może poradzić, czegoś nie wie, coś jednak zepsuł – zawsze można napisać do autora. I co istotniejsze, dostać rzeczową, pomocną odpowiedź.
Pisałam kiedyś do Corela w sprawie bazy w programie katalogującym, gubiącej miniatury zdjęć. Dostałam odpowiedź! Odpowiedź była typu: sprawdź czy komputer jest włączony do prądu i ma zainstalowaną kartę graficzną. Dobra, ja mogę być blondynką, ale nie aż taką. Głębsze drążenie sprawy dało jeszcze kilka interesujących maili, ale nie przyniosło sukcesu – w sumie, teraz mnie to już nie dziwi. Skąd człowiek zatrudniony do pisania maili w hotlinie miałby się znać na budowie bazy danych programu stworzonego przez grupę inżynierów i programistów, których pewnie nawet nie zna? Przecież żeby usunąć prostego buga z takiego programu, to trzeba najpierw powołać zespół i wdrożyć procedury. Żeby się dowiedzieć, dlaczego coś u użytkownika nie działa – pewnie to samo…
Ostatnio miałam rewolucję w komputerze – nowy system, te rzeczy. Po tej rewolucji Foter przestał widzieć stworzoną przez siebie bazę zdjęć. Nie miałam ochoty na ponowne tworzenie całej bazy, więc napisałam do Tomasza (autora programu) z pytaniem, czy nie ma pomysłu jak to naprawić. Miał pomysł, zrobiłam co powiedział (drobna edycja w rejestrze), wszystko działa. Problem został usunięty w pół dnia i minutę, z czego pół dnia byłam na mieście, więc nie mogłam wcześniej odebrać maila z odpowiedzią. Nie trzeba było się przebijać przez BOK i kolejnych specjalistów, z których każdy jest od innego kawałka kodu, a żaden nie ma czasu i ochoty zastanawiać się nad zagadnieniem oderwanym od jego aktualnego zadania. Tylko z autorem małego programu da się szybko dogadać i tylko ktoś taki będzie znał cały program. A jeśli użytkownik będzie miał pomysł na ciekawą funkcję, to może nawet zostanie zaimplementowana – bo przecież autorowi też się przyda.
Zdjęcie u góry zrobione w wąwozie Todra w Maroku.