Miękkość, zwiewność, świetliste barwy i trochę prawie że ostrych krawędzi, cieniowanych, jak zagniecenia na półprzezroczystym, malowanym materiale… Ale pewnie już każdy się domyślił, że to zdjęcie nie ma nic wspólnego z malowaniem, jedwabiem ani gnieceniem.
W takim razie, co to właściwie jest? Impresja o zachodzie słońca, kawałek kolorowej scenerii, niezbyt ciekawej w normalnym ujęciu. Banalny krzak dzikiej róży, dość nieporządny jak to krzak, płasko oświetlony z powodu zacienionego miejsca. Kluczowe dla tego ujęcia są dwa elementy, których wcale nie było przed obiektywem: odpowiednio długi czas naświetlania i ruch aparatu.
Czas to 1/6 sekundy. 1/2 albo 1/10 też by mogła być, trzeba by tylko ruszać aparatem odpowiednio wolniej lub szybciej. Aparatem kręciłam kółka, wciskając spust migawki w trakcie kręcenia.
Mam więcej zdjęć zrobionych z tego samego miejsca, w tym samym kierunku, w ten sam sposób. Każde jest inne. To jest właśnie piękne w tej metodzie: nieprzewidywalność efektu. I jego urocza zwiewność. Jeśli nudzisz się fotograficznie w swojej okolicy, bo uważasz, że zrobiłeś już tam wszystkie możliwe ujęcia, spróbuj ruchu aparatem. W różnych kierunkach, przy różnym świetle, uzyskasz całą mnogość odmiennych kadrów. Ba! nawet wykonując ten sam ruch raz za razem i nie zmieniając niczego w ustawieniach, dostaniesz za każdym razem inne zdjęcie. Większość z nich pewnie skasujesz, ale to nie szkodzi – naświetlanie matrycy jest tanie. Istnieje natomiast szansa, że te, które pozostaną, pozwolą inaczej spojrzeć na otaczający świat.
Poniżej ten sam banalny krzak co na górze, w wersji z nieruchomym aparatem. Prawda, że jest różnica?