Brzmi to jak bajka: filtr szary o gęstości płynnie regulowanej od 2 do 9 EV. Zamiast nosić zestaw różnych filtrów, mamy jeden i płynnym ruchem ręki wydłużamy ekspozycję nawet 500 razy! Za dobre, żeby było prawdziwe? Niestety.
Owszem, regulowane filtry szare istnieją, działają i w zasadzie robią to, co obiecują ich producenci. Diabeł tkwi w tym, jak to robią. Z obiektywami szerokokątnymi przy maksymalnej sile filtracji pojawiają się takie cuda, jak na zdjęciu powyżej. Przy nieco mniejszej sile czarne pasy mają formę krzyża przecinającego kadr po przekątnych, a jeszcze delikatniejsze ustawienie daje mocną winietę na dwóch przeciwległych rogach. Im krótsza ogniskowa, tym szybciej pojawiają się problemy z nierównomiernym przyciemnieniem kadru.
Na dłuższych ogniskowych, tak powyżej 100 mm, z nierównomiernością przyciemnienia problemu nie ma, za to ostrość zaczyna zanikać. Im dłuższa ogniskowa, tym mniej tej ostrości zostaje. Na faderze Mk II firmy Light Craft Workshop degradacja obrazu jest mniejsza, na tańszym faderze TyanYa – solidna.
Wnioski. Na krótkich ogniskowych o wydłużeniu ekspozycji o 9 EV możemy zapomnieć, a i 6 EV jest problematyczne. Na długich ogniskowych użycie fadera zmienia nam topowego Nikkora czy wypasioną L-kę w denko od butelki.
Ktoś będzie zadowolony po kupieniu fadera? Filmowcy, zwłaszcza ci korzystający z lustrzanek, ale oni nie potrzebują filtrować aż do 9 EV, a w Full HD rozdzielczości mają na 2 megapiksele, więc strata ostrości też ich nie boli.