Na kanaryjskim wybrzeżu

Capture One 21 kontra Lightroom

czyli subiektywny poradnik dla szukających alternatywy

Całe lata edytowałam zdjęcia Photoshopem, a RAW-y trochę też Lightroomem. Czasem chwaląc (się i program), częściej narzekając, no ale czymś wywoływać te RAW-y trzeba. Ostatnie dni, w ramach „zmień coś w życiu”, spędziłam nad nowym Capture One 21. I podzielę się wrażeniami z tej edycji.

Capture One to wywoływarka RAW-ów

Gdyby ktoś miał wątpliwości, mówię to wprost: Capture One to nie jest zastępnik Photoshopa, tylko Lightrooma albo Camera Rawa. Kanałów sobie w nim nie pooglądamy ani nie zmieszamy, warstw również nie wymieszamy, fotomontażu nie zrobimy. I jeszcze paru rzeczy też nie. Sporo jednak można. Można na przykład użyć go do porządkowania kolekcji, podobnie jak Lightrooma. Nawet da się zaimportować katalog z Lightrooma, więc jeśli ktoś już włożył trochę pracy w segregowanie, a ma dość abonamentu, to ta praca nie będzie stracona. No i wywoływać można, rzecz jasna – to podstawowe zastosowanie. Niektóre narzędzia działają bardzo podobnie, a inne… zupełnie inaczej.

Morski wodospad na Wyspach Kanaryjskich

Czym się różni Capture One od Lightrooma?

Wieloma kwestiami oczywiście 🙂 Ale ta różnica, która dla mnie jest najbardziej przekonująca, to możliwość użycia absolutnie wszystkich narzędzi przy edycji fragmentów zdjęć. Bierzemy na przykład filtr połówkowy czy kolisty, i zamiast Lightroomowych kilku suwaczków, mamy do dyspozycji WSZYSTKO. Suwaki oczywiście po pierwsze, ale również krzywe tonalne, koła barw, wszystkie inne narzędzia z różnych zakładek, nawet presety. Jeszcze się do tego bogactwa przyzwyczajam. Przez lata uczyłam się osiągać przyzwoite rezultaty ograniczonymi narzędziami, a tu proszę – brać, wybierać. I nie zapominać, że to wszystko jest dostępne.

Maskowanie w Capture One 21

Jak już jesteśmy przy edycjach lokalnych, to wprawdzie warstw takich jak w Photoshopie nie ma, ale są „warstwy” powstałe przez zaznaczenie kawałka zdjęcia. Jedno zaznaczenie, jedna warstwa. Jak dla mnie, takie coś bardziej powinno się nazywać Maski, ale skoro dla nich to Layers, to nie będę się kłócić. To zaznaczanie jest, jak dla mnie, w Capture One rozwiązane trochę bardziej intuicyjnie, a i trochę bardziej skutecznie niż w Lightroomie. Jak działa? Bierzemy np. filtr połówkowy i naciągamy go na niebo. Oczywiście, wchodzi również na górę wydmy. Nie chcę przyciemniać wydmy, tylko niebo. Filtr można ograniczyć pod względem jasności – to działa podobnie jak opcje mieszania warstw pod ikoną fx w Photoshopie – ale też, korzystając z zakładki edycji koloru, pod względem barwy, i to bardzo precyzyjnie. No i można jeszcze rezultat poprawiać pędzlem. Nadal jednak w mojej prywatnej klasyfikacji mistrzem w inteligentnym (i intuicyjnym) malowaniu masek pozostaje SNS-HDR.

Pustynia Kanaryjska o poranku

Nie znalazłam natomiast w Capture One 21 możliwości regulacji rozmycia filtra kolistego – rozmycie zawsze jest takie „średnie”. Drobiazg, ale szkoda.

A czego mi w Capture One 21 brakuje?

