Zwykle nie piszę o sprzęcie, ale tym razem zrobię wyjątek dla zoomów, które wydłużają się i skracają wraz ze zmianą ogniskowej. Co w tym ciekawego? Ano, powstaje pewna interesująca możliwość kreacji.
Niektóre obiektywy zmiennoogniskowe, jak na przykład 70-200 L Canona, niezależnie od ustawionej ogniskowej, same mają zawsze tę samą długość. To zasadniczo dobrze, ale… mniej doskonałe konstrukcje, które przy zoomowaniu zmieniają długość, a niektóre nawet kręcą mordką, w pewnych sytuacjach mają swoje plusy – choć tak na co dzień ta przypadłość jest mocno uciążliwa.
Idzie sobie człowiek z takim zoomem (przypiętym rzecz jasna do aparatu) na szyi, a on mu się z każdym krokiem wydłuża… po pięciu krokach już stuka w pasek, więc trzeba go skręcić na minimalną długość, co pomaga na kolejnych pięć kroków. Niektóre obiektywy mają specjalne guziki do blokowania ogniskowej – właśnie po to, żeby się sama nie wydłużała przy chodzeniu. Niektóre z kolei chodzą tak ciasno, że się same nie wysuwają, więc nie potrzebują guzika. No chyba, że się poluzują… jak mój. A blokady brak, grrrr.
Jednakowoż w pewnych warunkach i przy pewnych stanach umysłu można tę irytującą przypadłość zooma twórczo wykorzystać. Widniejące powyżej zdjęcie pt. Wybuch na wrzosowisku zostało zrobione aparatem ustawionym pionowo w dół, trzymanym w ręce przy czasie 1/6 sekundy. Skręciłam ogniskową na minimum, puściłam pierścień obiektywu i w czasie, gdy się wysuwał, wcisnęłam spust migawki. Efekt zależy od czasu ekspozycji, stabilności trzymania aparatu, gładko chodzącego pierścienia ogniskowej i wyboru odpowiedniej kępy wrzosu.