W czasach analogowych uważano, że obiektyw typu rybie oko służy wyłącznie do ilustrowania efektu rybiego oka w podręcznikach fotograficznych. Tutaj Mike Johnson trochę robi sobie jaja, ale jeszcze w podręcznikach wydawanych u nas parę lat temu to zdanie można było spotkać pisane całkiem serio. Jak to się stało, że w ostatnich latach tyle widzi się interesujących, twórczych fotografii wykorzystujących rybie oko? Od architektury po ślubne reportaże, od dokumentu po reklamę. A co może najbardziej zaskakujące, rybie oko stało się standardowym i obowiązkowym narzędziem przy fotografowaniu lub filmowaniu sportów ekstremalnych. Co się więc w ostatnich latach stało, a czego nie dało się uzyskać przez poprzednie pół wieku?
Pierwsze obiektywy typu rybie oko zaczęto masowo produkować w latach 60. ubiegłego wieku i znajdowały one praktycznie wyłącznie zastosowania naukowe (na czele z gigantycznym, ponad 5-kilowym Nikkorem 6 mm f/2.8, który dawał kąt widzenia 220 stopni). Jak to się stało, że przez pół wieku tak bardzo nie dało się znaleźć ciekawych zastosowań, że aż owa niemożność trafiła do podręczników?
Odwróćmy to pytanie. Jak to się stało, że teraz tyle osób potrafi w kreatywny sposób zastosować rybie oko? Powody są dwa: dostępność tanich obiektywów typu rybie oko (z popularnym Samyangiem 8 mm f/3.5 na czele) oraz cyfrowa rewolucja, która sprowadziła koszty eksperymentowania i ćwiczeń do zera. Rybie oko jest obiektywem trudnym, trzeba trochę poćwiczyć, zanim się zacznie panować nad silnymi deformacjami geometrii, a jeszcze więcej, żeby z tych deformacji ulepić coś ciekawego. Wyraźnie w czasach analogowego „szanowania kliszy” nie było dostatecznie wielu chętnych do marnowania celuloidu i pieniędzy na poznawanie możliwości rybiego oka. Dzisiaj to samo nie kosztuje ani złotówki po kupieniu aparatu i tegoż rybiego oka, więc kreatywność rozkwitła i zdanie: „Rybie oko – brak znanych zastosowań, poza ilustrowaniem „efektu rybiego oka” w podręcznikach fotograficznych” jest już śmieszne w swojej fałszywości.
Jeśli chcesz poznać nowe możliwości narzędzia, znaleźć odmienne spojrzenie na znane tematy, pokazać, że niemożliwe jest jednak możliwe, to jest na to tylko jeden sposób: iść, próbować i pstrykać. Nie ma innej metody uczenia się i znajdowania nowych dróg niż przez popełnianie błędów. A błędy można popełniać tylko ćwicząc i próbując. Idźcie więc i błądźcie!
PS. Idźcie i błądźcie, ale koniecznie zajrzyjcie do nas w niedzielę! Szykuje się impreza, będą prezenty! Prawie jak urodziny hobbita. 🙂