Narzędzi jest dużo, ale jednak pewne braki odczuwam. Jest suwak nasycenia, ale nie ma intensywności (Vibrance). Dehaze (Usuwanie zamglenia) znalazłam w menu (nie jest od razu przypięty do żadnej zakładki, choć można go sobie przypiąć samemu), ale efekt jego działania jest inny niż u Adobe i, jak na razie, wydaje mi się mniej praktyczny. No i brakuje mi też tych samych rzeczy, których nie ma w Lightroomie: na przykład możliwości zmniejszenia zdjęcia i późniejszego wyostrzenia tak, żeby widzieć rezultat na bieżąco. Poza tym, odszumianie jest podobnie słabe w obu programach, i korekcja geometrii również mogłaby być wygodniejsza (choć w ostatnich wersjach Adobe już z tym jest lepiej niż drzewiej bywało).

Na kanaryjskim wybrzeżu

A co imponuje?

Odszumianie jako takie w Capture One 21 nie porywa, ale jakość cieni po mojej (wymagającej) edycji jest bardzo dobra. Lepsza niż się spodziewałam, więc trudno mi się czepiać jakości obrazu. Imponujące są narzędzia do korekcji kolorystycznej: koła barw w różnych konfiguracjach, osobne dla świateł, tonów średnich i cieni, a do tego kolejne koło, na którym można wybrać barwy do edycji: jedną lub szeroki ich zakres. Koła barw, oprócz oczywistej regulacji barwy i nasycenia, mają też wajchy do regulacji jasności – i rozjaśnienie cieni taką wajchą daje inny efekt, niż suwakiem cieni w zakładce Ekspozycji. Mamy tu więc dodatkowe możliwości regulacji kontrastu z użyciem kół barw. Portrety edytuję rzadko, ale dodatkowe koło do odcieni skóry też robi bardzo dobre wrażenie.

Capture One 21 edycja kolorów

Bardzo mi się też podoba łatwość tworzenia i uniwersalność presetów w Capture One. Można je stosować na całym RAW-ie albo jego fragmentach, co wydatnie poprawia praktyczność tego narzędzia. Jeden preset dla nieb, a drugi dla drzew? Nie ma sprawy. Zarządzanie nimi też jest dość intuicyjne.

Capture One 21 jest w dużej części podobny do Lightrooma – zaczynając od irytująco ciemnego interfejsu, a kończąc na pędzelku do usuwania niechcianych elementów, który w obu tych programach jest podobnie funkcjonalny (choć ikonki ma inne), i podobnie gorszy od tego z Photoshopa. Trudno powiedzieć, kto od kogo zrzynał, ale ciekawie robi się tam, gdzie te programy zachowują się różnie. Capture One wyróżnia się naciskiem na edycje lokalne i kolorystykę – i przez to wydaje się bardziej zbliżony do „ogólnego” edytora grafiki. Przynajmniej trochę…

Zdjęcia w tym wpisie były oczywiście edytowane Capture One 21.

  1. Ja próbuję zastąpić Lightrooma, odkąd przeszedł on w model subskrypcyjny (a ja mam go w wersji 6.4 standalone). Aktualnie faworytem jest ON1 Photo RAW, chociaż naprawdę trudno jest mi się pozbyć Lightroomowych przyzwyczajeń 🙁 Z ciekawości wypróbowałem jeszcze darktable (ale tu interfejs użytkownika mnie odrzucił) oraz Exposure X5 (interfejs prawie kropka w kropkę jak w Lightroomie, ale działanie narzędzi, np. odzyskiwania świateł, zdecydowanie inne).
    Do Capture One miałem już ze dwa podejścia, ale bardzo niepokoi mnie eksperymentowanie z modelem subskrypcyjnym – nie chciałbym w niego zainwestować, żeby za pół roku dowiedzieć się, że „perpetual license” kończy się na wersji X i odtąd już tylko subskrypcja (czyli dokładnie to, co zafundowało mi Adobe) 🙁

  2. Próbowałem on1, Exposure, C1, Luminara, darktable i kilku innych. Został DxO PhotoLab. Wygrał z C1 odszumianiem i u-point. A zamiast PS – Affinity 😉

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *